[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy to, w czasach świętego Leibowitza, być może nie wiedzieli, do czego może dojść.Albo jeśli wiedzieli, nie mogli do końca uwierzyć, póki nie spróbowali - jak dziecko, które wie, co może zrobić naładowany pistolet, ale nigdy jeszcze nie nacisnęło na spust.Nie widzieli miliarda trupów.Nie widzieli wybryków natury, potworków, ludzi odczłowieczonych, ślepych.Nie widzieli jeszcze szaleństwa, rzezi i unicestwienia rozumu.Uczynili to więc, i zobaczyli.Teraz.teraz książęta, prezydenci, prezydia, teraz wszyscy wiedzą, mają absolutną pewność tego, co nastąpi.Wiedzą dzięki dzieciom, które poczęli i posłali do przytułku dla zdeformowanych.Wiedzą i zachowają pokój.Z pewnością nie będzie to pokój Chrystusowy, ale pokój jak dotychczas, z dwoma tylko incydentami, które postawiły nas na krawędzi wojny w ciągu dwóch wieków.Teraz mają gorzką pewność.Synowie moi, nie zrobią tego po raz wtóry.Tylko rasa szaleńców mogłaby to wszystko powtórzyć.Umilkł.Ktoś uśmiechał się.Był to tylko lekki uśmieszek, ale pośród morza twarzy pełnych powagi ta jedna rzucała się w oczy niby mucha w śmietanie.Dom Zerchi zmarszczył brwi.Starzec nadal uśmiechał się kwaśno.Siedział przy stole dla żebraków razem z trzema innymi włóczęgami - stary mężczyzna ze zmierzwioną i poplamioną na żółto koło podbródka brodą.Zamiast marynarki miał na sobie worek konopny z dziurami na ramiona.Nadal uśmiechał się do Zerchiego.Robił wrażenie starego jak zwietrzała skała i kandydata na wielkoczwartkowe obmywanie nóg.Zerchi zastanawiał się, czy starzec ma zamiar wstać i wygłosić oświadczenie swoim gospodarzom, czy też może rzucić się na nich głową do przodu i bóść, ale było to tylko złudzenie spowodowane tym uśmiechem.Szybko odepchnął myśl, że gdzieś już musiał widzieć tego starca.Zakończył swoje wystąpienie.Dopiero kiedy wracał na miejsce, przystanął.Żebrak skinął uprzejmie w stronę swego gospodarza.Zerchi podszedł bliżej.- Kim jesteś, jeśli mogę spytać? Czy spotkałem cię już kiedyś?- Co?- Latzar szemi - powtórzył żebrak.- Nie bardzo.- Nazywaj więc mnie Łazarzem - powiedział starzec i zachichotał.Dom Zerchi potrząsnął głową i ruszył dalej.Łazarz? Stare aby w tych stronach snuły na ten temat opowieści.ale cóż to a tandetna bajka.Wskrzeszony przez Chrystusa, ale nie chrześcijanin - powiadały.Mimo to nie mógł uwolnić się od poczucia, e gdzieś już tego starca widział.- Niech przyniosą chleb do pobłogosławienia - zawołał i zwłoka w posiłku dobiegła tym samym końca.Po odmówieniu modlitw opat raz jeszcze spojrzał w stronę stołu żebraków.Starzec po prostu studził swoją zupę, wymachując nad nią czymś w rodzaju plecionego kapelusza.Zerchi zbył to wzruszeniem ramion i posiłek rozpoczął się wśród uroczystej ciszy.Kompleta, nocna modlitwa Kościoła, wydawała się tej nocy szczególnie głęboko.Ale Joszua spał potem źle.We śnie znowu spotkał panią Grales.Był też chirurg, który ostrzył nóż, mówiąc: “Tę narośl trzeba usunąć, zanim stanie się złośliwa".A twarz Racheli otworzyła oczy i chciała coś powiedzieć Joszui, ale mówiła ledwie słyszalnym szeptem i nie mógł nic a nic zrozumieć.- Jestem współistnieniem z ułudą - zdawała się mówić.- Jestem niespotykane odstępstwo.Jestem.Nie potrafił wyłowić z tego sensu, ale próbował sięgnąć ręką, by ją uratować.Miał uczucie, że natknął się na gumową ścianę ze szkła.Przystanął i spróbował czytać z ruchu warg Racheli.“Jestem, jestem."- Jestem Niepokalane Poczęcie - usłyszał szept we śnie.Próbował przedostać się przez gumowe szkło, aby uchronić ją przed nożem, ale okazało się, że już za późno i potem wszędzie było mnóstwo krwi.Obudził się z bluźnierczego koszmaru z drżeniem i modlił się przez jakiś czas, ale kiedy tylko usnął, znowu pojawiła się pani Grales.Była to niespokojna noc, noc należąca do Lucyfera.Była to noc atlantyckiego ataku na azjatyckie instalacje w kosmosie.Natychmiastowe uderzenie odwetowe i zginęło starożytne miasto.26- Tu Specjalna Sieć Ostrzegania - ogłaszał spiker, kiedy Joszua wszedł następnego ranka po jutrzni do gabinetu opata.- Podajemy najnowszy komunikat o zasięgu opadu po nieprzyjacielskim ataku rakietowym na Teksarkanę.- Chciałeś mnie widzieć, domne?Zerchi skinął, żeby zamilkł i usiadł.Twarz księdza była mizerna i blada - stalowoszara maska lodowatego panowania nad sobą.Joszui wydawało się, że opat skurczył się i postarzał od wczorajszego wieczoru.Wsłuchiwali się posępnie w głos, który wznosił się i opadał w czterosekundowych odstępach, w miarę jak przełączano kolejne stacje nadawcze, żeby zwieść nieprzyjacielskie urządzenia radiopelengacyjne.-.Ale najpierw najświeższe obwieszczenie Naczelnego Dowództwa.Rodzina królewska jest bezpieczna.Powtarzam: wiadomo, że rodzina królewska jest bezpieczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]