[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Którego dnia? - zaciekawiła się Janeczka.- Też w piątek?- Nie wiem - odparł Pawełek z wahaniem.- Piątku nie wydrapał, nie? Więc może siedział codziennie.- Możliwe - zgodziła się Janeczka po namyśle.- Widocznie nie ma nic do roboty.- W końcu na pewno się spotkali - ciągnął Pawełek.- No i tego ka­pitana okropnie to zaciekawiło.- Zaraz - przerwała Janeczka bardzo energicznie, bo korespon­dencja złoczyńców wydawała się jakaś nieuporządkowana.- Ja jeszcze nie rozumiem.Nie wiem, skąd on wiedział, że ma napisać list na sa­mochodzie naszego ojca.Ten z pazurami drapał pierwszy.Pawełek wpadł jej w słowa.- I to, co wydrapał, to też był pewnie szyfr.Tamten przeczytał i już wiedział, że może mu przesłać odpowiedź.Zamazał szyfr i doskrobał swoje.Janeczka zastanawiała się bardzo głęboko.Wyobraziła to sobie.Osamotniony złoczyńca z czarnymi pazurami, pozostawiony bez wieś­ci, drapie na samochodzie zaszyfrowane wezwanie do swojego wspól­nika.Wspólnik czyta.Pojmuje, że zaistniało nieporozumienie, i czym prędzej wysyła odpowiedź, czyli wskazuje miejsce i termin spotkania, złoczyńca czyta, jedzie do Wilanowa i czeka.Owszem, tak mogło być, zaczynało jej pasować.- No dobrze, rozumiem - zgodziła się.- Tylko jeszcze nie wiem, skąd ten z pazurami wiedział, że tamten przeczyta jego szyfr.Przecież to jest nasz samochód.Nieubłagana logika Janeczki zmuszała do wnikliwego myślenia.Jeśli wykluczało się zmowę złoczyńców z ich ojcem, sprawi rzeczywiś­cie wymagała rozważenia.- Mnie się wydaje, że on go musi widywać - powiedział z namy­słem Pawełek.- On jest tam, gdzie ojciec jeździ.- Jak się zastanowimy, gdzie ojciec jeździ, to już będziemy wie­dzieli, gdzie on jest! - powiedziała Janeczka z ożywieniem i nadzieją.- No pewnie - przyświadczył Pawełek.- Ja wiem, gdzie ojciec je­ździ.Do warsztatu, do stacji benzynowej na Wisłostradzie, do siebie do pracy, do matki biura, do ciotki Moniki.- I do PKO, i na Służewiec po te jakieś rury, i do Łomianek do warsztatu stolarskiego, i do sklepu z drewnem na Gałczyńskiego.Zamilkli obydwoje.- Trochę dużo tego - zauważył Pawełek po chwili nieco smętnie.- Mamusia mówiła, że mu podrapali na parkingu przed biurem - przypomniała Janeczka niepewnie.- To co, to ten bandyta pracuje u ojca w biurze?! - zgorszył się Pa­wełek.- No nie.Ale może tam mieszka.I przez okno widzi, jak ojciec ustawia samochód.- Coś ty, na Żeraniu by mieszkał?! Tam są same fabryki! Znaczy te.budynki produkcyjne!Obydwoje znów zamilkli, oddając się intensywnej pracy umysło­wej.Janeczka wierciła obcasem dziurę w szparze między płytami chodnika, Pawełek obgryzał paznokcie.- Mieszkać, to on tam nie mieszka - pomrukiwał.- Chyba że pra­cuje.- Może mieszkać koło stacji benzynowej - powiedziała w zadumie i Janeczka.- Albo na Służewcu.Nie, tam też są budynki produkcyjne.Albo w Łomiankach.Jakieś wspomnienie mignęło jej nagle w głowie.- Czekaj! - powiedziała pośpiesznie.- Czekaj, ten samochód.Jak Chaber go wywęszył w nocy, to on przyjechał samochodem.Pawełek zerwał się z podmurowania i wykonał kilka wspaniałych skoków.- Ha! - ryknął triumfalnie.- I ten samochód był z Łomianek! On jest z Łomianek! A ten z pazurami musiał wiedzieć, że tamten jest z Łomianek!Rozpromieniona Janeczka kiwała głową tak długo, aż zaplątała się włosami w gałęzie.Wówczas przyszła jej na myśl następna wątpli­wość.- No, tak, tylko nie wiem, skąd wiedział, że ojciec tam jeździ, do tego warsztatu stolarskiego?- Tego to ja też nie wiem - odparł Pawełek po namyśle i usiadł znów na podmurowaniu.- Ale milicja go złapie i zapyta.Janeczka dla odmiany pokręciła głową.