[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewien filozof napisał, że gdyby życie nie było tylko przejściem, byłoby nieznośne.Coraz częściej myślę, że mógł mieć rację.Właściwie chciałbym wierzyć w Boga - dalej snuł senne rozważania - lecz doszedłem do tego za późno.Światopogląd w ogromnej mierze zależy od wychowania, znacznie mniej od wykształcenia.Wiara leży poza wiedzą, daleko poza nią.Przecież aby być wierzącym, nie trzeba ślepo wierzyć w dogmaty.Czy ta dziewczyna jest szczęśliwa? - zastanawiał się.Wiara na pewno nie jest jej potrzebna do osiągnięcia szczęścia, najwyżej towarzyszy smutkom i żywiołowym radościom.którymi jest wypełniony jej każdy dzień.Wiara potrzebna jest ludziom zamiast namiętności, aby zapełnić pustkę i dać nadzieję.Już zasypiał, gdy nagle zbudził go ostrzegawczy skurcz mięśni.Po prawej nodze przebiegło tchnienie żaru, niewidzialny płomień jął lizać pękającą skórę, wżerać się w miąższ mięśni i ścięgien, wysuszać i palić kości.Z winy półsennych rozważań Nick nie zdążył na czas, lecz teraz, zwarłszy szczęki z całych sił, z największym trudem wyswobodził spętaną oszalałym bólem myśl i skierował ją ku swojej własnej nadziei."Różowe, zawsze pogodne niebo ugięło się łagodnie i spłynęło miękkim lejem w kierunku otwartego na spotkanie wzgórza, które wyłoniło się spod szkliwa pobrużdżonej powierzchni planety.W miejscu zetknięcia działo się coś dziwnego, zachodziły niezrozumiałe procesy tworzenia, materia przeobrażała się w struktury wyższego rzędu, stawała się powolna Istnieniu, które kształtowało ją wedle swojej chwilowej potrzeby.Lśniący, pełen pylistych zawirowań obłok, który powstał w tym procesie, uniósł się błyskawicznie w różowy przestwór nieba i połączył z nim tysiącem świetlnych wypustek.Ogromna antena, zakończona żywymi receptorami, odczuwała najodległejszą skargę Wszechświata, wyławiała z dalekich zakątków Galaktyki każdy szept czułości, spazm rozkoszy, lecz przede wszystkim krzyk bólu i płacz duszy.A potem wirujący obłok podzielił się na setki świecących punktów, które rozjarzając się do białości pędziły coraz szybciej przez kosmiczną pustkę, pogrążając się w końcu w nurtach ponadświetlnych wiatrów kosmicznych, aby zdążyć na czas i być tam, gdzie być powinny i gdzie były potrzebne.Aby ukoić ból i zapełnić nadzieją puste dusze".Nick obudził się, gdy słońce stało już wysoko.Słońce! Jakaś radosna struna nieśmiało zadrgała w jego piersi.Koniec słoty i deszczu.Może na krótko, więc trzeba to wykorzystać.Po wczorajszym niezwykle silnym ataku odczuwał wciąż osłabienie.Ubierał się więc powołi, mimowiednie rozmyślając o Różowej Planecie.Może ona naprawdę istnieje? Bzdury ~ Ale przecież wystarczy mocno uwierzyć.Lecz i na to nie.mógł się zdecydować.Znów sceptycyzm i niezdecydowanie! Nie był w stanie ani wyrzec się tej wiary ani przyjąć jej bez zastrzeżeń.I wtedy stało się coś dziwnego, nastąpiło jedno z tych rzadkich zdarzeń, których wpływ nie ogranicza się tylko do chwilowego oddziaływania na zmysły.W słoneczną przestrzeń za otwartym oknem popłynął dźwięczny, dziecięcy śpiew.ruty znanej melodii, w którą ten świeży głos, a może i górskie hale.i wesoły blask słońca tchnęły nową.wspaniałą treść.Nick podszedł wzruszony do okna.Hale rozśpiewały się tysiącem srebrnych dzwonków, zupełnie tak, jakby wskrzeszone nieznaną mocą młode pędy traw i pękające pąki kwiatów odpowiadały własnymi głosami, a zwielokrotniony dziecięcy, łamiący się, ciepły śpiew płynął coraz dalej i zdawał się sięgać słońca.Nick pomyślał, że warto było przyjechać już po to tylko, aby usłyszeć taką melodię.I że, być może, właśnie w tej chwili dotarł do niego promień wysłany z dalekich światów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]