[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co da-lej? Jak je stamtąd wyciągnąć? Szybowcowej katapulty tam nie ma, bo i skąd bysię miała wziąć, poza tym, kto by ją uruchomił? Na dodatek nie ma na świecie ta-kiego szybowca, który uniósłby ciężar dziesięciu cetnarów.Tak, od tej strony teżnic nie wychodzi.Może wziąć do niewoli jakiegoś elfickiego notabla i zmusićgo, by przeprowadził ich przez wszystkie pułapki Złotego Lasu? A ten zapew-ne wprowadzi ich natychmiast w zasadzkę.Spośród tego, czego dowiedział sięo mieszkańcach Lorien, pewnikiem było, że elf przedłoży śmierć nad zdradę.Nie pominął również zapisków znalezionych wśród bagaży Eloara.Przeważa-ły w nich zwyczajne notatki z podróży, jedynym treściwym tekstem był nie wy-słany list, zaczynający się od słów Kochana Mateńko! i zaadresowany do La-dy Eornis, klofoeli Władczyni.Niemal połowę stanowił znakomity co do swejartystycznej wyrazistości opis doliny rzeki Nimrodel z tym miejscem wiąza-ły się jego i matki, jak się wydawało, szczególnie miłe wspomnienia.W ogólewydawało się, że wspomnienia lasów mallornowych, gdzie olbrzymy te sięgająnieba, a w szmaragdowej trawie kryją się złote dywany elanorów, służyły elfowiduchowym oparciem wśród nienawistnych mordorskich piasków.Eloar niepokoił90się także, czy prawdą są pogłoski o zerwaniu jego kuzynki Linoel z narzeczo-nym, wyrażał złość na swego starszego brata Elandara, zapytując, po co budzinieziszczalne nadzieje w duszach swych podopiecznych z Gondoru i Umbaru,dzielił swą radość z matką wszak właśnie jej w tym roku przypadł w udzia-le niezwykły przywilej organizowania letniego Zwięta Tańczących Zwietlików.I wiele innych drobiazgów w podobnym stylu.To, że rodzina Eloara znajduje sięw najprawdziwszej elfickiej elicie (dla elfickiego określenia klofoela , jak wie-dział z wyjaśnień Sharha-Rany, trudno znalezć dokładny odpowiednik ni todama dworu, ni królewski doradca) domyślali się wcześniej.To, że elfy realizująsekretny plan przenikania do różnych państw Zródziemia, a zarządza tą działal-nością między innymi niejaki Elandar, na pewno zainteresuje tamtejsze władzei służby wywiadowcze, ale dla ich misji nie ma to specjalnego znaczenia.Jed-nym słowem: tu też kiepsko.Haladdin męczył się tak cały dzień, pół nocy spędził przy ognisku przy naj-mocniejszej z możliwych herbacie i, nic nie wymyśliwszy, obudził Cerlega, byułożyć się do snu ranek mądrzejszy bywa od wieczora.Trzeba powiedzieć, żepatrząc na spokojnie i metodycznie przygotowujących się do wyprawy towarzy-szy, postanowił twardo: będzie ziemię darł pazurami, ale wymyśli przynajmniejjakieś pośrednie rozwiązanie.Nawet on rozumiał, że wojsko stojące dzień po dniubez celu, bez wyraznego rozkazu, mięknie na kisiel.Spał tej nocy fatalnie, kilka razy budził się i dopiero o świcie zasnął głębo-kim snem.Zobaczył we śnie wspaniały cyrk i siebie, drugoklasistę, który uciekłz lekcji odstające uszy i palce lepkie od cukrowej waty.Oto z zamierającymsercem wpatruje się w niewiarygodnie piękną dziewczynę w śnieżnobiałej narzu-cie, która odważnie stąpa nad ciemną przepaścią po cienkim złotym promieniu.Nigdy wcześniej nie widział, żeby linoskoczek żonglował przy tym trzema duży-mi kulami.Jak to możliwe? Ale co to?! Przecież to Sonia! Nieee!!! Zatrzy-majcie ją, to nie dla niej zajęcie, ona tego nie potrafi! Tak, tak, rozumiem jużnie można jej zawrócić: do tyłu iść jest jeszcze trudniej.Tak, to prawda: jeślisię nie wystraszy, nic się jej nie stanie to stara magia.Oczywiście, że magia:przecież kule, którymi żongluje, to nic innego jak palantiry! Wszystkie trzy Ka-mienie Jasnowidzenia, do których można dotrzeć w tej części Zródziemia tomy je odnalezliśmy i oddaliśmy jej.Ciekawe, jeśli Sonia i ja będziemy mieli popalantirze, to czy można przez nie przekazać dotknięcie?Z tą myślą się obudził; okazało się, że już dawno temu wstał świt.Nad ogni-skiem apetycznie perkoce kociołek Cerleg złowił w sidła kilka keklików a Tangorn z uczuciem pieści swój ukochany Usypiacz.Właśnie odbicie słoneczne-go promienia z klingi miecza obudziło Haladdina, sami towarzysze najwyrazniejnie mieli zamiaru go budzić; pozwalali mu wyspać się do woli.Odprowadziwszyspojrzeniem słonecznego zajączka , który przemknął łukiem po kamieniach naocienionej stronie wąwozu, pomyślał smutno: oto, kto bez problemu dotarłby do91pałacu Władczyni Galadrieli słoneczny zajączek !Oślepiająca eksplozja oświetliła wszystkie zakamarki jego umysłu, gdy tedwie myśli ostatnia myśl snu i pierwsza po obudzeniu rozmijając się nawieki, cudownym przypadkiem zetknęły się koniuszkami skrzydeł.Oto i rozwią-zanie posłać za pomocą palantira słonecznego zajączka.Tego typu olśnieniazdarzały mu się wcześniej, na przykład, kiedy odkrył i udowodnił, że sygnał pły-nący po włóknie nerwowym ma nie chemiczną, a fizyczną naturę.Mimo to, zakażdym razem odczuwał w takim przypadku jakiś cudowny smak nowości, jakprzy spotkaniu z ukochaną.Każdy akt twórczy ma dwie składowe: chwilę olśnie-nia, a potem żmudną techniczną pracę, czasem trwającą latami.A końcowym ce-lem obu jest udostępnienie tego olśnienia innym.Natura olśnienia jest taka samaw poezji i w rozpracowywaniu przestępstw.Skąd się bierze, nie wie nikt, ale tachwila, kiedy niech to nawet będzie nieuchwytnie krótka chwila! stajesz sięrówny Jedynemu, jest tą rzeczą, dla której tak naprawdę warto żyć. Panowie! oznajmił, podchodząc do ogniska. Wygląda, że udało misię jednak ułożyć tę naszą łamigłówkę.Może nie całą, ale istotną jej część.Pomysłjest prosty: zamiast nieść Zwierciadło do Orodruiny, przeniesiemy Orodruinę doZwierciadła.Cerleg, znieruchomiawszy z niesioną do ust łyżką rosołu, rzucił zaniepoko-jone spojrzenie na barona. Dowódca nasz, chyba, tego.zwichrował z powo-du nadmiernego wysiłku umysłowego. Tangorn natomiast, uprzejmie unoszącbrew, zaproponował lekarzowi, by najpierw nałożył sobie keklika, póki nie osty-gły, a potem zaznajomił towarzystwo ze swą ekstrawagancką hipotezą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]