[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krasnoludy i hobbit leżeli, chowając się w niewysokich zaroślach tamaryszku; bystrooki Folko zauważył jakiś błysk w jednej ze strzelnic, ale mógł to być również promień słońca.Wysłani przez Otona zwiadowcy pojawili się w polu widzenia oddziału dopiero wtedy, gdy dotarli do ścian wieży, stając się nieosiągalni dla strzał.Po kilku minutach do obserwatorów dotarł dźwięk rogu.Niebezpieczeństwa nie było, wieża została porzucona.W zapadającym zmierzchu dziesiątki Ohana i Firate^ zniknęły, by zająć grzbiety, między którymi prowadziła ścieżka.Po godzinie, kiedy zmierzch zgęstniał i po wieczornej zorzy zostały tylko mizerne pasemka nad samym horyzontem, Oton dał znak pozostałym.Szli w milczeniu, rozciągnąwszy się dwoma długimi szeregami, trzymając w pogotowiu łuki.Folko, dowierzający słuchowi bardziej niż wzrokowi, starał się wychwycić jakikolwiek odgłos, jednak ciemne zbocza tonęły w ciszy.Coraz wyżej wznosił się księżyc, coraz bardziej stroma stawała się prowadząca w głąb gór ścieżka.Wkrótce oddział rozciągnął się w długi łańcuch.Wśród kamienistych skarp parła naprzód dziesiątka Biroza; Ohano i Firate osłaniali towarzyszy na skrzydłach.Folko zastanawiał się, po co Oton sam sprawdzał porzuconą wieżę, ale nagle rozmyślania przerwał gwałtowny, zaskakujący wrzask z mroku przed nimi, po którym dały się słyszeć krzyki i szczęk mieczy.Gdzieś tam, w wąwozie przed nimi, ich przednia straż starła się z nieznanym wrogiem.Oton, nie tracąc ani sekundy, polecił: „Na koń!”.Znalazłszy się w siodle i ufając wyczulonemu wierzchowcowi, Folko na sekundę zmrużył oczy i skoncentrował się, chcąc wychwycić niebezpieczeństwo, ale nie wyczuwał niczego, jak zanurzony w gęstym oleju.Nie zdążył się wystraszyć, zdziwić ani zasmucić.Odgłosy boju rozległy się na górze, na grzbiecie skalistej grzędy; stamtąd poleciały strzały i hobbit przymusowo znalazł się w walce - musiał zacząć zabijać, żeby nie zginąć samemu.Jednakże wojownicy Otona nie stracili głowy.Nie czekając na rozkaz, każdy zwinął się w siodle, kryjąc za okrągłą tarczą; konie dostały ostrogi i postarały się wynieść jeźdźców z pola ostrzału niewidocznych łuczników, żeby mogli uderzyć na tych, co - jak wszyscy sądzili - zasadzili się na drodze.Po chwili wypadli wprost na oddział nieprzyjaciela, atakujący resztki dziesiątki Biroza.Nieznani jeźdźcy odziani byli w obszerne szare płaszcze, ich twarze kryły się pod przyłbicami niskich hełmów.Biroz stracił już trzech, jednakże pozostali orkowie, ciasno zgrupowani, rozpaczliwie rąbali, wolno się cofając.- Angmar! - zabrzmiało zawołanie bojowe oddziału Olmera, świsnęły bełty, w tłumie nacierających wojowników ktoś upadł, ale szeregi zwarły się i nieustannie napierały.Oton pospiesznie przegrodził wąwóz ścianą orkowych i angmarskich tarcz; łucznicy - Hazgowie i Easterlingowie - szyli ponad głowami spieszących; Folko znalazł się obok Torina i Malca w szeregu, który szykował się do spotkania z wrogiem.W mroku nie widział oczu przyjaciół, ale w nim samym rosła i kotłowała się obrzydliwa gruda strachu - zginąć tu i teraz, w zapomnianych przez wszystkich górach z rąk zapomnianego ludu, kiedy walczył po stronie swoich największych wrogów!Szare płaszcze zawahały się, nie wytrzymywały uderzających celnie strzał.Na krótką chwilę zapanowała cisza, a wtedy przed wszystkich wyszedł Oton.Przywódca zrzucił płaszcz, czarna kolczuga sięgała kolan; nie wziąwszy ze sobą tarczy, trzymał oburącz bardzo długi prosty miecz.Szeroka głownia ze świstem przecięła powietrze i krzesząc skry, ze zgrzytem wbiła się w kamienistą ziemię.Oton stanął na tle swojego milczącego oddziału i zaczął mówić czystym, chłodnym głosem.Trochę wprawiony w drodze, zapamiętawszy kilkaset najpotrzebniejszych słów ze wschodnich języków, Folko z trudem, ale rozumiał jego mowę.- Jesteśmy wysłannikami Wodza - mówił Oton.- Przyszliśmy do was z pokojem.Co prócz pokoju może być między tymi, którzy czynią to samo? Chcemy przejść przez wasze ziemie.Nie wyrządzając zła.Przygotujcie się do marszu.Na was zamierza się Nocna Włodarka.Wódz uratuje was.Zniszczymy elfy.Będziecie z nami i wasza Moc, tak potrzebna ludziom w walce z czarami Nieśmiertelnych.Po co napadliście na nas i przelali naszą krew.Niesprawiedliwe.Prawo gościnności.Obyczaj stepów i gór.Mogę zażądać wykupu.Wybieram wolne przejście.Nikt nie odpowiedział Otonowi.Spoza nieruchomych szeregów przeciwników w szarych płaszczach do hobbita dotarła wolna, smętna melodia, tęskne powtórzenie kilku nut.Tępy ból ścisnął mu skronie, w gardle zaschło.Orkowie zaczęli wolno cofać się, zasłaniając oczy jak przed ostrym światłem, Oton też osłonił oczy.Hobbit poczuł, że z jego wzrokiem też coś się dzieje, ponieważ na miejscu gromady nieprzyjaciół widział tylko nieostre pasmo szarej mgły, jakby oświetlone od środka mętnym, słabym światłem.A potem nagle wszystko ucichło i oprzytomniawszy, członkowie oddziału wpatrywali się zaskoczeni w otaczający ich mrok - szeregi wojów w szarych płaszczach ulotniły się jak dym, zniknąwszy bez śladu; Angmarczycy podnieśli z kamieni wiele swych bełtów, które znalazły jakiś cel, ponieważ wysmarowane były krwią.Jednakże Oton nie marnował czasu na próby rozwiązania zagadki.Rzucając rozkazy, szybko zaprowadził porządek i wkrótce ponownie przemierzali zalany mrokiem wąwóz.Ktoś stale śledził ich ruchy, hobbit czuł czyjąś obecność, jednakże z sekretnych zakątków świadomości wypływała i stawała się coraz mocniejsza myśl, że ci w szarych płaszczach nie są wrogami Otona.Zaszło nieporozumienie, wkrótce wszystko się wyjaśni i jeszcze jeden oddział dołączy do ich armii.Dopiero o świcie dowódca pozwolił odpocząć.Zmęczony drogą i nerwowym oczekiwaniem na nieprzyjacielską strzałę z ciemności, Folko zwalił się na derkę i zasnął jak zabity.Przez cały następny dzień - Oton dał oddziałowi czas tylko na krótki wypoczynek - przemierzali wąskie, kręte wąwozy, splatające się w dziwaczny labirynt.Brązowe, szare, czarne skały ponuro wznosiły swoje zwieńczone rogatymi koronami szczyty nad wijącym się łańcuszkiem wojowników Otona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •