[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam upili się, zapomnieli co przywiodło ich do Nazaretu, przypomnieli sobie o Kobiecie i zaśpiewali na jej cześć, po czym pobili się między sobą, pojednali się, a o brzasku nagle przypomnieli sobie o Bogu Izrae­la, obmyli twarze i na wpół senni wyruszyli, aby ujrzeć cud.Czekali i czekali, aż w końcu znużyło ich to.Wystarczyło uderzenie kopią po grzbiecie, by zaczęli gorzko żało­wać, że w ogóle tu przybyli.- Według mnie, chłopcy, powinniśmy wracać do naszych łodzi - powiedział jeden z nich, z kręconą siwą brodą.Wyglądał wciąż krzep­ko jak na swoje lata; jego czoło przypominało skorupę ostrygi.- Ukrzyżują zelotę tak samo jak wszystkich innych i, zapamiętajcie so­bie moje słowa, niebo się nie rozstąpi.Gniew Boga nie zna granic, tak jak i krzywda ludzka.A jak ty myślisz, synu Zebedeusza?- Myślę, że to głupota Piotra nie zna granic - roześmiał się jego towarzysz, rybak o rozbieganym spojrzeniu i krzaczastej brodzie.- Wybacz, Piotrze, ale nie masz tyle oleju w głowie, ile lat na karku.Rozpalasz się w mgnieniu oka - i gaśniesz tak prędko jak drewno do podpałki.Czyż to nie ty namówiłeś nas, aby tu przybyć? Biegałeś jak opętany od łodzi do łodzi i wołałeś: “Porzućcie wszystko, bracia - tylko raz w życiu można ujrzeć cud.Dalej, chodźmy do Nazaretu zobaczyć cud!" A teraz oberwałeś raz czy dwa kopią po plecach i od razu wszystko w twojej głowie przewróciło się do góry nogami i za­czynasz wołać: “Porzućcie wszystko, bracia, wracajmy do domu!” Nie przypadkiem zwą cię “Kurek na Wietrze".Dwóch czy trzech rybaków usłyszało tę rozmowę i wybuchnęło śmiechem; jakiś pasterz, który zalatywał smrodem kóz, podniósł swój kostur i powiedział: - Nie łajaj go, Jakubie; nawet jeśli z niego kurek na wietrze.Najlepszy to człowiek z nas wszystkich, a i serce ma ze szczerego złota.- Masz rację, Filipie, serce ze złota - zgodzili się wszyscy i wy­ciągnęli ręce, żeby poklepać i udobruchać Piotra, który aż sapał ze złości.“Mogą sobie mówić co chcą - myślał sobie - może i obraca mną byle podmuch, ale to nie ze strachu, o nie, to dlatego, że mam dobre serce".Jakub zauważył pochmurną minę Piotra i zrobiło mu się przykro.Pożałował, że odezwał się tak pochopnie i chcąc zmienić temat zapytał:- A jak tam twój brat Andrzej, Piotrze? Ciągle na Pustyni Jordańskiej?- Tak, cały czas - westchnął Piotr.- Mówią, że już go ochrzcili i że je szarańczę i dziki miód, jak jego nauczyciel.Niech mnie Pan Bóg pokarze, jeśli kłamię, ale ręczę wam, że już wkrótce ujrzycie, jak biega od wioski do wioski i krzyczy: “Pokutujcie za grzechy swoje, albowiem nadeszło królestwo niebieskie!", tak jak cała reszta.Jakie to niby ma być tutaj królestwo niebieskie? Pytam was, czy my już wsty­du za grosz nie mamy?Jakub potrząsnął głową i zmarszczył gęste brwi.- Widziałem, jak to samo spotkało mojego brata, którego wszyscy tak dobrze znają - Jana - powiedział.- Udał się do klasztoru na Pu­styni Genezaretańskiej, żeby zostać mnichem.Widać nie urodził się po to, żeby być rybakiem i w ten sposób zostawił mnie na pastwę losu razem z dwoma brodatymi starcami i pięcioma łodziami.- Ale czego nie dostawało temu szczęściarzowi? - zapytał pasterz Filip.