[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich połączone siły są niebagatelne.Razem dysponują prawdziwą armią! Trzy tuziny wojennych kreatur, niezliczone zastępy Trogów i uzbrojeni w kastety porucznicy - nie mogę sobie pozwolić na lekceważenie takiej potęgi.No i wszyscy Lordowie.- Ależ - Harry nie widział żadnego problemu - możesz w każdej chwili po prostu stąd odejść.Do następnego zachodu wszyscy zdążymy się przenieść daleko, w bezpieczne miejsce.- Nie - potrząsnął głową Rezydent.- Ty możesz.I Wędrowcy, i troglodyci, Zek, Jazz - wy macie do tego prawo.Ale nie ja.Tutaj jest moje miejsce!- Będziesz się bronił? Nic z tego nie rozumiem.- Zrozumiesz, ojcze.Już niedługo zrozumiesz.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGISEKRET REZYDENTA - KAREN W OGRODZIE - WOJNA!Słońce zaczęło blednąc na niebie, a wysokie szczyty lśniły złotym blaskiem, kiedy Rezydent zwołał nadzwyczajne zebranie.Na placu przy domu mieli się stawić wszyscy, którzy mieszkali w Ogrodzie albo tylko korzystali z jego dóbr.On sam stal na balkonie swojego domostwa i każdego przybyłego, Troga czy Wędrowca, witał z równym szacunkiem.Przez krótki czas jego matka dzieliła z nim obowiązki gospodarza, ale zaraz zniknęła w głębi pokoju.Zawsze miła, słodka i szczęśliwa w błogiej nieświadomości, jak dobra wróżka.Harry Keogh unikał jej wzroku, choć i tak nie mogła go rozpoznać, bowiem duch jego władał ciałem Aleca Kyle'a.- Przyjaciele, nadeszła chwila prawdy.- Rezydent rozpoczął swe przemówienie.- Najwyższy czas, żebyście podjęli kilka ważnych decyzji.Przesądzą one o waszym losie.Nie zrozumcie mnie źle - nie byliście przeze mnie dotąd oszukiwani, ale też nie wiecie wszystkiego.No cóż, pora uzupełnić luki.Najpierw jednak parę słów na temat zbliżającej się konfrontacji.Jestem pewien, że już o niej wiecie.Niektórych z was ten konflikt w ogóle nie dotyczy, przybyliście tu wbrew własnej woli.W każdej chwili mogę was stąd zabrać.Zek, Jazz, Harry - do was mówię.Wy, Wędrowcy - możecie kontynuować swą podróż.Znacie drogę.Zdążycie jeszcze znaleźć bezpieczne schronienie w Słonecznej Krainie.Przejdźmy do Trogów, wy również możecie wrócić do swoich jaskiń w Gwiezdnej Krainie.Wszyscy bowiem musicie zdawać sobie sprawę z jednej rzeczy: tym razem wampiry uderzą skuteczniej niż kiedykolwiek.W dolinie rozległ się niski szum zdumionych szeptów.Harry, Jazz i Zek spojrzeli po sobie rozczarowani.Nagle z tłumu wybił się ostry głos młodego Wędrowca.- Ale dlaczego.Rezydencie? My też jesteśmy silni.Mamy broń.Potrafimy zabijać wampiry! Dlaczego nas od siebie odpychasz? Harry Junior spojrzał w jego kierunku.- Czy wampiry są waszymi wrogami?- Tak! - padła chóralna odpowiedź.- Zawsze nimi byli! - krzyknął młodzieniec.-1 chcecie ich zabić?-Tak!Rezydent skinął głową.- Co z wami, troglodyci? Były czasy, kiedy poddańczo służyliście swym Lordom.Czy teraz zdecydujecie się powstać przeciwko nim?Po krótkiej, burzliwej dyskusji wystąpił ich przywódca.- Dla ciebie.Rezydencie, zawsze! Potrafimy odróżnić dobro od zła, a ty jesteś dobrem.- A ty, Harry - ojcze? Nie dawałeś wampirom chwili spokoju w twoim świecie.Czy zawsze tak samo ich nienawidzisz?- Po krzywdach, jakie wyrządzili ludziom - odparł Keogh - nie przestanę ich nienawidzić do końca życia!Na koniec Rezydent spojrzał w stronę Zek i Jazza.- Mogę was stąd zabrać i przenieść tam, skąd przyszliście.Nawet więcej: mogę was zanieść w dowolny punkt kuli ziemskiej, czy to jasne? Zaczniecie nowy żywot tam, gdzie naprawdę chcecie.Wybór należy do was.Popatrzyli na siebie, ale nie musieli zastanawiać się nad odpowiedzią.- Nie spieszy się nam aż tak bardzo, żebyśmy nie mogli poczekać, aż rozprawisz się z wampirami.- Jazz odpowiedział w imieniu obojga.- Niedawno wybawiłeś nas z prawdziwych opresji, nie pamiętasz? Poza tym, mieliśmy już do czynienia z tymi łotrami.Jak mogłeś przypuszczać, że się nas pozbędziesz?- Pozwólcie, że coś opowiem.Kiedy zaczynałem się tu urządzać i pomagało mi w tym tylko kilku Trogów - znalazłem wilka.Było mi go żal, ponieważ reszta stada odwróciła się od niego i mocno go pogryzła.Był ledwie żywy, wręcz umierający, jak mi się wtedy zdawało.Wciąż nie znałem do końca waszego świata i nie rozumiałem spraw, które teraz są dla mnie oczywiste.W każdym razie, zaopiekowałem się biednym zwierzęciem, odkarmiłem je i wyleczyłem z ran.Wydobrzał w zaskakująco krótkim czasie, a ja sadziłem, że ocaliłem mu życie.W rzeczywistości jednak nie pozwoliła mu umrzeć bestia, którą w sobie nosił!Wokół panowała idealna cisza.Harry zorientował się nagle, że bezwiednie zbliżył się do balkonu o dobrych kilka kroków.W jego oczach pojawił się głęboki niepokój.- Mówiłem ci, ojcze - ciągnął Rezydent - że miałem swoje powody, dla których nie mogłem do ciebie wrócić.Z tych samych powodów muszę tu teraz zostać i bronić swojego miejsca na tej ziemi.Wszyscy byliście zgodni, że trzeba walczyć z wampirami.Nienawidzicie ich wszystkich! W takim razie nie mam prawa prosić was o pomoc przeciwko nim.- Harry.- zaczął jego ojciec, ale Rezydent nie pozwolił mu skończyć.- Oto w jaki sposób wilk odpłacił mi za moje serce - powiedział i jednym ruchem ściągnął swoją złotą maskę.Zasłaniała ona twarz młodego Harry'ego Keogha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]