[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszkał zawsze po więzieniach, nie ma więc zbyt czułego sumienia, ale za to duży zmysł humoru i zna mnóstwo zajmujących historii kryminalnych.Podczas narad nad urządzeniem nowej sali posiedzeń kilku członków postanowiło, żeby nad fotelem przewodniczącego powiesić jakiś dobry obraz.Na to wstał Szczur Więzienny i zabrał głos:„Brak nam tu przede wszystkim portretu założyciela klubu, doktora Jana Dolittle.Wiem, skąd można wydostać taki portret, którego wielkość będzie odpowiadała przeznaczonemu na to miejscu”.Propozycja została przyjęta i Szczur Więzienny udał się jeszcze tego samego wieczora do pańskiego domu, panie doktorze, i tam z kominka w poczekalni - powiedzmy - wypożyczył sobie portrecik.Czy pan go nam odbierze, doktorze?- Nie, nie mam zamiaru - odpowiedział Tan Dolittle ze śmiechem.- Wygląda na tym miejscu, gdzie wisi, wcale nieźle, a przy tym pochlebia mi to bardzo, że pragnęliście go tutaj mieć.Daruję go chętnie waszemu klubowi z tym zastrzeżeniem, że go nie zniszczycie.Tylko niech się Dab-Dab o tym nie dowie.- O, może pan być pewny, że my jej o tym nie powiemy - odrzekła biała mysz.- A teraz, doktorze Dolittle, gdybyście wraz z Tomkiem zechcieli zająć swoje miejsca, zwołam członków klubu, którzy czekają na pozwolenie wejścia.W sali zebrań musi być pusto, nim usiądziecie, gdyż inaczej, jak pan widzi, nie zmieściłby się pan.Po czym zgięliśmy kolana w rodzaju ukłonu i zasiedliśmy do uczty, w tym więcej niż ograniczonym pomieszczeniu, przy najdziwniejszych ze wszystkich stołów.Za krzesła służyły nam puste puszki po biszkoptach, wypożyczone przez myszy ze Schroniska dla Psów Nierasowych.Stół miał kształt owalny jak jajko, był szeroki na trzy stopy, a długi na pięć.Dania stanowiły maleńkie ilości sera, orzechów, suszonej ryby, suchych okruchów chleba, pestek z jabłek, jądra z pestek od śliwek itp., ułożone pośrodku stołu w ten sposób, żeby wokoło pozostawało dość miejsca dla gości.Ponieważ w mysim grodzie, nawet w najlepszych towarzystwach, istniał zwyczaj spożywania posiłków stojąc albo siedząc na stole.Gdyśmy usiedli, biała mysz dała znak i wówczas nastąpiło coś niezwykłego: tysiące myszy i szczurów wyskoczyło nagle ze wszystkich dziur i otoczyło nas z piskiem i hałasem.- Musi pan im wybaczyć, doktorze - szepnęła pani przewodnicząca, gdy ze dwanaście myszy wdrapało się na kołnierzyk doktora, a potem zbiegło po jego rękawie prosto na stół.- Na ogół nie zachowują się w ten sposób.Spodziewałam się tłoku w pobliżu pana - to wielki zaszczyt dla nich, będą się chełpić tym, że siedziały obok pana - dlatego trzymałam je za drzwiami do ostatniej chwili.ROZDZIAŁ XIIUCZTA MIESIĘCZNAUczta miesięczna udała się znakomicie, chociaż ani ja, ani doktor nie mogliśmy później powiedzieć, że jesteśmy syci.Dań było bardzo dużo, to prawda, ale półmiskami były skorupki orzechów włoskich, a napoje podawano w miseczkach żołędziowych.I trzeba było zadać sobie dużo trudu, aby najeść się i napić do syta.Ale uczta była z innych względów tak zajmująca i niezwykła, że obaj nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy z tego, czy jesteśmy syci czy głodni.Przede wszystkim nie zdarzyło nam się jeszcze nigdy w pokoju, w którym było zaledwie miejsce na nas dwóch, zasiąść wspólnie do stołu z pięcioma tysiącami szczurów i myszy.Gdyśmy już usiedli i spory myszy o to, aby usiąść jak najbliżej wielkiego męża ustały, członkowie klubu zachowywali się bez zarzutu.Obsługa składała się z dwóch grup kelnerów, z których jedni pracowali pod stołem, drudzy na stole.Kelnerzy na stole przynosili dania ze środka stołu gościom, którzy na kształt wieńca szerokiego na dwadzieścia szczurów zasiedli na skraju stołu.Inni kelnerzy zajęci byli wbieganiem i zbieganiem po nogach stołowych tam i z powrotem, z kuchni do sali, aby opróżnione półmiski napełniać i podawać.Gdy ostatnie danie zostało spożyte, biała mysz zastukała w stół i poprosiła o spokój.Natychmiast umilkła rozmowa i niektórzy członkowie zaczęli uciszać kelnerów, którzy sprzątali nieco hałaśliwie skorupki orzechów i miseczki żołędzi.W końcu, gdy się drzwi do kuchni zawiesiło skórką banana, aby nie przeszkadzał brzęk zmywanych naczyń, podniosła się czcigodna pani burmistrz, pierwsza przewodnicząca klubu myszy i szczurów, chrząknęła z godnością i rozpoczęła bardzo piękną mowę.Najpierw zwróciła się do doktora i oznajmiła mu w imieniu całego klubu, jak bardzo czuje się szczęśliwa mogąc go powitać przy wspólnym stole.Potem zwróciła się do ogromnego tłumu myszy i szczurów i opowiedziała im w krótkich słowach, co doktor Dolittle zrobił dla wychowania i wykształcenia myszy, i że jego wysiłki powinny w przyszłości wydać piękne owoce.- Po raz pierwszy w historii naszego wielkiego narodu - powiedziała biała mysz - dana jest nam sposobność do wykazania swych uzdolnień.Jakież to życie wiodłyśmy dotychczas! Gonione, tępione, musiałyśmy bezustannie uciekać, kryć się - taki był nasz zwykły los.Mądre zarządzenie doktora Dolittle umożliwiło rodowi mysiemu i szczurzemu, tutaj, w mieście zwierząt, zainteresowanie się innymi sprawami, nie tylko uciekaniem przed pazurami psów i kotów i chronieniem się od pułapek.A jakież, szanowne zgromadzenie, są rezultaty czynu doktora Dolittle? - Przewodnicząca uczyniła przerwę i pogładziła białe wąsiki, gdy tymczasem słuchacze siedzieli jak zaczarowani, oczekując dalszego ciągu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]