[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czerwone kurtki będą tu umierać niczym szczuryw wiadrze, a nawet jeśli część z nich przeżyje wspinaczkę w stronę bramy,dotrą tylko do ostatniego koszmaru Gawilghur.Koszmarem tym było wejście, gdzie cztery wielkie bramy zagradzałydostęp do Wewnętrznego Fortu, cztery bramy ustawione jedna po drugiejw stromym korytarzu osłoniętym po bokach górującymi murami.Nie byłoinnej drogi do środka.Nawet jeśli Brytyjczycy zrobiliby wyłom w murzeWewnętrznego Fortu, nie pomogłoby to im, ponieważ był zbudowany naszczycie urwiska stanowiącego południową krawędz rozpadliny.Nikt niemógł liczyć, że przeżyje wspinaczkę na ten stok.Jedynym wejściem byłabrama, a Wellesley, jak nauczył się Dodd, nie lubił długich oblężeń.Kazałwspiąć się na mury Ahmednagar, zaskakując obrońców i wysyłając ludzi zdrabinami przeciwko nienaruszonym murom.Dodd był pewien, żepodobnie spróbuje zdobyć Wewnętrzny Fort.Nie mógł podejść do murówustawionych na skale, dlatego będzie musiał wysłać swoich ludzi dostraszliwego wejścia, które wiło się pod górę.Na każdym kroku pomiędzyczterema wielkimi bramami będą ostrzeliwani z muszkietów, zgniataniprzez kamienie, zmiatani przez działa i rozrywani rakietami zrzucanymi zprzedpiersi.Niewykonalne zadanie.Kobry Dodda będą miały pozycje nastopniach strzeleckich, a czerwone kurtki, stojąc pod nimi, będą umierać jakbydło w rzezni.Dodd nie miał zbyt dobrej opinii o indyjskich rakietach, ale zebrał ichponad tysiąc nad zabójczym wejściem do Wewnętrznego Fortu, ponieważw zamkniętych przestrzeniach otoczonej murami drogi okażą sięmordercze.Rakiety zbudowane były z blachy, każda miała jakieśczterdzieści centymetrów długości i ponad dziesięć średnicy, a zaopatrzonebyły w bambusowy kij wysokości człowieka przymocowany do cylindranapchanego prochem.Dodd eksperymentował z tą bronią i odkrył, żezapalona rakieta zrzucona w przejście między bramami przemykała iodbijała się między murami, a nawet gdy kończyła już szaleć po korytarzu,wypluwała z siebie płomień, który mógł straszliwie poparzyć uwięzionychludzi.Tuzin rakiet wrzuconych pomiędzy dwie bramy mógł zabićdwudziestu ludzi i śmiertelnie poparzyć kolejnych dwudziestu. Niech tylkoprzyjdą - modlił się Dodd, wspinając się co ranka w stronę WewnętrznegoFortu - niech przyjdą!.Niech przyjdą i niech zajmą Zewnętrzny Fort,ponieważ wtedy Manu Bappoo zginie, a Brytyjczycy natkną się na Dodda iumrą podobnie jak książę.A potem uciekinierzy z ich pobitej armii będą ścigani na południe powyżynie Dekanu.Ich ciała będą gniły w upale, a kości bielały na słońcu, zaśbrytyjska potęga w Indiach zostanie złamana.A Dodd stanie się panem naGawilghur.Niech tylko dranie tu przyjdą.cTego wieczora sierżant Hakeswill odepchnął fałdy muślinu i wszedł dokwater Torrance a.Kapitan leżał nago w hamaku i był chłodzonybambusowym wachlarzem przymocowanym do belki na suficie.Jegotubylczy służący poruszał wachlarzem, ciągnąc za sznurek, natomiast ClareWall przycinała kapitanowi paznokcie.- Nie za krótko, Walciu - powiedział Torrance.- Zostaw mi tyle, żebymmiał się czym podrapać.Dobra dziewczyna.- Podniósł wzrok na Hakeswilla.- Pukaliście, sierżancie?- Dwa razy, sir - skłamał Hakeswill - głośno i wyraznie.- Walcia będzie musiała przeczyścić mi uszy.Przywitaj się z sierżantem,Walciu.Gdzie twoje maniery?Clare uniosła na krótko oczy w reakcji na obecność Hakeswilla iwymruczała coś ledwie słyszalnego.Hakeswill ściągnął czako.- Miło panią widzieć, pani Wall - powiedział żarliwie - doprawdy miło, mójklejnociku.- Skinął jej głową i mrugnął do Torrance a, który wzdrygnął się.- Walciu - powiedział Torrance - sierżant i ja mamy wojskowe sprawy doomówienia.Wybierz się do ogrodu.- Poklepał ją po dłoni i popatrzył, jakwychodzi.- I żadnego podsłuchiwania pod oknem - dodał wyniośle.Poczekał, aż Clare wyszła za muślin wiszący nad wejściem do kuchni, apotem sięgnął chwiejnie z hamaka i podniósł zieloną, jedwabną szatę, którąułożył sobie na kroczu.- Nie chciałbym tobą wstrząsnąć, sierżancie.- Nic mną nie wstrząśnie, sir.Nie ma takiej żywej istoty, jakiej niewidziałbym nago, nagusieńkiej jak ją Bóg stworzył, i ani razu żem się niewstrząsnął.Od kiedy mnie powiesili za szyję, jestem nie do wstrząśnięcia. I nie do zrozumienia - pomyślał Torrance, ale po wstrzymał się przedkomentarzem.- Czy Walcia wyszła z kuchni?Hakeswill wyjrzał za muślin.- Wyszła, sir.- Nie ma jej przy oknie?Hakeswill sprawdził okno.- Po drugiej stronie podwórka, dobra dziewczyna.- Rozumiem, że przynosisz wiadomości?- Lepiej niż wiadomości, sir, lepiej niż wiadomości.- Sierżant podszedł dostołu i opróżnił kieszeń.- Pana weksle dla Jamy, sir.Dziesięć tysięcy rupii,wszystko spłacone.Nie ma pan już długu, żadnego.Torrance poczuł ulgę.Długi to okropna rzecz, straszliwa, a jednakwydawała się nieunikniona, jeśli chciało się używać życia.Tysiąc dwieściegwinei! Jakżeż mógł przegrać aż tyle? Szaleństwo! Ale teraz dług byłspłacony i to w całości.- Spal weksle - nakazał Hakeswillowi.Hakeswill przytrzymał kartki jedną po drugiej przy ogniu i pozwolił imdopalić się na stole.Podmuch od wachlarza rozwiewał dym i rozrzucał małeskrawki czarnego popiołu, które ulatywały z ognia.- A Jama, sir, jako dżentelmen, mimo że jest pogańskim, czarnymbękartem, dodał wyrazy wdzięczności - rzekł Hakeswill, kładąc na stoletrochę złotych monet.- Ile?- Siedemset rupii, sir.- Dał nam więcej, wiem o tym.Oszukujesz mnie, sierżancie!- Panie kapitanie.- Hakeswill wyprostował się z oburzeniem.- Na mójżywot, sir, i mówię to jako chrześcijanin, nigdym z życiu nikogo nie oszukał,sir, o ile na to nie zasłużył, w którym to przypadku mu się należało, sir.Takstoi w Piśmie.Torrance wpatrzył się w Hakeswilla.- Jama wróci do obozu za dzień albo dwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]