- Ja myślę, że to było inaczej - zadecydowała.- Ten z Łomianek zobaczył w Łomiankach nasz samochód i rozpoznał, bo go tu przecież widział, wtedy kiedy łaził po dachu.Parę razy łaził i za każdym razem widział.W nocy ojciec ustawia go przed bramą, bo przecież cały wjazd do garażu jest zawalony i brama się nawet nie otwiera.No więc widział.I widział, że ten z pazurami też tu łazi.- Po dachu? - zainteresował się Pawełek.- Nie wiem, może i po dachu.Chaber na niego nie warczy, więc nie wiadomo na pewno.No i ten pierwszy wydrapał coś dla tego drugiego, bo nie mógł się na niego doczekać w tym Wilanowie.Pewnie coś małe­go.Ten z pazurami zobaczył to i prędko napisał swoje, wtedy tamten odczytał to coś i też odpisał od razu.- Jak to było coś małego, to może nie zamazał? - ożywił się Pawe­łek.- O rany, trzeba było porządniej obejrzeć ten samochód!- Nic straconego, jeszcze możemy obejrzeć.Ojciec polakierował tylko ten podrapany kawałek na drzwiczkach i nic więcej.Jeśli było coś małego gdzie indziej, to zostało.Sprawdzimy, jak wróci.- Rany, to my już wszystko wiemy.! - wykrzyknął Pawełek, zdu­miony nagle i pełen podziwu.- No pewnie - przyznała Janeczka bez przekonania.- Ja jeszcze nie wiem, co on zabrał ze strychu.I co to znaczyło, ten dwór i dym.I w ogóle nie wiem, po co oni piszą do siebie szyfry na kartkach i na sa­mochodach, zamiast zwyczajnie przyjść do siebie do domu albo zatele­fonować, albo wysłać list pocztą.- A, właśnie! - przypomniał sobie Pawełek.- Ten kapitan mi to wytłumaczył.Po pierwsze, to są przestępcy i muszą udawać, że się w ogóle nie znają, bo inaczej zostaną od razu złapani.A po drugie, to oni nie mają do siebie kompletnie żadnego zaufania i wcale nie znają swo­ich adresów ani nawet nazwisk.I jak się nagle stracą z oczu, to potem muszą robić rozmaite sztuki, żeby się poznajdywać.I dlatego ten kapi­tan tak mnie maglował, żebym wszystko powiedział, bo milicja chce ich znaleźć i połapać.Słuchaj, musimy mu o tym powiedzieć.- Jeszcze się nad tym nie zastanowiłam do końca - odparła Janecz­ka z wielką stanowczością.- Co mu już powiedziałeś?- Nic.Tylko tyle, że ta kartka z szyfrem jest przepisana, prawdziwą mamy w domu.Daliśmy mu przepisaną, żeby nie zginęła.Poza tym nic, nawet o tym samochodzie z Łomianek mu nie powiedziałem, bo wolałem przedtem naradzić się z tobą.- Bardzo dobrze.Od samochodu zaraz by doszli do strychu.Do strychu nie możemy się przyznać za żadne skarby świata.Pawełek aż się wstrząsnął na samą myśl o czymś podobnym.- Pewnie, że nie.Rany, co by się działo w domu.! Janeczka uściśliła nieco przewidywania.- Od razu by zgadli, że to myśmy ryczeli - rzekła tonem ponurego proroctwa.- I że morda upiora też jest nasza.I jeszcze jakby się dowie­dzieli, że właziliśmy w nocy po dachu.Zamilkła.Pawełek złapał oddech.- Musielibyśmy uciec z domu - stwierdził zamyślony.- Wcale nie chcę teraz uciekać z domu.- Ja też nie.Mamusia dostałaby ataku i mogliby nam odebrać Cha­bra.- Nie mów! - przerwał Pawełek gwałtownie.- Głupia jesteś, jesz­cze wymówisz w złą godzinę! To co robimy?- Nic - odparła Janeczka po dość długiej chwili wpatrywania się w dal.- Trudno, nie możemy nikomu nic po wiedzieć.Niech sobie milicja sama zgaduje.- Sami nie zgadną do końca świata - mruknął Pawełek i umilkł.Siedzieli na podmurowaniu ogrodzenia, oparłszy się łokciami na kolanach, w nastroju dość posępnym.Pawełek na nowo przystąpił do obgryzania paznokci.Efekt rozmyślań nie przypadł mu do gustu, nie podobała mu się ta okropna konieczność zachowania bezwzględnej ta­jemnicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •