[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiwszy to odkrycie wzruszyła ramionami; cóż ją mógł ob-chodzić kupiec galanteryjny zakochany w pannie Łęckiej? Gdybyupodobał sobie jakąś bogatą kupcównę albo córkę fabrykanta, paniMeliton miałaby materiał do swatów, Ale tak!.Dopiero gdy Wokulski powrócił z Bułgarii i przywiózł majątek,o którym opowiadano cuda, pani Meliton sama zaczepiła go o pan-nę Izabelę ofiarowując swoje usługi.I stanął milczący układ: Wokul-ski płacił hojnie, a pani Meliton udzielała mu wszelkich informacyjo rodzinie Łęckich i związanych z nimi osobach wyższego świata.Za jej nawet pośrednictwem Wokulski nabył weksle Łęckiego i sre-bra panny Izabeli.Przy tej okazji pani Meliton odwiedziła Wokulskiego w jego pry-watnym mieszkaniu, ażeby mu powinszować.204LALKA- Bardzo rozsądnie przystępujesz pan do rzeczy - mówiła.-Wprawdzie ze sreber i serwisu niewielka będzie pociecha, ale skupweksli Łęckiego jest arcydziełem.Znać kupca!.Usłyszawszy taką pochwałę Wokulski otworzył biurko, poszu-kał w nim i za chwilę wydobył paczkę weksli.- Te same? - rzekł pokazując je pani Meliton.- Tak.Chciałabym mieć te pieniądze!.- odpowiedziała z wes-tchnieniem.Wokulski ujął paczkę w obie ręce i rozdarł ją.- Znać kupca?.spytał.Pani Meliton przypatrzyła mu się ciekawie i kiwając głową,mruknęła :- Szkoda pana.- Dlaczegóż to, jeżeli łaska?.- Szkoda pana - powtórzyła.- Sama jestem kobietą i wiem, żekobiet nie zdobywa się ofiarami, tylko siłą.- Czy tak?- Siłą piękności, zdrowia, pieniędzy.- Rozumu.- wtrącił Wokulski jej tonem.- Rozumu nie tyle, prędzej pięści - dodała pani Meliton z szyder-czym uśmiechem.- Znam dobrze moją płeć i nieraz miałam okazjęlitować się nad naiwnością męską.- Dla mnie niech pani sobie nie zadaje tego trudu.- Myślisz pan, że nie będzie potrzebny? - spytała patrząc muw oczy.- Łaskawa pani - odparł Wokulski - jeżeli panna Izabela jest taką,jak mi się wydaje, to może mnie kiedyś oceni.A jeżeli nią nie jest,zawsze będę miał czas rozczarować się.- Zrób to wcześniej, panie Wokulski, zrób wcześnie; - rzekłapodnosząc się z fotelu.- Bo wierz mi, łatwiej wyrzucić tysiące rubliz kieszeni aniżeli jedno przywiązanie z serca.Szczególniej, gdy sięjuż zagnieździ.A nie zapomnij pan - dodała - dobrze umieścić mój205Bolesław Pruskapitalik.Nie darłbyś paru tysięcy, gdybyś wiedział, jak ciężko nieraztrzeba na nie pracować.W maju i czerwcu wizyty pani Meliton stały się częstszymi, kuzmartwieniu Rzeckiego, który podejrzewał spisek.I nie mylił się.Był spisek, ale przeciw pannie Izabeli; stara dama dostarczała waż-nych informacyj Wokulskiemu, ale dotyczących tylko panny Izabe-li.Zawiadamiała go mianowicie: w których dniach hrabina wybierasię ze swoją siostrzenicą na spacer do Łazienek.W takich wypadkach pani Meliton wpadała do sklepu i zrealizo-wawszy sobie wynagrodzenie w formie kilku lub kilkunastorublo-wego drobiazgu, mówiła Rzeckiemu dzień i godzinę.Dziwne to bywały epoki dla Wokulskiego.Dowiedziawszy się,że jutro będą panie w Łazienkach, już dziś tracił spokojność.Obo-jętniał dla interesów, był rozdrażniony; zdawało mu się, że czas stoiw miejscu i że owe jutro nie nadejdzie nigdy.Noc miał pełną dzikichmarzeń; niekiedy w półśnie, półjawie szeptał:„Cóż to jest w rezultacie?.nic!.Ach, jakież ze mnie bydlę.”Lecz gdy nadszedł ranek, bał się spojrzeć w okno, ażeby nie zo-baczyć zachmurzonego nieba, i znowu do południa czas rozciągałmu się tak, że w jego ramach mógł był pomieścić całe swoje życie,zatrute dziś okropną goryczą.„Czyliż to może być miłość?.” - zapytywał sam siebie z desperacją.Rozgorączkowany, już w południe kazał zaprzęgać i jechać.Co chwilę zdawało mu się, że spotyka wracający powóz hrabiny, toznowu, że jego rwące się z cugli konie idą zbyt wolno.Znalazłszy się w Łazienkach wyskakiwał z powozu i biegł nadsadzawkę, gdzie zazwyczaj spacerowała hrabina lubiąca karmić ła-będzie.Przychodził zawczasu, a wtedy padał gdzieś na ławkę, za-lany zimnym potem, i siedział bez ruchu, z oczyma skierowanymiw stronę pałacu, zapominając o świecie.Nareszcie na końcu alei ukazały się dwie kobiece figury, czarnai szara.Wokulskiemu krew uderzyła do głowy.206LALKA„One!.Czy mnie choć zatrzymają?.„Podniósł się z ławki i szedł naprzeciw nich jak lunatyk, bez tchu.Tak, to jest panna Izabela; prowadzi ciotkę i o czymś z nią rozmawia.Wokulski przypatruje się jej i myśli:„No i cóż jest w niej nadzwyczajnego?.Kobieta jak inne.Zdajemi się, że bez potrzeby szaleję na jej rachunek.”Ukłonił się, panie się odkłoniły.Idzie dalej nie odwracając gło-wy, ażeby się nie zdradzić.Nareszcie ogląda się: obie panie znikłymiędzy zielonością.„Wrócę się - myśli - jeszcze raz spojrzę.Nie, nie wypada!”I czuje w tej chwili, że połyskująca woda sadzawki ciągnie goz nieprzepartą siłą.„Ach, gdybym wiedział, że śmierć jest zapomnieniem.A je-żeli nie jest?.Nie, w naturze nie ma miłosierdzia.Czy godzi sięw nędzne ludzkie serce wlać bezmiar tęsknoty, a nie dać nawet tejpociechy, że śmierć jest nicością?”Prawie w tym samym czasie hrabina mówiła do panny Izabeli:- Coraz bardziej przekonywam się, Belu, że pieniądze nie dająszczęścia.Ten Wokulski zrobił świetną jak dla niego karierę, leczcóż stąd?.Już nie pracuje w sklepie, ale nudzi się w Łazienkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]