[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No i na Krystynę już w pobliżu Poddębic dokonano napadu.150 Pojechała pierwsza, ja zaś zostałam daleko z tyłu, bo między nią a mną wy-waliła się na szosę cała kopiasto załadowana przyczepa siana w bryłach geome-trycznych i musiałam odczekać, aż trochę tego uprzątnęli.Napadu na nią wcalenie oglądałam.Zatrzymała ją drogówka w postaci dwóch policjantów.Grzecznie kazali zje-chać w boczną drogę przy zagajniku i nie symulując już niczego, wyciągnęli splu-wy.Na myśl, że właśnie przekazała drogocenność w moje ręce, Krystyna dostałaataku straszliwego śmiechu i do końca zbożnej akcji nie zdołała się uspokoić.Na-wet rewizja osobista nie popsuła jej humoru.Przeszukali ją oraz cały samochód,ani słowem nie zdradzając celu poszukiwań, wściekli nieziemsko, po czym znikli,nie robiąc jej w rezultacie żadnej krzywdy.Przeszukiwanie pojazdu trochę trwa-ło i właśnie w tym czasie przejechałam spokojnie i bez żadnych złych przeczuć,a Kryśka w zagajniku wyła z radości i łzy jej z oczu ciekły.Od śmiechu rozbolałyją żebra, ale nie narzekała zbytnio na tę dolegliwość.Pózniej, przez czysty przypadek, dowiedziałyśmy się, jak to wyglądało oddrugiej strony.Prawdziwa drogówka w liczbie trzech funkcjonariuszy stała całkiem gdzieindziej.Wszyscy trzej nagle złapali się za szyję, zdziwili się, skąd osy o tej po-rze roku, zle się wyrazili o insektach i film im się urwał.Równocześnie zapadliw sen błogi i głęboki, po jakimś czasie zaś ocknęli się wśród krzewów, pozba-wieni mundurów, za to, ku własnemu bezgranicznemu zdumieniu, a także uldze,nie pozbawieni broni.Medycznie zostało stwierdzone, iż uśpiono ich nabojami nagrubego zwierza.Zciśle biorąc, brak odzieży zauważyło dwóch, trzeci miał na so-bie komplet i w pierwszym momencie padły na niego różne głupie podejrzenia, naszczęście jednak taki rozmiar zidiocenia, żeby obrabować kolegów, a samemu sięwyróżnić, dla mniej więcej normalnych ludzi jest nieosiągalny, odczepiono się za-tem od niego bardzo szybko.Ich pojazd został odnaleziony prawie równocześnieprzez inny komplet Służby Ruchu.Wydarzenie było tak dziwne, wstydliwe i kompromitujące, że postarano sięczym prędzej je zatuszować.Szkód żadnych władza nie poniosła.I nawet kataru w tych zaroślach nie dostali, zapewne dzięki temu, że deszczprzestał padać już wcześniej.Kryśka, w szampańskim humorze, opowiedziała o niezwykłej napaści od razu,tego samego wieczoru.Udało się jej złapać telefonicznie Andrzeja, ja zaś dopa-dłam Pawła, przyszli obaj, przyjrzeli się sobie wzajemnie i rozpogodzili się wy-raznie i zgodnie.Ustawiłam na stole wszystko, co miałam w domu, wino, piwo, koniak i niezleprzymrożonego szampana.Po czym, na środku, wśród licznych szkieł, bez słowapołożyłam diament.Zmiłuj się Panie, jakaż to była, swoją drogą, przyjemność! Położyć na stolecoś, co nie ma prawa istnieć na świecie, co wygląda tak, że trudno oczy oderwać,151 co w ogóle nie ma ceny, co z miejsca ustawia nas obie na poziomie, przerastają-cym wszelkie możliwe pieniądze! Pozwolić im to oglądać.Powiedzieć niedbale:Ach, to nasze rodzinne, spadek po przodkach.Cokolwiek by ten mój ukochany głupek wymyślił, moja interesowność odpad-nie mu w przedbiegach.Razem z parszywą Izunią.Myśl o Izuni, która na widok Wielkiego Diamentu z całą pewnością dostałabymałpiego rozumu, wprawiła mnie w euforię.Krystynie Izunią nie była potrzebna,euforii dostarczył jej rabunek. Spluwę to ja miałam w odwłoku, sama rozumiesz  powiedziała do mnie,z upodobaniem przyglądając się dekoracji stołu. Ale trzymali mnie, a ze śmie-chu osłabłam, więc do tego trzymania wystarczył jeden.Nie wyrywałam się zresz-tą.Gdyby go znalezli, zabraliby sobie i cześć pieśni ludowej.Paweł może nawetwcale nie stanąć na wysokości zadania, mój pogląd na niego odwalił swoją robotę,nie mam większych wymagań.Paweł przecknął się z zapatrzenia. To jest diament  rzekł ostrożnie. Trochę się na tym znam.O giełdziediamentowej mam odrobinę pojęcia.Panienki.Popatrzył na nas nieco podejrzliwie.Tym razem różniłyśmy się od siebie,przezornie uzgodniłyśmy kwestię stroju, poza tym Krystyna wciąż jeszcze niemogła opanować nagłych chichotów.Po tych chichotach zapewne odgadywał,która to ona, a która ja, bo kieckami mogłyśmy się zamienić.Upewnił się w kwe-stii naszej tożsamości i znów utkwił wzrok w diamencie. Sam bym to kupił, ale mnie nie stać  oznajmił. Skąd to w ogólepochodzi?Nadszedł czas wyjaśnień.Udało nam się obskoczyć temat w godzinę, razemz prezentacją dowodów rzeczowych.Obaj słuchali uważnie, Andrzej, fanatyk, niefanatyk, umysłowo był jednak niezle rozwinięty, a Paweł, człowiek interesu, roz-ważał całą rzecz od razu praktycznie. Mam parę wniosków  rzekł. Chcecie? Głupie pytanie  odparła żywo i grzecznie Krystyna. A zatem primo: ten sakwojażyk czy sepecik, czy co to tam jest, należy bez-względnie i jak najszybciej zwrócić potomkom pierwotnego właściciela.Wyjąćmu z ręki pretensje.Gdzie to macie?Rozumiałam, że pyta o sepecik, a nie o właściciela. Został w Noirmont  wyznałam ze skruchą. Wyjeżdżałyśmy w pośpie-chu i udało nam się o nim zapomnieć.Leży w mojej sypialni, zdaje się, że w szafiena półce. O ile jeszcze leży.Zwracać z hukiem, przy świadkach, za pokwitowaniem.Secundo: ujawnić całą historię kamienia poprzez ekspertyzy, prasy zachęcać nietrzeba, sama wskoczy w sensację.Tertio: ubezpieczyć go, na razie jeszcze niewiem na ile.Ouarto: umieścić w sejfie bankowym.152  Nie u nas chyba?  przerwała mu Krystyna z niesmakiem. Od nastajemniczo wyparuje, a w sejfie będzie leżała imitacja. Owszem, tak czy inaczej, trzeba go zawiezć do Francji.Własność prywat-na, ale zaczęło się od Francuza, komplikacji międzynarodowych zawsze wartouniknąć.Jeśli chcecie go sprzedać. Nie chcemy. wyrwało nam się obu razem, bardzo cichutko. Tak podejrzewałem.Ale możecie udawać, że tak.Sądzę, że parę ofert przyj-dzie.Poza tym, możecie go pokazywać, objedzie świat jak, na przykład, złotoperuwiańskie i będzie sam na siebie zarabiał, wszyscy polecą go oglądać. I w końcu ktoś go rąbnie  mruknęła Krystyna. Nikt go nie rąbnie.Nieopłacalna kradzież.O jego ochronę zadbają towa-rzystwa ubezpieczeniowe, podwędzenie wypadłoby kosztownie, a sprzedaż nie-możliwa.Musieliby go pociąć na drobne kawałki, wówczas jego wartość spadabeznadziejnie, wyszliby na zero.Ewentualny złodziej może jeszcze wywinąć dwanumery: jeden, rąbnąć na zamówienie, a drugi, zażądać od was forsy za zwrot.Ogólnie będzie wiadomo, że nic nie macie.Jakieś straszne milczenie zapadło nagle w pokoju.Jedyną osobą, która cośmiała, był on sam, Paweł.Oczyma duszy ujrzałam dalszy ciąg.Wszelkie haracze i łapówki ściągalibyz niego.W uszach zabrzmiał mi jego głos:  W tej sytuacji nie mogę się z tobąożenić i nie możemy razem zamieszkać.Nikt nie może z tobą zamieszkać, sta-jesz się niebezpieczna dla otoczenia.Na marginesie wyobrazni dostrzegłamAndrzeja, jak się podnosi z martwą twarzą, dżentelmeńsko obiecuje dochowaćtajemnicy, ale ma pracę, którą będzie chronił przed kretyńskimi komplikacjami,Krystyny nie dotknie rozżarzonym pogrzebaczem, kłania się i wychodzi.Pawełza nim, poda mi przez telefon nazwisko jakiegoś eksperta.Gdzieś pod sufitemszatańsko zachichotała Izunia.No i proszę, osiągnęłam cel.Czy w ogóle w dziejach świata jakiś diament wyszedł komuś na zdrowie.?Andrzej podniósł się z fotela i poczułam w sobie nagłe, lodowate zimno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •