[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panaswego opuścił, Rzeczypospolitej odstąpił, ale matki swej, Patronkii Królowej, czcić nie zaniechał.Szydzi z nas i pogardza nami nie-przyjaciel pytając, co nam z dawnych cnót pozostało.A ja odpo-wiem: wszystkie zginęły, jednak coś jeszcze pozostało, bo pozostaławiara i cześć dla Najświętszej Panny, na którym to fundamenciereszta odbudowaną być może.I widzę to jasno, że niechby jedna kulaszwedzka wyszczerbiła te święte mury, tedyby się najzatwardzialsiodwrócili od Szwedów, z przyjaciół staliby się wrogami, przeciwnim miecze by podnieśli.Ale i Szwedzi mają na własną zgubę oczyotwarte i rozumieją to dobrze.Przeto, jeśli Bóg, jak wspomniałem,ślepoty umyślnej na nich nie zesłał, nigdy oni się na Jasną Górę nieośmielą uderzyć, bo ten dzień byłby dniem przemiany ich fortunya upamiętania naszego.Kmicic słuchał ze zdumieniem słów księdza Kordeckiego, którebyły zarazem odpowiedzią na to, co z ust Wrzeszczowicza przeciwnarodowi polskiemu wyszło.Lecz ochłonąwszy ze zdziwienia,w następujące ozwał się słowa:- Czemuż to, ojcze wielebny, nie mamy wierzyć, że właśnie Bógzaślepieniem nieprzyjaciół nawiedził? Zważmy ich pychę, ich chci-wość na ziemskie dobra, zważmy na nieznośny ucisk i podatki, jakienawet na duchownych nakładają, a snadnie przyjdzie zrozumieć, żeprzed żadnym świętokradztwem się nie cofną.Ksiądz Kordecki nie odpowiedział wprost Kmicicowi, lecz zwró-ciwszy się do całego zgromadzenia, tak dalej mówił:- Powiada ów kawaler, że widział posła Lisolę do króla szwedz-kiego jadącego; jakże to być może, skoro ja mam od krakowskichpaulinów niemylną wiadomość, że króla nie masz już w Krakowieani w całej Małopolsce, gdyż zaraz po poddaniu się Krakowa doWarszawy wyjechał.181Henryk Sienkiewicz- Nie może to być - odrzekł Kmicic - a najlepszy dowód, żena poddanie się i na hołd kwarcianych czeka, którzy pod panemPotockim zostają.- Hołd ma przyjmować w imieniu królewskim jenerał Duglas- odrzekł ksiądz - tak mi z Krakowa piszą.Kmicic umilkł; nie wiedział, co odpowiedzieć.- Ale przypuszczę - mówił dalej ksiądz - że król szwedzki niechciał widzieć cesarskiego posła i umyślnie wolał się z nim rozmi-nąć.Lubi tak czynić Carolus: nagle przyjeżdżać, nagle odjeżdżać;gniewa go przy tym cesarska mediacja, chętnie więc wierzę, że po-jechał, udając, iż o przybyciu posła nie wie.Mniej mnie i to dziwi,że hrabiego Wrzeszczowicza, tak znamienitą osobę, przeciw posłowiz eskortą wysłano, bo może chciano polityką nadrobić i zawód po-słowi ucukrować, ale jak uwierzyć, aby hrabia Wrzeszczowicz zarazsię zwierzał z zamiarami baronowi Lisoli, który jest katolik, nami całej Rzeczypospolitej, i naszemu wygnanemu królowi przychylny?- Niepodobieństwo! - rzekł ojciec Nieszkowski.- I mnie to w głowie się nie mieści - dorzucił pan mieczniksieradzki.- Wrzeszczowicz sam katolik i nasz dobrodziej - rzekł inny pater.- I ten kawaler powiada, że słyszał to na własne uszy? - spytałszorstko pan Piotr Czarniecki.- Pomyślcie waszmościowie i nad tym - dodał ksiądz przeor - żeja mam salwę-gwardię od Carolusa Gustawa, jako klasztor i kościółmają być na zawsze od zajęcia i postoju wolne.- Przyznać trzeba - rzekł z powagą pan Zamoyski - że w tychwiadomościach nic się jedno drugiego nie trzyma: Szwedom byłabystrata, nie korzyść, na Częstochowę uderzać, króla nie ma, więcLisola nie mógł do niego jechać, Wrzeszczowicz nie mógł mu sięzwierzać, dalej: nie heretyk to, ale katolik, nie wróg klasztoru, alejego dobroczyńca, na koniec, choćby go i szatan do napadu kusił, nieśmiałby napadać przeciw rozkazowi i salwie-gwardii królewskiej.182Potop t.2Tu zwrócił się do Kmicica:- Cóż tedy opowiadasz, kawalerze, i dlaczego, w jakim zamiarze,chcesz wielebnych ojców i nas tu obecnych przestraszyć?Kmicic stał jak oskarżony przed sądem.Z jednej strony, brała gorozpacz, iż jeśli mu nie uwierzą, klasztor stanie się łupem nieprzy-jaciela, z drugiej wstyd go palił, bo sam widział, że wszystkie pozoryprzemawiają przeciw jego wiadomościom i że łatwo za kłamcę po-czytany być może.Na myśl o tym gniew szarpał go, rozbudzała sięw nim przyrodzona popędliwość, grała obrażona ambicja, budziłsię dawny półdziki Kmicic.Ale łamał się póty sam z sobą, aż sięzłamał, przywołał wszystką cierpliwość i powtarzając sobie w du-szy: Za grzechy moje, za grzechy moje. - odrzekł z mieniącą siętwarzą:- Com słyszał, powtarzam jeszcze raz: Weyhard Wrzeszczowiczma napaść na klasztor.Terminu nie wiem, ale myślę, że prędko sięto stanie.Ja ostrzegam, a na waszmościów spadnie odpowiedzial-ność, jeśli nie usłuchacie!.Na to pan Piotr Czarniecki odrzekł z przyciskiem:- Powoli, kawalerze, powoli.Głosu nie podnoś!Po czym pan Piotr Czarniecki przemówił do zgromadzonych:- Pozwólcie mnie, zacni ojcowie, zadać kilka pytań temuprzybyszowi.- Waćpan nie masz prawa mi ubliżać! - krzyknął Kmicic.- Nie mam i chęci - odrzekł zimno pan Piotr.- Ale tu o klasztori o Najświętszą Pannę chodzi, o Jej stolicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]