[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Służył w Algierze w palącym słońcu pustyni - walczył z Arabami,którzy byli najgorsi i najniebezpieczniejsi ze wszystkich wrogów na świecie.Zewszystkich jednak miejsc, w których był, najbardziej nienawidził Meksyku.Nikomunie można było tu zaufać - ludzie uśmiechali się, patrząc prosto w oczy, uprzejmieAnula & Polgara & ponaousladanscpochylali głowy, a następnie wbijali nóż w plecy, gdy tylko nadarzyła się okazja.Zdarzało się już, że on i jego ludzie wjeżdżali do wiosek, gdzie wieczorem witanoich owacjami, niczym bohaterów, nad ranem zaś otwierano do nich ogień.Niemożna tu było ufać nawet małym dzieciom.Pewnego razu mały chłopak niosący wdłoniach laskę dynamitu wysadził w powietrze prawie cały pluton.Co za okropnykraj - pełen hipokrytów.Przeklinał swój los, że otrzymał przydział właśnie do tegomiasta, a nie do Queretaro albo Mexico City, gdzie przynajmniej można byłochodzić spokojnie po ulicach w poszukiwaniu uciech i nie słyszeć dobiegających zciemnych zaułków przekleństw pod swoim adresem oraz nie bać się, że w każdejchwili można dostać kulę w plecy.Ale cóż, trzeba wykonywać swe obowiązki.Obowiązkiem sierżanta Malavala było w tej chwili ściągnąć jak najwięcejludzi w czasie trwającej sjesty na plac apelowy, gdzie miało się odbyć przesłuchanieszpiega Juaristas.Publiczne biczowanie miało służyć jako środek odstraszający dlaewentualnych zwolenników Juareza, ale, niech to diabli, i takbył pewien, że połowa mieszkańców miasteczka wciąż wierzyła w swojegoprezydenta.Będą patrzeć, tak jak patrzyli już na wcześniejsze egzekucje i tortury, inie odniesie to żadnego skutku.To był dziki kraj, życie ludzkie nie miało wartości.Co więcej, kiedy ci ludzie raz zapałali do czegoś nienawiścią, nic nie mogło tegozmienić.Sierżant Malaval pomyślał mimochodem o więzniu, którego pozostawiono nasłońcu, by miał czas rozważyć" sobie, co go czeka.Nie miał wątpliwości, że udasię go złamać, choć wyglądał i zachowywał się inaczej niż te zwyczajne obdarte psyJuareza, które dotychczas wpadały im w ręce.Miał niebieskie oczy i był uzbrojony,kiedy go złapali - a może prawdę mówili, że poddał się z własnej woli, żeby uwolnićtę piękną zielonooką kobietę, którą pułkownik przywiózł tu ze sobą? To i tak niemiało znaczenia.Beal, Amerykanin, który tropił dla nich rebeliantów, był specjalistąod tortur, zwłaszcza chłosty długim, grubo skręconym biczem.Sierżant przy tegorodzaju karze był raczej zwolennikiem dziewięciorzemiennego bicza.Było tozgodne z tradycją, a przestrzeganie tradycji i dyscypliny to coś, co, jak sądził,utrzymuje armię w dobrej kondycji.Anula & Polgara & ponaousladanscProwadząc przed sobą tłumek milczących, nachmurzonych mieszkańcówmiasteczka, żołnierze powrócili na dziedziniec.Malaval przypuszczał, że jak zwykleo tej porze przemówi pułkownik, a zaraz potem zacznie się główne widowisko.Ponownie przeklął swój los.Będzie musiał stać na baczność w pełnym słońcu przezcałe popołudnie i wysłuchiwać krzyków nieszczęsnego więznia, które na długopotem będą jeszcze dzwięczeć mu w uszach.Miał nadzieję, że Beal szybko się z nimupora - miał ochotę na porządnego drinka.Pułkownik złamał swe zasady i po raz pierwszy podszedł do więznia, by z nimporozmawiać.To, że tak właśnie postąpił, zaskoczyło Steve'a tylko połowicznie.Pułkownik Devereaux był podstępnym człowiekiem i bardzo groznym przeciwni-kiem.Bez wątpienia chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu - zapewnechodziło o to, że uczynił z Ginny swą kochankę.Jakiż mężczyzna mógłby oprzeć siępokusie, by nie pochwalić się takim podbojem, zwłaszcza że wybranka jego, to, jaksię niefortunnie złożyło, żona Steve'a! Miał czas, by pogodzić się z fatalnym losem.Co będzie, to będzie.Nie było sposobu, by od tego uciec, musiał więc zmierzyć się ztym, co nieuchronne, wkładając w to cały swój hart ducha.Czuł, że przynajmniejuszczypliwości pułkownika będzie w stanie przyjąć z obojętnością i spokojem.Tylko czy aby na pewno? Rzemień z surowej skóry, którym go związali, zdążył jużzeschnąć się w słońcu i skurczyć tak, że nieznośnie ciągnął mu ręce w górę.Pasyrzemienia wpijały się w nadgarstki.Czuł, jakby krew dawno odpłynęła mu z rąk.Zupełnie, jakby rozciągać kogoś na kole tortur, tylko że wkrótce oprócz obecnejudręki czeka go znacznie więcej.- No i cóż, seńor? Czy może zmienił pan zdanie? Będzie mi bardzo przykrokazać panu przejść przez to wszystko, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności,lecz sam pan rozumie, że nie pozostawia mi pan innego wyboru!- Uważa pan wobec tego, że mam jakiś wybór, drogi pułkowniku? Cóżtakiego mógłbym jeszcze panu dać, po tym co już pan mi zabrał?Dwie pary oczu: niebieskie i piwne, starły się w spojrzeniu.Płynny francuskiSteve'a urągał nazbyt sztucznemu hiszpańskiemu pułkownika.- Ach, więc po francusku też pan mówi.To wiele wyjaśnia - rzekł pułkownikAnula & Polgara & ponaousladanscbardziej w zamyśleniu niż ze złością i westchnął: - Tak więc nadal zamierza pan byćuparty.Miałem nadzieję, że będzie inaczej, ze względu na pana i pańską żonę.- Moja żona niewiele już dla mnie znaczy, monsieur, ponieważ, jak się zdaje,należy teraz bardziej do pana niż do mnie.Tak jak i pańskie małżeństwo, naszzwiązek był zawarty jedynie z czystego wyrachowania.Jeśli tak bardzo potrzebujepan, bym pobłogosławił wasz romans, proszę bardzo! Jestem bardzo wyrozumiałymmężem, nie powiedziała panu?- Dosyć! Nie przyszedłem tu dyskutować o pańskiej żonie.To pan mnieinteresuje i pańska szpiegowska działalność.Kto pana przysłał do Meksyku? Ktopanu płaci? Na pewno nie jest to Benito Juarez, bo on nie ma na to pieniędzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]