[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A! W drodze zawołał głosem namiętnym odpowiadając nominałowi w drodze nic sięnam nie stało, ale od rana niesieni się z tym nieszczęściem, z tą zbrodnią, która najobojętniej-szego do wściekłości by pobudziła! Cóż to jest? podchwycił kanclerz. Chrześcijanin do wściekłości nigdy się nie powinien dopuszczać dodał Zwinka. Jak to?! wybuchnął przybyły. Miałby patrzeć obojętnie, gdy się takie zbrodnie dzie-ją?! Gdy niewinni cierpią męczeństwo?! Dusza musi poruszyć się i wołać o pomstę do Boga!I ręce podniósłszy do góry, młody przybysz, jakby go ani przytomność obcych, ani dosto-jeństwo ich nie zdołało pohamować, począł, głos podnosząc, wyrzekać: Nie żyć już na tej ziemi! Nie patrzeć na taką szkaradę? Lepiej do obcych, na pustynię! Na Boga, upamiętajcież się! przerwał Zwinka. Uspokójcie!.Kto wy jesteście? Oczym mówicie? Twarz wasza zda mi znajomą! Ja też Miłość Waszą widziałem przed laty odparł przybyły zawsze tym samym namięt-nym i przerywanym głosem. Byłem niegdyś na dworze tego pana, który się stał niegodnymimienia chrześcijańskiego książęcia.Jestem Michno Zaręba.Porzuciłem księcia Przemysławanie mogąc patrzeć na jego obchodzenie się bezduszne z księżną, porzuciłem go, a teraz, terazpo świecie szukać będę dla niej mścicieli! Nie godzien jest siedzieć na tej stolicy i żeby goziemia nosiła! Człecze szalony, śmiesz to mówić przede mną?! przerwał mu Zwinka z oburzeniem.Gdybym świeckim był jeszcze, skarciłbym cię za to, bo szanuję pana tego. Szanujecie go, bo nie znacie, jak ja! krzyknął Zaręba. Nie byliście w kraju, nie wie-cie, na co pozwalał, co się działo! Was to nie doszło, na co my oczymaśmy własnymi patrzyli. Nie sądz, abyś sądzonym nie był podchwycił kanclerz. Człecze, upamiętaj się! Ja chcę być sądzonym! odparł Zaręba. Nie mam na sobie nieszczęścia niczyjego aniłez krwawych.Gdybym mógł, stanąłbym przeciw niemu na sąd boży!8989Sąd boży rozpowszechniony w średniowieczu sposób postępowania sądowego opartego na przeświadczeniu,że Opatrzność przez widomy znak okaże winę lub niewinność oskarżonego.Rodzajami sądów bożych był poje-dynek sądowy, próba ognia, próba wrzącej wody itp.Oskarżony, o ile był niewinny, powinien był wyjść z takiejpróby bez ran.85 Raz jeszcze ostrzegam cię grozno zawołał Zwinka powściągnij język swój, przedemną stojąc! Dałem wam się schronić nie po to, abym słuchał obelżywych wyrazów na panamego.Chcecie spocząć, milczeć nakazuję. Dość tego! A wiecież, za co ja wołam o pomstę do Boga i dlaczego milczeć nie mogę? Wiecie, cosię stało? rzekł Zaręba.Kanclerz przystąpił doń niespokojny wołając: Stało się co? Mów! Stało się krzyknął Zaręba ręce do góry podnosząc to, na co się z dawna gotowało!Wiedziałem, że się to tak skończyć musi! Dzisiejszej nocy z rozkazu księcia służebne udusiłyLukierdę!Okrzyk zgrozy dał się słyszeć z ust wszystkich. Nie może to być! Potwarz jest! zawołał kanclerz. Potwarz! zaśmiał się Zaręba dumnie. Ja wracam stamtąd, jadę z Poznania! Jedzcie,posłuchajcie, w ulicy wam lud powie, co się stało! Zabójstwo było jawne, wie o nim całyświat.Jęczy lud wszystek.Tak! Zaduszono nieszczęśliwą!Zaręba jęknął, uderzył się w czoło, rzucił ku drzwiom i jakby spełniał obowiązek, rozwo-żąc wieść o morderstwie, siadł na koń z towarzyszem, lecąc dalej.86ROZDZIAA IIINoc z dnia trzynastego na czternasty grudnia na zamku w Poznaniu była przygotowaną jużdniem poprzedzającym.Mina, zrozpaczona oziębłością księcia, rozgniewana, odgrażając sięzemstą jakąś, kilka razy wpadała do Lukierdy i napatrzywszy się na nią, płaczącą cicho,zdrętwiałą, na pół oszalałą cierpieniem, cofała się nie mogąc zdobyć na krok stanowczy.Wieczorem wezwała do siebie Bertochę i poić ją zaczęła. Słuchaj no rzekła drżąc cała trzeba raz z nią skończyć.Przysięgam ci, żem to z jegowłasnych ust słyszała, że on sam mi powiedział: Niech mnie od niej uwolnią! Tak! Rozu-miesz ty, co to znaczy? Dwa razy mi to powtórzył.On chce, aby był koniec temu!Bertocha, która prześladowała Lukierdę z zajadłością zwierzęcia, co szarpie stworzeniebezbronne, ociężała, wahająca się, gdy przychodziło do stanowczego ciosu, na zbrodnię niemiała dosyć odwagi.Zamruczała, głową pokręciła, ramionami poruszyła, obawiając się sza-lonej Miny; gotową była męczyć, ale zabić.A tu niewątpliwie o morderstwo chodziło. Ona i tak lada dzień zdechnie zamruczała popijając. Ja się na tym znam.Niejedną jużtaką widziałam! Gdy idzie do kościoła, słania się jak pijana, tchu już nie ma, raz w raz chwytasię za piersi wyschłe.Nie je, nie pije, ino wodę.W nocy rzuca się, jęczy i płacze. No, to po cóż dłużej ma męczyć nas i jego?! Ja ci powiadam, on mówił sam, że chce, abygo od niej uwolniono!Bertocha krzywiła się, spuszczała oczy, z widoczną niechęcią słuchała tej rozmowy.Minadolewała jej ciepłego wina z korzeniami, biegała, rzucała się jak w gorączce. Nie! To trzeba skończyć! Trzeba skończyć jak najprędzej!Nachyliła się do ucha Bertochy i szeptała: Jak kurczę ją zdusić łatwo.Zobaczysz! Hojnie za to nagrodzi! Ona mu już tu.Prosi, abygo od niej uwolnić! Nikt w świecie wiedzieć nie będzie.Chora była, umarła! Ty i ja.nas dwóch dosyć dodała z zajadłością Mina. On kazał! Kazał!Bertocha podniosła oczy, wino ją czyniło mężniejszą. Wezmiemy po niej wszystko! Ja dla siebie nie chcę nic! Ma jeszcze dosyć klejnotów,które w skrzynce zamyka.są ciężkie łańcuchy.bierz ty.bierz, co tylko jest.Niemce oczy zaczynały gorzeć coraz jaśniej.Wstała. Dobrze to mówić poczęła trochę ochrypłym głosem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]