[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No, to co mieli zrobić? Poma-gali jak szatany, byle prędzej i w rezultacie oni pchali i nosili, a ja im palcem pokazywa-94łem, że nie tu, tylko trochę w lewo, trochę w prawo.Kumpel sąsiada wiedział już o cochodzi i popłakał się ze śmiechu.Szkoda, że tu tak samo nie wyszło. Tu już nie było powodów, mieli nas w nosie.Dobrze, że wnieśli na górę.Zwalilibyle gdzie i polecieli do skarbu. No i dolecieli.Mają skarb, że hej! mruknął z satysfakcją Jan uszek.iZygmunt spojrzał na niego z zainteresowaniem.Januszek na kawałku wolnej podłogisegregował i przeliczał zawartość dwóch przedwojennych puszek po landrynkach. Gdyby ci sąsiedzi byli przyzwoitymi ludzmi, to należy nam się osiemdziesiąt sześćzłotych i dwadzieścia pięć i dwie dziesiąte grosza oznajmił. Dziesięć procent zna-leznego.Te dwie dziesiąte, ostatecznie, mogę im darować. Dlaczego nam się należy? zaprotestowała Tereską. To Piotruś znalazł, a nie my! No, to co? A może będą chcieli odwdzięczyć się nam za przeprowadzkę? Przecieżnie mówię, że się będę z nimi bił, policzyłem tylko na wszelki wypadek. Zdaje się, że jak 4u wejdą i rozejrzą się dookoła, od razu im wdzięczność przejdzie mruknął Zygmunt. Zastanawiam się, kiedy ten sąsiad wróci powiedziała w zamyśleniu Tereską. Szkoła nam się zaczyna pojutrze, nie wiem, czy nie będziemy musiały chodzić nazmianę.Wsparta łokciami o stół kuchenny Okrętka wyprostowała się nagle. Słuchajcie, widzieliście kiedy zakamieniałą kretynkę? spytała dziwnym głosem.Obejrzeli się na nią wszyscy, Januszek na czworakach wyjrzał zza stołu.Okrętka pre-zentowała osobliwe połączenie zgrozy z zakłopotaniem, na twarz wypłynęły jej gorącz-kowe rumieńce. Czy mam rozumieć, że widzimy właśnie teraz? spytał z wielkim zainteresowa-niem Zygmunt. Owszem.Właśnie mi się przypomniało, że sąsiadka ma matkę. Wyrodną? zaciekawił się Januszek. Co.? Ta matka, pytam, czy wyrodna? Dlaczego wyrodna.? No jak to, bo jej tu nie ma.Tak tę córkę zostawiła na pastwę losu? Wszystkie mat-ki nie wyrodne trzęsą się nad córkami jak kwoki. Rzeczywiście, masz rację.Wyrodna.?Okrętka machała rękami, usiłując ich uciszyć. Ale jaka tam wyrodna, zamknijcie się wreszcie! Miała tu być albo zabrać te dziecido siebie, ale ona mieszka na wsi, gdzieś pod Grójcem.Miała je zabrać za tydzień, prze-95cież wam mówiłam, że sąsiadka pośpieszyła się o dziesięć dni, skąd ta matka miała wie-dzieć! Trzeba ją było zawiadomić!Okrętka nagle zamilkła.Popatrzyła na pozostałych jakoś niepewnie, w wyrazie jejtwarzy pojawiła się skrucha. No trzeba było.No i właśnie teraz mi się przypomniało.No pytałam was prze-cież, czy widzieliście zakamieniałą kretynkę!Tereska podejrzliwie przyglądała się przyjaciółce. Słuchaj no, kto ma adres tej matki? spytała surowo.Okrętka westchnęła ciężkoi znów oparła się na stole, podpierając brodę zwiniętymi pięściami. Ja wyznała żałośnie. To znaczy, miałam.Sąsiadka mi dała, jak szła do szpita-la.To znaczy, nie szła, tylko zabierało ją pogotowie, a dzieci oczywiście ryczały i może-cie być spokojni, że zgubiłam go natychmiast.To znaczy, schowałam tę kartkę tak, żebyłatwo znalezć.Przez chwilę panowało milczenie. A w ogóle to ja tę matkę znam dodała Okrętka z rozgoryczeniem. Ona mataką kondycję, że sama jedna może zastąpić dziesięciu tragarzy.Tereska odzyskała głos. Boże, zmiłuj się nad nami.Jazda, rusz się! Pisz list! Jaki list? Do sąsiadki.Osobiście mnie tam przecież nie wpuszczą.Niech da ten adres jesz-cze raz.Wyślemy depeszę, pilną, jutro wieczorem ta matka już tu będzie.Chyba kom-pletnie zgłupiałaś.W Okrętkę wstąpił nowy duch.Na kawałku pakowego papieru napisała list ogryz-kiem ułamanej, zielonej kredki, znalezionej w wanience, wśród zabawek dzieci.Innychprzyborów do pisania nie udało się odszukać, a nikt akurat nie miał przy sobie długo-pisu.W trakcie pisania ulegała wyraznemu przeobrażeniu.Najwidoczniej na myśl, żepozbędzie się wreszcie Piotrusia, Marzenki i mieszkania sąsiadów, zaczynała odżywaćw tempie wręcz nadprzyrodzonym. Ona nic z tego nie zrozumie rzekła z niepokojem. Dopisz jej więcej na nor-malnym papierze, żeby nie umarła na serce, i podaj matce ten tutejszy adres, chyba tra-fi, ja tu będę czekać.Jeżeli ona do wieczora nie przyjedzie, słowo daję, odprowadzę ichobydwoje do komisariatu milicji i zostawię podstępem.!!! A zdawało mi się, że dopiero co protestowałaś przeciwko nadzwyczajnym wyda-rzeniom i życzyłaś sobie zwyczajnych wytknęła kąśliwie Tereska, chowając staranniekorespondencję na pakowym papierze. Zwracam ci uwagę, że przeprowadzka, po-dróż służbowa, a nawet poród w szpitalu to są wszystko wydarzenia zupełnie zwyczaj-ne, normalne, spotykające ludzi na co dzień.Wychowywanie dzieci też, pełno tego na96każdym kroku, nie mówiąc o gotowaniu obiadów.Zwyczajne wydarzenia, tak przez cie-bie upragnione. Ja mówiłam coś takiego?! oburzyła się Okrętka. Tak jest! przyświadczył energicznie Januszek. Sam słyszałem na własne uszy.Mówiłaś, że przez całe wakacje miałaś nadzwyczajnych wydarzeń po dziurki w nosie,dosyć masz tego i wolisz zwyczajne. Rzeczywiście tak mówiła? zainteresował się Zygmunt. Poważnie? Jak Boga kocham! Coś podobnego.Wiedziałem, że mam siostrę poszkodowaną na umyśle, ale nieprzypuszczałem, że do tego stopnia. Odczepcie się! zdenerwowała się Okrętka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]