[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona jednak wbijała kły głębiej i głębiej, aż wydarła MouwAwie gardło.Człek-szakal szarpnął się mocniej, a potemznieruchomiał.Zamia się zakrztusiła; usta i nos wypełniał jejnajobrzydliwszy z obrzydliwych smaków.Mimowolnie wyszłaz kształtu lwa.Niepewnie wstała na nogi.Cienie, z których wydawał się ukształtowany Mouw Awa,zawirowały i uniosły się jak dym.Jakiś niewidoczny, ledwiewyczuwalny wiatr porwał je w ciemne smużki, te zaś z koleirozwiały się w nicość.Na pałacowej podłodze leżał szkielet. Hadu Na was.Kosana Dzieci".Zamiast ludzkiej głowy kościotrup miał czaszkęszakala.Widok ten przypomniał Zamii wyczyszczone przezwiatr kości na pustyni - i wszystko to, co straciła wśródpiasków.Kopnęła szkielet obutą stopą, a ten natychmiast rozsypał sięw pył.Zamknęła oczy z powodu przeszywającego bólu ran iosunęła się na kamienną posadzkę. Moja gromada została pomszczona.Banu Laith Badawi sąpomszczeni".Ośmieliła się pomyśleć, że ojciec byłby z niej dumny.A potem zaczęła wymiotować.Raz po raz, aż w oczachstanęły jej łzy i rozbolał ją żołądek.Rasid usłyszał wrzask doktora i nie zważając na mogące naniego czyhać niebezpieczeństwa, popędził przed siebienajszybciej, jak umiał.Zobaczy! rozciągnięte na ziemi trupykalifa i mężczyzny w czarnych szatach - domyślił się, że tonadworny mag.Stal nad nimi chudy człowiek w brudnym,białym kaftanie.Kilka ludzkich ghuli tłukło o ścianę migo-tliwego światła.Na podwyższeniu znajdował się wysoki tron z białegokamienia.Na tronie siedział Książę Sokołów i ściskał za rękędługowłosego, młodego chłopca u boku.- Nie działa! - krzyczał Faraad Az Hammaz.- NIE DZIAAA!Rasid nie wiedział, o czym zdrajca mówi, ale go to nieobchodziło.Całą swoją uwagę skupiał na podłodze obokpodwyższenia, gdzie Mouw Awa garbił się nad krzyczącym zbólu doktorem.Musiał pomóc swojemu mentorowi.Człek-szakal był zajęty iRasid, szybciej niż kiedykolwiek w życiu, rzucił się na niego.Ale choć był bardzo szybki, Zamia Banu Laith Badawi byłaszybsza.Przemknęła obok niego jak pocisk złotego światła,warknęła On jest mój!", ryknęła i staranowała Mouw Awę,odrzucając go od doktora.Rasid zerknął na walczących - światło i cień kotłujące się wkłębowisku pazurów i warkotu.Potem zobaczył, że człowiek wbrudnym kaftanie - to musiał być Orszado - podbiega ispokojnie dotyka ściany światła.Błysnęła czerwień i zaporazniknęła.Na znak Orszada ludzkie ghule, jużniepowstrzymane, ruszyły w kierunku tronu.Rasid doskoczył do doktora.Jego kaftan był porozdzieranypazurami, chociaż derwisz nigdzie nie widział śladów krwi.Oczy doktora były zaczerwienione na obrzeżach - czerwieniąjaśniejszą niż zwykłe przekrwienie.- Na Opiekuńcze Anioły! Doktorze, czy ty.Co mam robić? -spytał, wstydząc się swojego przerażenia.- Rasid bas Rasid - powiedział doktor głosem pustym inieobecnym.- Dobry człowiek.dobry partner.Derwisz chwycił go za ramiona.- Doktorze, proszę! Jak możemy zabić te potwory?Jasnobrązowe oczy łowcy ghuli zdawały się zmagaćz czerwonymi obwódkami.- Hę? Ze.zetnij głowę.Zatrzymaj ghule!- Jednemu już ściąłem, doktorze, a on po prostu.- O.Orszado.- Jeszcze tylko tyle zdołał powiedzieć doktor,zanim zapadł w jakiś czarnoksięski, martwy sen. Orszado.A więc trzeba ściąć samego ghula ghuli!"Kątem oka Rasid zobaczył rozbłyski magicznego ognia - toLitaz i Dawud zmagali się z następnymi potworami.Niewiedział, co się stało z Zamią.Położył delikatnie bezwładne ciało swojego mentora napodwyższeniu.Podniósł wzrok i zobaczył, że Orszadowykonuje niemożliwy - magiczny - skok na tron.Ghul ghuliuderzył Faraada Az Hammaza wierzchem dłoni z niewątpliwieczarnoksięską silą.Mistrz złodziei upuścił szablę i spadł ztronu na podwyższenie.Wtedy Orszado, z jedną stopą nasiedzisku, chwycił dziecko - Następcę tronu, zrozumiał Rasid -za jego długie, czarne jak smoła włosy i wyciągną! nóż.Zamierza wypić krew następcy, dokładnie tak, jak napisanow tym zwoju.Zakrzywiony sztylet Orszada błysnął, a chłopak krzyknął zbólu.Na kaftan mężczyzny trysnęła krew.Jednocześnie na wpół przytomny Książę Sokołów wymówiłpojedyncze słowo i wykonał jakiś dziwny gest.Potem sięgnąłnad krwawiącym następcą i wcisnął coś na poręczy tronu.Rasid usłyszał głośny szczęk i chrobot przesuwanegokamienia.Następny sekret, którego kalifowie nie poznali? Na towyglądało, podłoga bowiem odjechała w dół; tron i całepodwyższenie - z Rasidem, doktorem, następcą, Faraadem AzHammazem i Orszadem - uniosło się na niewidocznej do tejpory kolumnie.Rasid spojrzał jeszcze raz na nieruchomą postać doktora, apotem odwrócił się do Orszada.Ghul ghuli po raz drugi wbiłnóż w pierś następcy.Rasid skoczył ku tronowi. Boże Wszechmogący, choćwiem, że jestem niegodny, błagam Cię, daj siłę swojemusłudze!"Rzucił się na Orszada.Ale ghul ghuli machnął ręką i stało sięcoś dziwnego - coś niemożliwego.Sala tronowa wokół nich zniknęła.Tam, gdzie przedtem byłykamienne ściany i sklepienie, teraz wirowało czerwoneświatło.Towarzysze Rasida znikli.Orszado i jego potworyznikli.Rasid był sam.Co to za nikczemna magia?Derwisz rozejrzał się pospiesznie, próbując wypatrzeć sufit,podłogę czy drzwi.Wszędzie jednak widział tylko skłębionewiry czerwonego blasku.Rozpoczął ćwiczenia oddechowe, a te przyniosły mu niecospokoju.Zacytował pismo:- Choć kroczę przez pustkowia ghuli i niegodziwychdżennów, żaden strach nie rzuci na mnie swego cienia.Znajduję schronienie w Jego."Niebiańskie Rozdziały zamarły mu na ustach, kiedy pojawiłsię przed nim człowiek.W ręku trzymał włócznię.Był nędznie odziany i miał natorsie makabryczną ranę od miecza.Nie powinien być w stanieutrzymać się na nogach.Jego twarz wydała się Rasidowiznajoma.Jeden z rozbójników! Kiedy Rasid dwa lata temu opuścił poraz pierwszy Lożę Boga, podczas długiej drogi doDhamsawaatu napadli go trzej zbójcy.Zabił ich bez trudu.To był pierwszy człowiek, którego zabił w ogóle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]