[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za nimi,dodając sobie odwagi wrzaskiem, pędziła gromada uzbrojonych osadników.- Za nami! - wrzasnął w pędzie Giselher.- Za nami, Mistle! Do rzeczki!Mistle, przechylona w bok, ściągnęła wodze, zawróciła konia i pocwałowała zanim, przesadzając niskie opłotki.Ciri przywarła twarzą do grzywy i puściła się za nią.Tuż obok przegalopowała Iskra.Pęd rozwiewał jej piękne ciemne włosy, odsłaniającmałe, szpiczaste zakończone ucho ozdobione filigranowym kolczykiem.Raniony przez Mistle wciąż klęczał pośrodku drogi, kołysząc się i oburącztrzymając za zakrwawioną głowę.Iskra zatoczyła koniem, podcwałowała do niego, zgóry rąbnęła mieczem, mocno, z całej siły.Ranny zawył.Ciri zobaczyła, jak odciętepalce prysnęły na boki niby szczapki z rozłupywanego polana, padły na ziemię jaktłuste białe robaki.Z najwyższym trudem powstrzymała wymioty.Przy dziurze w palisadzie czekali na nich Mistle i Kayleigh, reszta Szczurówbyła już daleko.Całą czwórką poszli w ostry, wyciągnięty cwał, przegalopowali przezrzeczkę, rozbryzgując wodę, tryskającą powyżej końskich łbów.Pochyleni, przytulenipoliczkami do grzyw wdarli się na piaszczystą skarpę, pognali przez fioletową od łubi-nu łąkę.Iskra, mająca najlepszego konia, wysforowała się do przodu.Wpadli w las, w mokry cień, między pnie buków.Dogonili Giselhera ipozostałych, ale zwolnili tylko na moment.Gdy przemierzyli las i wjechali nawrzosowiska, poszli znowu w cwał.Wkrótce Ciri i Kayleigh zaczęli zostawać w tyle,konie Aapaczy nie były w stanie dotrzymać kroku pięknym, rasowym wierzchowcomSzczurów.Ciri miała dodatkowy kłopot - na wielkim koniu ledwo sięgała stopamistrzemion, a w cwale nie była w stanie dopasować puślisk.Umiała jezdzić bezstrzemion nie gorzej niż w strzemionach, ale wiedziała, że w tej pozycji długo niewytrzyma galopu.Szczęściem, po kilku minutach Giselher zwolnił tempo i powstrzymałczołówkę, pozwalając, by ona i Kayleigh dołączyli.Ciri przeszła w kłus.Skrócićpuślisk nadal nie mogła, w rzemieniu brakowało dziurek.Nie zwalniając przełożyłaprawą nogę nad łękiem i usiadła po damsku.Mistle, widząc jezdziecką pozycję dziewczynki, wybuchnęła śmiechem.- Widzisz, Giselher? Nie tylko akrobatka, ale i woltyżerka! Ech, Kayleigh, skądwytrzasnąłeś tę diablicę?Iskra, powstrzymując swą piękną kasztankę, wciąż suchą i rwącą się dodalszego galopu, podjechała bliżej, napierając na hreczkowatego siwka Ciri.Końzachrapał i cofnął się, podrzucając łeb.Ciri napięła wodze, odchylając się w siodle.- Czy wiesz, dlaczego jeszcze żyjesz, kretynko? - warknęła elfka, odgarniającwłosy z czoła.- Chłopek, którego miłosiernie oszczędziłaś, przedwcześnie zwolniłcyngiel, trafił konia, miast ciebie.Inaczej miałabyś bełt w plecach po lotki! Po co tyten miecz nosisz?- Zostaw ją, Iskra - powiedziała Mistle, obmacując mokrą od potu szyję swegowierzchowca.- Giselher, musimy zwolnić, bo zarżniemy konie! Przecież nikt nas nieściga.- Chcę jak najszybciej przejść Veldę - powiedział Giselher.- Za rzekąodpoczniemy.Kayleigh, jak twój koń?- Wytrzyma.To nie dzianet, w wyścigi nie pójdzie, ale mocna bestia.- No, to jazda.- Zaraz - powiedziała Iskra.- A ta smarkula? Giselher obejrzał się, poprawiłszkarłatną przepaskę na czole, zatrzymał wzrok na Ciri.Jego twarz, jej wyraz,przypominały trochę Kayleigha - taki sam zły grymas ust, takie same zmrużone oczy,chude, wystające żuchwy.Był jednak starszy od jasnowłosego Szczura - sinawy cieńna policzkach świadczył o tym, że golił się już regularnie.- No właśnie - powiedział szorstko.- Co z tobą, dzierlatko?Ciri spuściła głowę.- Pomogła mi - odezwał się Kayleigh.- Gdyby nie ona, ten parszywy Aapaczprzybiłby mnie do słupa.- We wsi - dodała Mistle - widzieli, jak uciekała z nami.Jednego chlasnęła,wątpię, żeby to przeżył.To osadnicy z Nilfgaardu.Gdy dziewczyna wpadnie im włapy, zatłuką ją.Nie możemy jej zostawić.Iskra parsknęła gniewnie, ale Giselher machnął ręką.- Do Veldy - zadecydował - niech jedzie z nami.Potem się zobaczy.Dosiądzno konia jak się należy, dziewko.Jeśli odstaniesz, nie będziemy się oglądać.Pojmujesz?Ciri skwapliwie pokiwała głową.***- Gadaj, dziewczyno.Coś ty za jedna? Skąd jesteś? Jak się nazywasz?Dlaczego jechałaś pod eskortą?Ciri pochyliła głowę.W czasie jazdy miała dość czasu, by spróbować wymyślićjakąś historyjkę.Wymyśliła kilka.Ale herszt Szczurów nie wyglądał na takiego, któryuwierzyłby w którąkolwiek.- No - ponaglił Giselher.- Jechałaś z nami kilka godzin.Popasasz z nami, a jajeszcze nie miałem okazji poznać brzmienia twego głosu.Jesteś niemową?Ogień wystrzelił w górę płomieniem i snopem iskier, zalewając ruinypasterskiej chaty falą złotego blasku.Jak gdyby posłuszny rozkazowi Giselhera,ogień oświetlił twarz przesłuchiwanej, by tym łacniej można było wykryć na niejkłamstwo i fałsz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]