[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ona słyszykażde słowo.LeSeur pokręcił głową.Znał Mason od lat.Byłaprofesjonalistką w każdym calu - trochę sztywna,zdecydowanie trzymająca się przepisów, niezbyt wylewna, alezawsze absolutnie profesjonalna.Wytężył umysł.Na pewnoistniał jakiś sposób, żeby z nią porozmawiać twarzą w twarz.Cholernie go frustrowało, że ciągle odwracała się do nichplecami.Gdyby spojrzał jej w oczy, może przemówiłby jej dorozumu.Albo przynajmniej sam zrozumiał.- Panie Kemper - powiedział - tuż pod oknami mostkubiegnie poręcz do mocowania sprzętu do mycia szyb.mamrację?- Chyba tak.LeSeur złapał marynarkę z krzesła i narzucił na siebie.- Wychodzę tam.- Zwariował pan?! - zawołał Kemper.- Pokład jesttrzydzieści metrów niżej.- Chcę spojrzeć jej w twarz i zapytać, co ona wyprawia.- Wystawi się pan na pełną siłę sztormu.- Drugi oficerze Worthington, przekazuję panu wachtę domojego powrotu.I LeSeur wypadł za drzwi.*LeSeur stał przy lewym dziobowym relingu platformyobserwacyjnej na pokładzie trzynastym i patrzył w górę namostek.Wiatr szarpał mu ubranie, deszcz smagał go potwarzy.Mostek znajdował się na najwyższym poziomiestatku, nad nim wznosiły się tylko maszty i kominy.Dwaskrzydła mostku wysuwały się daleko na bakburtę i sterburtę,ich końce wystawały nad kadłubem.Pod rzędem słabooświetlonych okien LeSeur ledwie widział poręcz,pojedynczą, mosiężną rurę średnicy trzech centymetrów,zamocowaną na stalowych wspornikach jakieś piętnaściecentymetrów nad nadbudówką.Wąska drabinka prowadziła zplatformy do lewego skrzydła, gdzie łączyła się z poręcząotaczającą podstawę mostku.Chwiejnie przeszedł przez pokład do drabiny, zawahał sięna chwilę, po czym chwycił szczebel na poziomie ramienia iścisnął kurczowo jak tonący.Znowu się zawahał, odruchowonapinając mięśnie rąk i nóg w przeczuciu nadchodzącegowysiłku.Postawił stopę na najniższym szczeblu i podciągnął się dogóry.Zmoczyła go mgiełka drobnych kropelek i zezdumieniem poczuł słony smak morza tutaj, ponadsześćdziesiąt metrów nad linią wodną.W deszczu i mgle niewidział oceanu, ale słyszał huk i wyczuwał drżenie, kiedy falewaliły raz za razem o kadłub - jakby jakiś gniewny, zranionymorski bóg tłukł statek pięściami.Na tej wysokości kołysaniestatku jeszcze bardziej się pogłębiało i każdy powolny, mdlącyprzechył poruszał wnętrznościami LeSeura.Czy powinien spróbować? Kemper miał rację: to byłozupełne wariactwo.Ale już zadając sobie pytanie, znałodpowiedź.Musiał spojrzeć jej w twarz.Trzymając szczeble ze wszystkich sił, podciągał się nadrabinie, jedna ręka za drugą, jedna noga za drugą.Wichuraszarpała nim tak gwałtownie, że chwilami musiał zamykaćoczy i wspinać się po omacku, zaciskając szorstkie dłoniemarynarza jak kleszcze na szczeblach pomalowanych farbąantypoślizgową.Statek zatoczył się pod szczególnie silnymciosem fali i LeSeur zawisł nad pustką, a grawitacja ciągnęłago w dół, w dół, w kipiącą toń.Jedna ręka naraz.Po wspinaczce, która zdawała się trwać bez końca, dotarłdo górnej poręczy i wysunął głowę ponad ramę okna.Zajrzałdo środka, ale znajdował się daleko na lewym skrzydle iwidział tylko mdłą poświatę elektronicznych systemów.Musiał się przesunąć na środek.Okna mostku nachylały się lekko na zewnątrz.Nad nimiwystawała krawędź górnego pokładu z własną listwą relingu.Wyczekawszy na spokojniejszą chwilę między porywamiwichury, LeSeur podźwignął się i chwycił górną krawędź,jednocześnie przenosząc stopy na poręcz.Stał tak przez długąchwilę, z walącym sercem, przerażająco odsłonięty.Przyklejony do okien mostku, z wyciągniętymi kończynami,jeszcze bardziej dotkliwie odczuwał kołysanie statku.Wziął głęboki, drżący oddech, potem następny.A późniejzaczął się posuwać dookoła - ściskając krawędź zgrabiałymipalcami, zapierając się o szybę przy każdym podmuchuwiatru [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •