[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak doszło do tego, \e gdy młody mę\czyzna - Bili Buck Thompson, takbowiem brzmiało jego nazwisko - wrócił do pick-upa z dwoma pojemnikami zwhopperami, wyglądający na uspokojonego Wilk siedział na otwartym tyle z rękamiwspartymi o boczną ściankę, z otwartymi ustami i ju\ unoszącym się nosem.Jackzajął miejsce dla pasa\era w kabinie, wcisnąwszy się obok sterty pękatychplastikowych worków, zamkniętych dokładnie pistoletem tapicerskim, zaklejonychtaśmą, a wreszcie - sądząc po zapachu - intensywnie spryskanych odświe\aczempowietrza.Przez przejrzyste tworzywo toreb widać było długie, przypominające liściepaproci ścinki średnio zielonej barwy.Amputowane pędy porastały grupki pąków.- Wykombinowałem, \e wcią\ wyglądasz na trochę głodnego - powiedziałThompson i rzucił Wilkowi kolejnego whoppera, po czym zajął miejsce dla kierowcy,po przeciwnej stronie worków ni\ Jack.- Pomyślałem, \e złapie go w zęby - nie\ebym chciał obrazić twojego kuzyna.Proszę, bierz, on ju\ rozprawił się ze swoim.W ten sposób ujechali sto mil na zachód: Wilk nie posiadał się z radości, gdypowiew omiatał mu głowę, siedział niczym zahipnotyzowany szybkością irozmaitością zapachów, jakie po drodze wychwytywały jego nozdrza, jego oczygorzały i miotały iskry oczami, rejestrował ka\dą zmianę nasilenia wiatru.Wiercił sięna pace, wystawiając nos pod prąd powietrza.Buck Thompson przedstawił się jako farmer.Mówił non stop, przezsiedemdziesiąt pięć minut prawie nie zdejmował nogi z gazu i nie odpowiedział naani jedno pytanie Jacka.Gdy skręcił na wąską polną drogę przed granicą miejskąCayuga i zatrzymał samochód koło zdającego się ciągnąć całymi milami polakukurydzy, sięgnął do kieszeni na piersi i wyciągnął wyraznie nietypowego papierosaw białej bibułce, przypominającej chusteczkę higieniczną.- Słyszałem, co robi z człowiekiem bimber, ale twojemu kuzynowi naprawdęodbija - powiedział i upuścił papierosa w rękę Jacka.- Niech się tym sztachnie, kiedysię podkręci, dobra? Lekarz zalecił.Jack nieuwa\nie wsunął skręta do kieszeni koszuli i wysiadł z wozu.- Dzięki, Buck! - zawołał do kierowcy.- Człowieku, pierwszy raz widziałem, \eby ktoś tak \arł jak on - rzekł Buck.-Jak go namawiasz, \eby za tobą szedł? Wołasz do nogi ?Gdy tylko do Wilka dotarło, \e jazda się skończyła, wyskoczył z paki.Czerwony pick-up potoczył się dalej, zostawiając za sobą długi pióropuszkurzu.- Zróbmy to jeszcze raz! - zawołał śpiewnie Wilk.- Jacky! Zróbmy to jeszczeraz!- Rany, sam bym chciał - odparł Jack.- Chodz, na razie się przejdziemy.Niedługo na pewno zdołamy kogoś zatrzymać.Myślał, \e odmieniło się jego szczęście, \e lada chwila on i Wilk miną granicęIllinois - a ciągle był pewien, \e wszystko pójdzie gładko, gdy tylko dostanie się doSpringfield, Thayer School i Richarda.Umysł Jacka pracował jednak wcią\częściowo w czasie szopy, gdzie to, co nierealne, wykrzywia i zniekształcarzeczywistość.Gdy zaczęły się dziać złe rzeczy, potoczyły się tak szybko, \e niepotrafił ich kontrolować.Minęło wiele czasu, nim Jack zobaczył Illinois, a przez tenokres znalazł się z powrotem w szopie.2.Oszałamiająco szybki bieg wydarzeń, który doprowadził do trafienia obuchłopców do Sunlight Home, zaczął się dziesięć minut po tym, gdy minęli prostą,małą tablicę, informującą, \e znalezli się w Cayuga, pop.23 568.Samego Cayuganigdzie nie widzieli.Po prawej ciągnęły się nieskończone pola kukurydzy; po lewejogołocona ziemia pozwalała dojrzeć zakręt, za którym droga biegła dalej prosto kupłaskiemu horyzontowi.Gdy tylko Jack zdał sobie sprawę, \e pewnie będą musielidojść a\ do miasta, nim złapią kolejną okazję, na drodze pojawił się szybkozmierzający w ich stronę samochód.- Pojadę z tyłu? - zawołał Wilk, radośnie unosząc ręce nad głowę.- Wilkpojedzie z tyłu! Właśnie tu i teraz!- Samochód jedzie w złą stronę - odrzekł Jack.- Uspokój się i pozwól, \ebynas minął, Wilku.Opuść ręce albo facet pomyśli, \e dajesz mu znaki.Wilk niechętnie posłuchał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]