[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Konsekracja.Gra w klasy wprawia nas w swoisty niepokój.Nie tyle wynika on z niezwykłości fabuły czy też dziwaczności postaci, ile z poszarpanego toku narracyjnego, który jest jakby sygnałem, że istnieje inny wymiar, drugie dno.Treści tego drugiego dna nie zgłębimy, może jej nie ma, może jest tylko reguła gry - przeskakiwanie z jednej przedziałki do drugiej, w niepewności, czy skok przybliża nas, czy też oddala od ostatniej podziałki, od obdarzonego nie dwoma, lecz wieloma sprze­cznymi znakami nieba.Powieść Cortázara jest wyznaniem wiary człowieka, dla którego „to, co jest z założenia sprzeczne, jest samą prawdą”, jest walką poezji z filozofią, tego, co proste z tym, co sztuczne (i na odwrót), ironii z autoironią, litości z okrucieństwem, sadyzmu z masochizmem; jest wyznaniem wiary człowieka, który ma wiele do dania, którego stać na szczodrość, który nie zniża się do czytelnika (czym by go w swoim pojęciu obrażał), lecz traktuje go jak równego partnera, i to partnera czynnego, któremu pozostawiona jest inicjatywa takiego czy innego odczytania książki.„Szczęśliwy, kto napotyka swoje dopełnienie, czynnych czytelników” - powie Morelli.Cortázar ukazuje nam nieprzewidywalność ludzkich losów i reakcji, wykazuje, że te dwie rzeczy nie są niczym ze sobą połączone; nawet gdyby reakcje były przewidywalne, więcej - prawidłowe, losy ludzkie i tak byłyby kierowane zdalnie, z jakiegoś innego wymiaru, innej fizyki i metafizyki, i powiedzieć o nich nie bylibyśmy w stanie nic.Czegóż dowiedzieliśmy się o sobie i innych po lekturze Gry w klasy? Żałuję, bo nie żałowałem, lub właśnie dlatego, że żałowałem, a może dlatego, że jestem bezmyślny, a może dlatego, że jestem szatyn, a może dlatego, że śniły mi się różowe krety.Tęsknię, bo nie dość kochałem, a może przeciwnie, bo kochałem zbyt mocno, a może dlatego, że tęsknota jest wmontowana a priori we wszelkie ludzkie uczucia, a może, bo piłem i mam kaca? Szukam rzek metafizycznych nie tam, gdzie są, a jeżeli już do nich trafiam, to nie umiem się w nich zanurzyć, jeżeli nawet umiem się w nich zanurzyć, to nie potrafię się w nich utopić, a może nie chcę, a może tylko udaję, że ich szukałem, a może w ogóle nie ma takich rzek? Kiedy zadowoleni odkrywamy jakąś prawidłowość w myśleniu protágonistów, jakieś „tak, to jest właśnie tak, ja sam tak czuję!” Cortázar wybucha sarkastycznym śmiechem: wynocha z tego wygodne­go fotelika, nic podobnego, pomyliłeś się, nic nie wiesz o moim bohaterze, w dodatku to, co sądzisz o sobie, też nie jest prawdą.Prawdy nie ma, a mimo to należy jej szukać, klap, skończyło się.Od pierwszej do ostatniej kartki powieści Cortázar zaskakuje nas, podobnie jak przedmioty w kabinie kosmicznej, które unosząc się w powietrze zamiast spadać pogrążają nas w metafizycznej zadumie.Dlaczego nie spadają? To byłoby o tyle logiczniej, o tyle wygodniej.Ale nie ma być ani logicznie, ani wygodnie.Cortázar żąda od nas przestawienia w mózgu jakiejś klapki, jakiejś zwrotnicy.Jego sposób kojarzenia (tropizmy, ruchy konika szachowego) wymaga innej logiki niż ta, jakiej nas uczono: logiki podskórnej, w której, jak on sam mówi, należy otwierać się na pewne skojarzenia, na pewne cykle skojarzeń, odbywające się na głębszym czy też wręcz głębokim planie, gdzie cała seria wydarzeń, zapoczątkowana trzaśnięciem drzwi, na które nałożył się czyjś uśmiech, wspomnienie starej uliczki, widok róży w wazonie, układa się w jakąś figurę, w jakąś konstelację, zupełnie obcą tym wszystkim elementom, nie mającą z nimi żadnych stycznych, która - przez jakiś niepowtarzalny, już miniony moment - proponuje dojrzenie innej rzeczywistości w tym, co faktycznie było trzaśnięciem drzwi, uśmiechem, uliczką i różą.Inna rzeczywistość! A więc już padło to słowo-klucz, obsesja, bez której pisarstwo Cortázara mimo całego swojego bogactwa nie było­by tym, czym jest.Oto jak ją sam określa: „To jest tak, jakby w ślepym murze na sekundę ukazywało się okno, oko, które na mnie mruga.Widzę to okno, ale nie zdążam przez nie wyjrzeć, bowiem w tej samej podarowanej sekundzie, w której ukazało mi się - znika, mur znowu jest ślepy, wszystko znowu zapada w normalność, aż do następnego uderzenia skrzydłem, za dzień, za tydzień i za miesiąc”.Cortázar czatuje na to okno w ścianie, które zależnie od okoliczności nazywa się „inną rzeczywistością”, „centrum mándala”, „kibucem pożądań”, „wylotem”, „wyjściem stąd tam”.Obsesja tego „tu” i „tam” przenika cała Grę w klasy.Nie żyjemy jednoznacznie, żyjemy równocześnie na dwóch planach, jesteśmy sobą i własnymi sobo­wtórami (odbiciami? dopełnieniami? ersatzami?).Każda rzecz posiada gdzieś swój utajony odpowiednik, wszelkie konstrukcje, wszelkie sytuacje kształtują się na zasadzie wagi, której szale ciągle się chwieją.Jest to obsesja i Cortázar ma bolesną świadomość, że nigdy nie uda mu się od niej uwolnić.Czy zresztą człowiek pragnie uwolnić się od tego, czego pragnie? A on pragnie tego, myśli o tym bez przerwy i nie ukrywa swojej rozpaczy, gdy po migawkowym pęknięciu rzeczywistości mur znów jest ślepy, a tamta róża znów is a rose is a rose is a rose i niczym więcej.Cortázar nie zgadza się, żeby tylko to, co jest na powierzchni wydarzeń, było nam dostępne.Za każdą cenę szuka drogi do „tamtego”, poprzez łamanie codzienności, przerywanie ciągłości, obalanie praw pozornej logiki.Oto, co mówi o tym Oliveira: „Niemożliwe, żeby to było naprawdę, żebym ja był kimś, kto się nazywa Horacio”.A w innym miejscu: „Gdybyż przez to złudzenie można było dotrzeć dalej, na inny plan, do jakiejś niewyobrażalnej strefy, o której nie należało myśleć, bowiem myślenie unicestwiało ją w tym samym momencie, w którym określało jej granice”, albo „możliwości nadwidzenia, możliwości nagłych poza wszelką świadomość zetknięć z absolutem”.Cytaty takie można by mnożyć bez końca.Horacio rozpaczliwie szuka „wyjścia”, „niewyobrażalnej strefy”.Dążąc do niej, do prawdy, do zrozumienia, w końcu dochodzi do obłędu.Oto dowód, z jaką pasją Cortázar ściga to, co jedyne, czego szuka, a co mu stale umyka.Pasja ta zakrawa na wiarę.W obliczu wierzącego, niewierzący może tylko zamilknąć.Zamilknąć nie dowierzając.Zamilknąć zazdroszcząc.Zamilknąć nie rozumiejąc.Ale zamilknąć.Milczeć.Tyle że w wypadku Cortázara nie ma się do czynienia z namawianiem na ową wiarę, lecz z dzieleniem się nią drogą artystyczną.Nie zapewnia nas on, że inna rzeczywistość istnieje, po prostu sugeruje ją tak, że obraz jej przebija puklerz naszego sceptycyzmu i przez ułamek sekundy my także widzimy okno w murze.W myśl tego, że to posłowie jest jedynie „międzysłowiem”, nie będę próbowała go kończyć.Zacytuję tylko następujące wydarzenie.Kiedyś zobaczyłam u młodej malarki leżący na półce egzemplarz Gry w klasy, dziwnie jakoś szczupły, związany wstążką do włosów.„Rozmawiam z moim chłopakiem za pomocą tej książki.O czymkolwiek mówimy, wyszukujemy u Cortázara odpowiedzi, on w swoim egzemplarzu, ja w moim.Jest tu wszystko, co może być myślącym ludziom potrzebne do rozmowy.Po prostu wyrywamy więc kartkę po kartce.”Mam nadzieję, że chowają te kartki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •