[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O co biega?Milczałam, wciąż niepewna, czy mu wszystko powiedzieć.Przez chwilę czekał cier-pliwie, po czym podjął: Zaczęłaś mówić jakieś dziwne rzeczy.Ktoś kogoś rzeczywiście zamordował czyteż używasz krew w żyłach mrożących przenośni? Może ja tu bezwiednie robię za no-sorożca w porcelanie? Co ty masz z tym wspólnego? De facto nic, a pozornie, zdaje się, wszystko.Z tym że nie wiem, co to jest, towszystko.Terliczak wie więcej, ale chyba też nie wszystko.270 Powiedz to jakoś porządnie poprosił po chwili zastanowienia. Po choleręja się mam głupio narażać? Co mają do tego złota mucha i rybka? Bursztyny.Czy ja wiem.Dowód rzeczowy.To cały kryminał, bo tak mi jeszczeprzychodzi do głowy.Mam myśl, ale może głupią.Jest tam jeszcze na dole Waldemarczy już poszedł spać? O ile wiem, wypłynął na morze. Szkoda.Nie, przeciwnie, bardzo dobrze, łosoś będzie.No nic, zapytam go, jakwróci. Albo ja jestem debil totalny, albo ty mówisz jakoś dziwnie, bo nic nie rozu-miem rzekł po następnej dłuższej chwili mojego milczenia. Czy to ma być jasnai szczegółowa relacja?Zdecydowałam się wreszcie. No dobrze, powiem ci w skrócie.Siedemnaście lat temu takich dwoje wyciągnęłoz morza jednym kopem pięćdziesiąt kilo bursztynu, w tym niezwykłe okazy.Tej samejnocy znikli razem ze swoim łupem.W sześć lat pózniej znaleziono ich zwłoki w tympierwszym dziczym dole, przy okazji wierceń geologicznych.Zledztwo nic nie dało.271Oglądało tę zbrodnię parę osób, nie licząc sprawców, o trzech wiem na pewno, alewszyscy wody do pyska nabrali. A bursztyn? Bursztynu nie znaleziono, znikł poniekąd trwale.Tego samego roku, mam namyśli odkrycie zwłok, utopił się jeden rybak i nie jest pewne, czy ktoś mu w tym niepomógł.Jeden z tych oglądających świadków już nie żyje, umarł śmiercią podejrzanąw trzy lata po pierwszej zbrodni.Bursztyn natomiast pojawił się w Warszawie i znamtakich, co go widzieli. W Warszawie pojawia się dużo bursztynu.Skąd wiadomo, że to ten sam? Okazy były znaczne i na pewno unikaty.Trzy sztuki szczególnie.Mucha, rybkai chmurka.Jeśli wszystkie trzy znalazły się w jednym ręku, musiały pochodzić z tamte-go połowu i ta ręka powinna o tym dużo wiedzieć. Złota mucha.? No właśnie. I rozumiem, że jednym z oglądaczy był ten cały Terliczak? Tak wygląda.272 A pozostali? Drugim był mój ówczesny mąż, obecnie nieboszczyk. I od niego to wszystko wiesz? Przeciwnie.Od niego nie usłyszałam nic, bo zaraz potem rozwiedliśmy się wśródobjawów wzajemnej niechęci.Nie do rozmów nam było.Potem umarł, więc tym bar-dziej zródła wiedzy stanowić nie mógł. A teraz? Co teraz? Masz na myśli seans spirytystyczny? Nie, pytam, czy teraz masz jakiegoś męża. Nie wiem.Zdaje się, że nie.Nawet chyba na pewno nie.Ten ostatni, którego jużnie mam, mógłby może coś powiedzieć, ale że on gęby nie otworzy, to pewne.Zganiłmnie za ciekawość. A trzeci? Wspominałaś o trzech świadkach. Trzeci był Waldemar, który powiedział wszystko.Był, patrzył, ale nikogo nierozpoznał.Z wyjątkiem mojego męża.Jego owszem. Czekaj.A Terliczak twojego męża widział?273 Z całą pewnością.Natomiast mógł nie widzieć Waldemara. W takim razie już rozumiem te jego głupie uwagi.On myśli, że ty wiesz wszystkoi trzymasz rękę na pulsie.Nie wiem tylko, gdzie ten puls i na czym polega. Tego to i ja nie wiem.Ale mogę cię pocieszyć, że uważa cię za mojego.gachazapewne.nasłanego przeze mnie, żeby go wydoił. Myśl ma niegłupią, nie miałbym nic przeciwko. Kociu, mnie się zdawało, że rozmawiamy poważnie! Jak cholera.Zgoła grobowo.Temat nawet pasuje.Czekaj, powiedziałaś, żemasz jakąś myśl.?Tyle mówiłam, mogłam powiedzieć i resztę. Tak.Wdowa-drapak po tym utopionym Florianie.Ciekawa jestem, co się z niądzieje i czy znalazła swoje pieniądze.Zapomniałam o niej trochę, bo prawie od pierw-szej chwili po moim przyjezdzie pokazał się bursztyn i byłam zajęta.Ale coś tam byłonie tak i teraz właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy jedno z drugim nie miało jakiegośzwiązku.Nic nie wymyślę sama z siebie i muszę poczekać do jutra.Waldemar możecoś wie.274Teraz Kocio zamilkł na dłuższą chwilę.Zapalił papierosa, rozlał do kieliszków resz-tę piwa i chyba również podjął decyzję. No dobrze, powiem ci prawdę.Ja o bursztynie ze złotą muchą słyszałem.Krążąo nim wieści, że jest podejrzanego pochodzenia, i widzę, że słusznie.Przyjechałem tudla zakupów, to fakt, ale przy okazji chciałem dotrzeć do zródła. No to właściwie już dotarłeś. I zakupów dokonałem.Kiedy wracasz do Warszawy? Nie wiem.Jak bursztyn przestanie lecieć.Lada chwila. Jutro on będzie?Posłuchałam uważnie.Nic nie wyło, panowała cisza. Przeoczyłam prognozę pogody.Ale jeśli nad ranem nie powieje, jest szansa.A, prawda! Waldemar wypłynął, on słuchał prognozy dla rybaków, znaczy sztormu niebędzie.Bursztyn może podejść. Taką siatkę dałoby się skombinować? Ten Waldemar ma może coś zapasowego? Widzę, że nareszcie poszedłeś po rozum do głowy. A dlaczego nie? Co mi szkodzi spróbować.?275Rzeczywiście, nic nie szkodziło, a bursztyn podszedł.Nie była to upojna obfitość,resztki złoża leciały, coś niecoś jednak można było uzbierać.Kocio okazał się opera-tywny, od Waldemara pożyczył starą siatkę, od kogoś innego długie gumiaki, i wydłubałsobie z morza pół kilo rozmaitości, z których był bardzo zadowolony.Waldemara niełatwo było złapać, bo miał pełne ręce roboty.Dwieście kilo łososiazostawił żonie i popędził z powrotem na plażę, kiedy zaś przed wieczorem wróciłamdo domu, okazało się, że jest na Zalewie.Przypłynął już w ciemnościach, postawiwszysiatki na śledzia, po czym od razu poszedł spać, w planach znów mając łososia przedświtem. Trzeba korzystać, bo zapowiadają zmianę pogody powiedziała z wes-tchnieniem Jadwiga. Schudnie mi na wiór, bo prawie nic zjeść nie zdążył.Ale cozłapie teraz, to nasze, a potem nie wiadomo jak będzie.Węgorz się pokazał, chce pani?Będę wędzić jutro.Pewnie, że chciałam.Usiadłam nad gorącym sandaczem i pomyślałam, że nie masiły, Waldemara dopadnę dopiero, jak nastąpi ta zmiana pogody.Prawdopodobnie wtedyzastopuje się wszystko, i ryby, i bursztyn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]