[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Początkowe podejrzenia potwierdziłysię teraz w całej pełni: wpadła mu w oko, a on o, Boże święty! pociągał ją straszliwie.Tylkoco było złego w tym, że mu się spodobała? Wkońcu weszła już w wiek stosowny domałżeństwa.Czyż młody, sławny aktor,fetowany przez szacownego rajcę i innychznacznych mieszczan, nie byłby dobrą partiądla niej? Ann na pewno powiedziałaby, że tak.Sama już od dawna przebierała w kandydatachz Cheapside, szacując ich wartość tak, jakhandlarz bydłem ocenia młode byczki.CzyMercy, jak każda panna na wydaniu, niepowinna się zatroszczyć o własną przyszłość,aby nie obciążyć rodziny swymstaropanieństwem?Myśl o opuszczeniu domu nie wydała sięMercy taka straszna, kiedy czuła na sobiezachwycone spojrzenie młodego mężczyzny.Wydawał się dobry, zważał na jej uczucia, azarazem był spokojny i poważny.Przełknęła ostatni kawałek tortu iuśmiechnęła się promiennie do Kita. Dzięki, panie.Było pyszne. Hmm mruknął z roztargnieniem, zajętykontemplowaniem jej ust.Mimo woli oblizała wargi.Turner poruszyłsię na krześle, jakby nagle zrobiło mu siębardzo niewygodnie.Mercy zerknęła na buzujący kominek. Co się stało, panie? Czyżby ogień był zaduży? Nie o to chodzi. Odchrząknął. PannoHart, nasi gospodarze zaraz skończą jeść.Możebyśmy poszli poćwiczyć?Kiedy po uczcie rajca odmówił krótkąmodlitwę dziękczynną, Mercy wstała, gotowajak najszybciej oddalić się z pięknymmłodzieńcem.Zwiadomie odsunęła od siebietrzezwą myśl, że ten mały flirt nie musi byćwstępem do prawdziwego uczucia.Dostrzegłaspojrzenie Ann, naglące ją do odejścia. Tak, chodzmy.Chcę, abyś nauczył mnienowych pieśni.Rozdział 3Kit martwił się, jak zniesie bliskość MercyHart w tak małej izbie, w której byli prawie samna sam.Dziewczyna zdawała się nieświadomatego, że jeszcze chwila, a może zostać przypartado ściany i pocałowana żarliwie w same usta.Trajkotała coś beztrosko o muzyce, jakbyzapomniała, że dopiero co czerwieniła się podjego spojrzeniem.Ann Belknap okazała sięmało sumienną przyzwoitką.Usiadła przydrzwiach, odwrócona do nich plecami, iwertowała sonety, jakby nie obchodziło jej nicpoza poezją.Kit zastanawiał się przez chwilę,czy do tego zbioru nie trafiły także jego wiersze,które cieszyły się sporym uznaniem na dworze.Słyszał nawet, jak ktoś śpiewał jeden z nich.Układanie rymów dla dżentelmenówpragnących oczarować swoje damy przynosiłomu całkiem niezłe dodatkowe dochody. Zagraj coś, panienko, abym mógł ocenićtwój kunszt poprosił, czując, że za chwilęzrobi coś, czego będzie potem żałował. Jesteś muzykiem, panie? Między innymi tak potwierdził skromnie. Domyślałam się tego.A czy pan Burbagejest lutnikiem? Skąd jej się to wzięło? zdziwił się Kit.Czyona naprawdę nie wie, z kim ma do czynienia?Jak to możliwe, że nigdy o nim nie słyszała?Niektórzy powiedzieliby, że lubi sięprzechwalać, ale trudno było zaprzeczyć, że rolaw Rycerzach przyniosła mu znaczną sławę.Aobaj panowie Burbage, młodszy i starszy, byliznani w każdym szanującym się londyńskimdomu. Niezupełnie, panienko.Naprawdę nieznasz ani jego, ani jego syna?Mercy przebiegła palcami po strunach,sprawdzając, czy instrument jest nastrojony.Zwdzięcznie przekrzywioną głową, pochylona nadlutnią, była jeszcze bardziej ponętna.Na domiarzłego w tej pozycji jej gorset odsłonił nowewidoki, powiększające męki Kita. Wybacz, panie, nie znam.Jak już cimówiłam, prowadzę bardzo spokojne życie irzadko bywam w londyńskim towarzystwie.Uniosła głowę i popatrzyła na niegobłyszczącymi oczami. To najwspanialszeprzyjęcie, na jakim byłam, panie dodała.Po dwakroć dziwne! Nie chodziła do teatru?Nie widziała tresury niedzwiedzi czy choćbyjarmarcznych występów? Przyjęcie u Belknapówbyło najbardziej grzeczną okazją, jaka trafiła sięKitowi w ciągu całego roku; trudno było sobienawet wyobrazić, iż mogło być dla kogośprzygodą życia.Tak oszołomiła go artystycznaignorancja dziewczyny oraz.hm, jej wdzięki, żezapomniał, czemu miała służyć ta rozmowa.Ano tak, Burbage. Pan Burbage jest. Zastanawiał się, comógłby jej powiedzieć.Przypuszczał, że jeśliprzedstawi go jako jeszcze jednego aktora,Mercy nie wytrzyma i ucieknie. Jestszanowanym przedsiębiorcą rozrywkowym,działającym na dworze i w całym kraju. Tak,to było właściwe.Nie kłamstwo, ale teżokreślenie, które mogło oznaczać wszystko, odurzędnika kontraktującego muzykantów powłaściciela tresowanych koni. A teraz zagrajdla mnie.Kit słuchał z prawdziwą radością, kiedyodegrała słodką fantazję na lutnię, którą paręrazy słyszał w teatrze.Gdy wybrzmiała ostatnianuta, nagrodził Mercy oklaskami. Pięknie! W twoich rękach lutnia śpiewajak umierający łabędz, który na końcu oddajecałą swoją duszę.Spojrzała na niego, zdziwiona tymkwiecistym językiem.Kit zgromił się w myśli. Masz być poważnym człowiekiem, pamiętaj!. Dziękuję.To była tylko wprawka. Gdzie się nauczyłaś tej melodii, skoro jakmówisz, w twoim domu nie gra się takiejmuzyki?Speszona spuściła głowę, przysłaniając swezielone oczy rzęsami. Ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]