[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W duszy Tereski eksplodował wstrząs.Nagle pojęła wszystko.Popełniływczoraj okropny, niewybaczalny błąd, nie zajrzały do dołu dokładniej, uwierzy-ły w to, że tajemniczy łobuz spenetrował całość do dna i uciekł po skończeniuroboty! Po cóż zatem przylazł tu jeszcze raz? Jak błyskawica olśniła ją myśl, żewłaśnie tu znalazł to, czego szukał, wczoraj spłoszony nie zdążył zabrać i dlategowrócił! Zabiera teraz! Kopie, maca ręką, kopie jeszcze trochę, zaraz wyciągniei ukradnie to, ucieknie! Przeszkodzić mu! Spłoszyć go znów, przeszkodzić mu zawszelką cenę!!!Okrętka rozbudzona dopiero w tej chwili patrzyła na kopacza w przerażonymodrętwieniu.Nastawiona na walkę o węgorze, przez moment nie mogła zrozu-mieć, co widzi.Przypomniało jej się mętnie, że miały go płoszyć, jako nie one,tylko ktoś inny.Ogarnęło ją szaleńcze zdenerwowanie, bezradnie obejrzała sięna Tereskę przykucniętą obok.Tereska miała w oczach wyraz dzikiej rozpaczy. Przestraszmy go!  wyszeptała chrapliwie. On tu wrócił, bo znalazł!Wczoraj przysypał! Niech ucieknie na chwilę! Do telefonu! Milicja.Zdenerwowanie i oszołomienie Okrętki skoczyło nagle na najwyższe szczyty.W mgnieniu oka zrozumiała: arystokrata czy jego wspólnik znalazł swoje skar-by, nie ma nikogo innego, żadnej pomocy, tylko one obie, nastąpiła ostateczność,muszą coś zrobić. Przestraszmy go!!!  jęczała desperacko Tereska najcichszym szeptem. Jak?. Jakoś dziwnie! %7łeby nie wiedział, że to my! No!To  no Tereski zabrzmiało jak komenda.Dzgnięta niczym ostrogą Okrętkastraciła głowę.Przerażenie i rozpacz pozbawiły ją przytomności umysłu i wyzułyz resztek zaspanego rozsądku.Uczyniła jedyne, co jej przyszło do głowy.Przeciągłe, złowrogie, ponure wycie rozerwało nagle leśną ciszę, wstrząsnęłoświatem i poniosło się przez jezioro, odskakując echem od ściany lasu.Zabrzmia-ło głucho, złowieszczo, potężnie i tak straszliwie, a przy tym tak nieoczekiwanie,że Tereska tuż obok zródła dzwięku zmartwiała radykalnie.Przez myśl przemknę-ło jej potworne przypuszczenie, że Okrętka musiała zwariować.W kopiącego faceta jakby grom strzelił.Na moment znieruchomiał podpartyłopatą, potem rzucił ją, wycie urwało się i zamarło w jęku, bo Okrętce zabrakłotchu.Wtedy facet wyprysnął z dołu, okręcił się w koło, w jego ręku pojawił sięjakiś czarny przedmiot.Wszystko potem rozegrało się w tak oszałamiającym tem-pie, że wręcz nie sposób było ustalić kolejności wydarzeń.Coś spadło skądś, niewiadomo skąd, może z drzewa, trzasnęło w rękę faceta, czarny przedmiot upadłna kamień, huknęło okropnie, coś, może ludzka istota, a może co innego, porwało162 ów przedmiot, zakotłowało się i znikło w jednostajnym mroku lasu.Facet leżał naskraju dołu oszołomiony, nagle zerwał się, rzucił w trzciny, rozległ się gwałtow-ny, mlaskający chlupot, jakaś łódz wydostała się z szuwarów, zaterkotał silniczek,terkotał chwilę, po czym umilkł.W oparach mgły na jeziorze nie było nic widaćani słychać.Po bardzo długiej chwili Tereska otrząsnęła się z szoku i odzyskała głos i zdol-ność ruchu.Wyprostowała się z klęczek i spojrzała ze zgrozą na Okrętkę na czwo-rakach. Matko jedyna, coś narobiła?! Zwariowałaś?! Kazałaś mi go przestraszyć!  wyjęczała Okrętka śmiertelnie przerażonawłasnym czynem i jego skutkami. Skąd miałam wiedzieć.Miało być dziw-nie. No i było dziwnie, to ci trzeba przyznać.Nie wiem, co teraz? Lecieć dotelefonu? Przeszukać ten dół?. On wróci. Toteż musimy się pośpieszyć.Chociaż nie wiem, co to było, to wszystkorazem, ktoś go pobił? Może nie wróci? Na litość boską, zróbmy coś, nie możemytu siedzieć do skończenia świata! Strzeliło!. No to co, że strzeliło, nie denerwuj mnie!Od strony namiotu rozległ się nagle brzękliwy hałas, jakby ktoś przewracałich garnki.Okrętka odzyskała siły. Mści się!  krzyknęła rozpaczliwie. Wszystko nam rozwala!Tereska już i tak była zdenerwowana do nieprzytomności, zarówno wydarze-niami, jak i niepewnością w kwestii dalszego działania.Ogarnęła ją wściekłość.Poderwała się i chwyciła jakiś drąg. Bierz coś i zajdz od drugiej strony!  zawołała z desperacką zacięto-ścią. Mam go dosyć! Dam mu po łbie i potem będę myślała!Ruszyła w kierunku namiotu nie bacząc na niebezpieczeństwo.Mężnie i z de-terminacją Okrętka ruszyła za nią, zboczyła w las, złapała rosochatą gałąz i na-tychmiast zaplątała się z nią w krzakach.Jednostajna szarość bladła, widocznośćpoprawiała się z minuty na minutę, Tereska dopadła materaców porzuconych przywygasłym ognisku i zatrzymała się.Przy namiocie nie było nikogo, chociaż garn-ki zostały poprzewracane: z jednego wysypały się borówki.Stała, rozglądając siępodejrzliwie dookoła, kiedy Okrętka z rozwianym włosem, zasapana, pojawiła sięz drugiej strony, wyszarpując z krzaków swoją gałąz. No i co?  spytała niespokojnie. Nic.Nie wiem.Nikogo nie widać, ale porozwalało nam garnki.Od twojejstrony nikt nie uciekł? Nie.To gdzie on się podział?163 Przez chwilę stały przyglądając się otoczeniu i sobie nawzajem.Tereska opu-ściła drąg. Widocznie jakieś zwierzę tu wskoczyło, może zając albo co.On uciekłwodą.Wracamy. Po co? Jak to po co? Po pierwsze, obejrzymy dół, a po drugie, są węgorze.Okrętka chciała gwałtownie zaprotestować przeciwko powrotowi na tamtookropne miejsce, ale wspomnienie węgorzy sprawiło, że zmieniła zdanie.Zawa-hała się, jęknęła rozpaczliwie, zmierzchwiła sobie włosy na głowie i ruszyła kucypelkowi, wlokąc za sobą gałąz.Tereska zatrzymała ją. Czekaj, wezmiemy łopatę.Może trzeba jeszcze pokopać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •