[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O czym rozmawiacie? - spytała Arya.Jeyne rzuciła jej trochę przestraszone spojrzenie i zachichotała.Sansa wyglądała na speszoną.Beth zarumieniła się.Żadna nie odpowiedziała.- Rozmawiałyśmy o księciu - powiedziała wreszcie Sansa słodkim głosikiem.Arya wiedziała, którego księcia jej siostra ma na myśli.Oczywiście chodziło o Joffreya.Tego wysokiego i przystojnego.Sansa siedziała obok niego w czasie uczty.Aryę posadzono obok tego małego, grubego.- Twoja siostra podoba się Joffreyowi - powiedziała szeptem Jeyne, dumna, jakby sama miała w tym jakiś udział.Była córką stewarda z Winterfell oraz najlepszą przyjaciółką Sansy.- Wyznał jej, że jest bardzo piękna.- On się z nią ożeni - powiedziała mała Beth rozmarzonym głosem, kołysząc się.- Wtedy Sansa zostanie Królową całego Królestwa.Sansa posiadała na tyle skromności, by się zarumienić, a rumieniła się ślicznie.Wszystko robiła ślicznie, pomyślała Arya przygnębiona.- Beth, nie powinnaś zmyślać.- Sansa skarciła młodszą dziewczynkę, muskając dłonią jej włosy, by tym złagodzić surowy ton swojego głosu.Spojrzała na Aryę.- A ty, siostro, co myślisz o księciu Joffie? Jest bardzo szarmancki, nie sądzisz?- Jon mówi, że on wygląda jak dziewczyna - powiedziała Arya.Sansa westchnęła nad robótką.- Biedny Jon - odezwała się.- Jest zazdrosny, ponieważ jest bękartem.- Jest naszym bratem - odparła Arya zbyt głośno.Jej głos przeciął popołudniową ciszę komnaty.Septa Mordane podniosła wzrok.Miała chudą twarz, przenikliwe oczy i wąskie, niemal pozbawione warg usta, jakby stworzone do grymasu, który właśnie na nich się pojawił.- O czym rozmawiacie, dziewczynki?- O naszym przyrodnim bracie - powiedziała tym razem Sansa; mówiła cicho, lecz dobitnie.- Uśmiechnęła się do septy.- Razem z Arya mówiłyśmy właśnie, jak bardzo się cieszymy, że jest z nami dzisiaj Księżniczka - powiedziała.Septa Mordane skinęła głową.- Doprawdy, wielki to dla nas honor.- Księżniczka Myrcella uśmiechnęła się niepewnie.- Arya, czemu odłożyłaś igłę? - spytała septa.Wstała i ruszyła przez pokój, szeleszcząc sztywną suknią.- Pokaż mi swój ścieg.Arya miała ochotę wrzasnąć, - Proszę - powiedziała i pokazała swój materiał.Septa popatrzyła uważnie.- Arya, Arya.- W jej głosie wyczuwało się naganę.- To nie wystarczy, nie wystarczy.Teraz wszyscy na nią patrzyli.Nie mogła tego znieść.Sansa była zbyt dobrze wychowana, żeby śmiać się w chwili zakłopotania siostry, lecz zrobiła to w jej imieniu Jeyne.Nawet księżniczka Myrcella spojrzała na nią z politowaniem.Arya poczuła napływające łzy.Zerwała się z krzesła i ruszyła szybko w stronę drzwi.- Arya, wracaj tutaj! - zawołała za nią septa Mordane.- Ani kroku dalej! Pani matka usłyszy o tym.I to w obecności Księżniczki! Wszystkim nam przynosisz wstyd!Arya zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła się, przygryzając wargę.Po jej policzkach płynęły łzy.Zdobyła się jeszcze na sztywny ukłon w kierunku Myrcelli.- Za pozwoleniem, pani.Myrcella zamrugała gwałtownie i spojrzała na pozostałych zdezorientowana.Za to septa Mordane nie miała wątpliwości, co powiedzieć.- Arya, a dokąd to?Arya rzuciła jej nienawistne spojrzenie.- Muszę podkuć konia - odezwała się słodkim głosem i poczuła ogromną satysfakcję, widząc przerażoną twarz septy.Potem odwróciła się na pięcie i wybiegła pędem.Czuła się pokrzywdzona.Sansa miała wszystko.Była o rok starsza od niej i Arya miała wrażenie, że dla niej już nic nie zostało.Często tak właśnie się czuła.Sansa potrafiła wyszywać, śpiewać i tańczyć.Pisała wiersze.Znała się na strojach.Potrafiła grać na harfie i dzwonkach.I była piękna.Sansa odziedziczyła wysokie kości policzkowe po matce oraz gęste kasztanowe włosy Tullych.Arya zaś odziedziczyła urodę pana ojca.Włosy miała brązowe i matowe, twarz pociągłą, długą i poważną.Jeyne nazywała ją Arya o Końskim Pysku i rżała, kiedy ją mijała.Tylko w jeździe konnej Arya przewyższała swoją siostrę.No i jeszcze lepiej potrafiła zarządzać domem.Sansa nigdy nie miała głowy do liczb.Jeśli miała-wyjść za Joffa, to będzie musiała postarać się o dobrego stewarda, myślała Arya.Nymeria czekała na nią w wartowni na dole, przy schodach.Przybiegła do Aryi, gdy tylko ją ujrzała.Arya uśmiechnęła się.Wiedziała, że jej szczeniak ją kocha, może tylko on jeden.Wszędzie z nim chodziła.Nymeria spała w jej pokoju, przy jej łóżku.Gdyby tylko matka pozwoliła, Arya chętnie zabrałaby wilczycę do komnaty, gdzie uczyły się wyszywać.Niechby wtedy septa Mordane spróbowała narzekać na jej ściegi.Nymeria chwyciła delikatnie w zęby dłoń Aryi, kiedy ją odwiązywała.Wilczyca miała żółte oczy.W blasku słońca lśniły jak złote monety.Arya nazwała ją imieniem wojującej królowej z Rhoyne, która poprowadziła swój lud przez wąskie morze.Oczywiście, wywołało to wielki skandal.Sansa nazwała swojego szczeniaka Dama.Arya skrzywiła się i przytuliła swoją wilczycę.Zachichotała, kiedy Nymeria polizała ją w ucho.Septa Mordane z pewnością zdążyła już zawiadomić panią matkę.Jeśli pójdzie do swojego pokoju, znajdą ją tam, a na to nie miała ochoty.Pomyślała o czymś przyjemniejszym.Chłopcy ćwiczyli na dziedzińcu.Chciała zobaczyć, jak Robb kładzie na plecy wytwornego księcia Joffreya.- Chodź - powiedziała do Nymerii.Wstała i pobiegły razem.Na krytym moście, między zbrojownią a Wielką Wieżą, znajdowało się okno, z którego rozpościerał się widok na cały dziedziniec.Tam właśnie się udała.Kiedy przybiegły zdyszane, Arya ujrzała Jona siedzącego na parapecie z jedną nogą podciągniętą pod brodę.Wydawał się ich nie zauważać, zaabsorbowany tym, co dzieje się na dziedzińcu, dopóki jego biały wilk nie poruszył się, żeby wyjść im na spotkanie.Nymeria zbliżyła się ostrożnie.Duch, już teraz większy od pozostałych szczeniaków, obwąchał ją, chwycił delikatnie zębami za ucho i usiadł.Jon spojrzał na Aryę uważnie.- Mała siostrzyczko, czy nie powinnaś teraz uczyć się prostego ściegu?Arya skrzywiła się.- Chciałam zobaczyć, jak walczą.- No, to chodź.- Uśmiechnął się.Arya wspięła się na parapet i usiadła obok niego.Z dołu dochodziły głuche uderzenia i postękiwania.Ku swemu rozczarowaniu zobaczyła, że ćwiczą młodsi chłopcy.Bran był tak grubo ubrany, że wydawało się, iż owinięto go w pierzynę, książę Tommen zaś, pulchny nawet bez ubrania, stał się dosłownie okrągły.Sapiąc, zadawali sobie nawzajem ciosy drewnianymi mieczami pod czujnyrn okiem starego zbrojmistrza, ser Rodrika Cassela.Był to ogromny mężczyzna o imponujących bokobrodach.Stojący dookoła mężczyźni i chłopcy zachęcali walczących.Głos Robba wybijał się ponad głosy pozostałych.Dostrzegła obok niego Theona Greyjoya.Ubrany w czarny kubrak ozdobiony złocistym krakenem, godło jego rodu, przyglądał się walce z wyrazem pogardy na twarzy.Obaj przeciwnicy chwiali się na nogach.Arya domyśliła się, że walczą już od dłuższego czasu.- Trochę bardziej wyczerpujące niż robótki - zauważył Jon.- Ale też bardziej zabawne niż robótki - odpowiedziała Arya.Zawsze byli ze sobą blisko.Oboje odziedziczyli rysy ojca.Tylko oni.Robb, Sansa, Bran, a nawet mały Rickon, mieli urodę Tullych - uśmiechnięte twarze i ogniste włosy.Jeszcze jako mała dziewczynka Arya obawiała się, że jej wygląd świadczy o tym, że i ona jestbękartem.Tylko przed Jonem wyjawiła swoje obawy i właśnie on ją uspokoił.- Dlaczego nie jesteś tam z nimi? - spytała.Uśmiechnął się słabo.- Bękartom nie wolno obijać młodych książąt - odpowiedział.- Wszelkie siniaki na ich ciele muszą zostać zadane mieczem prawowicie urodzonych.- Och
[ Pobierz całość w formacie PDF ]