- Miał wszystko, czym tylko Pan Bóg może obdarować człowie­ka! Co też strzeliło mu do głowy w samym kwiecie wieku? - Zadał to pytanie, ale w głębi ducha radował się, że i bogatych drąży jakiś robak.- Ni stąd ni zowąd zmarkotniał - odparł Jakub - i zaczął rzucać się przez sen w nocy, jak jakiś młodzik, któremu potrzeba kobiety.- To czemu się nie ożenił? Mało to było niewiast dookoła?- Powiedział, że nie chce brać sobie kobiety za żonę.- A niby kogo?- Królestwo niebieskie - tak jak Andrzej.Wybuchnęli wszyscy śmiechem.- Oby żył dalej szczęśliwie - zawołał stary rybak, zacierając zło­śliwie zrogowaciałe dłonie.Piotr otworzył już usta, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, w powietrzu rozległy się ochrypłe okrzyki:- Patrzcie! Idzie ten, co robi krzyże!Wszyscy naraz odwrócili się i ujrzeli w dole drogi syna cieśli, który wspinał się na chwiejnych nogach pod górę, zgięty pod ciężarem krzyża.- Rzymski pachołek! Rzymski pachołek! - wrzeszczał tłum.- Zdrajca!Dwaj Cyganie spojrzeli w dół ze szczytu wzgórza.Kiedy ujrzeli krzyż, podskoczyli z radości - słońce przypalało ich jak na rożnie.Splunęli w dłonie, ujęli motyki i zaczęli kopać dół.Na pobliskim ka­mieniu położyli grube gwoździe o spłaszczonych główkach.Mieli zro­bić tylko trzy, ale wykuli aż pięć.Kobiety i mężczyźni schwycili się za ręce tworząc łańcuch, żeby zagrodzić przejście cieśli.Magdalena oderwała się od tłumu i zawisła wzrokiem na synu Marii, który piął się mozolnie pod górę.Jej serce przepełniały ból i smutek.Pamiętała, jak bawili się wspólnie w dzie­ciństwie, kiedy on miał trzy lata, a ona cztery.Co to była za radość, co za niewypowiedziana słodycz! Po raz pierwszy przeczuli wtedy oboje istnienie tej mrocznej, nie zgłębionej do końca prawdy, że jedno z nich jest mężczyzną, a drugie kobietą i że ich ciała musiały tworzyć kiedyś jedną całość rozdartą potem przez jakiegoś okrutnego Boga.Ale ich ciała odnalazły się i próbowały połączyć na powrót.Im byli starsi, tym bardziej oczywiste i cudowne stawało się dla nich to, że jedno z nich jest kobietą, a drugie mężczyzną i spoglądali na siebie oniemiali z grozy, czekając niczym dwie dzikie bestie, aż wzmoże się ich głód i nadejdzie wreszcie godzina, kiedy stopią się w jedną całość i połączą to, co Bóg rozłączył.Ale którejś nocy w Kanie, gdy jej uko­chany wyciągnął do niej dłoń, by wręczyć jej różę i przypieczętować ich zaręczyny, bezlitosny Bóg ruszył na nich z wysokości i raz jeszcze ich rozdzielił.Odtąd już nigdy.Oczy Magdaleny napełniły się łzami.Ruszyła do przodu.Cieśla przechodził z krzyżem tuż przed nią.Pochyliła się nad nim.Wonnymi włosami musnęła jego nagie, okrwawione plecy.- Rzymski pachołek! - warknęła zduszonym, ochrypłym głosem.Drżała.Młodzieniec odwrócił się i na ułamek sekundy skupił na niej obo­lałe spojrzenie.Jego zaciśnięte usta wykrzywiały konwulsyjne spa­zmy.Schylił natychmiast głowę, zanim udało się jej rozpoznać czy malowały się na nich ból, strach, czy też uśmiech.Ciągle pochylona nad nim zapytała dysząc ciężko:- Czy nie masz dumy? Czy nie pamiętasz? Jak możesz zniżać, się do czegoś takiego!Po chwili, jakby usłyszawszy jego odpowiedź, zawołała głośno:- Nie, nie, biedaczysko, to nie Bóg nim kieruje lecz diabeł.Tymczasem tłum ruszył do przodu, żeby zagrodzić mu drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •