[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzymając w jednej ręce płonące smolne łuczywo, Elryk otworzył kluczem drzwi prowadzące do zbrojowni.Nie czuł się najlepiej w wąskim korytarzu, wypełnionym zaśniedziałą bronią, nie używaną przez całe stulecie.Z bijącym mocno sercem Melnibonéanin podszedł do następnych drzwi i zdjął zasuwę.Znalazł się w niewielkim pokoiku, w którym spoczywały z dawna zapomniane insygnia zmarłych przed wiekami wojennych przywódców Karlaak - a także Zwiastun Burzy.Czarna klinga zabrzęczała, jak gdyby witając swego pana.Albinos wziął głęboki oddech i sięgnął po miecz.Zacisnął dłoń na rękojeści; zadrżał cały, czując przepełniające go niezdrowe, potworne podniecenie.Z wykrzywioną twarzą schował ostrze do pochwy i niemal wybiegł ze zbrojowni, pragnąc wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem.Elryk i Moonglum dosiedli skromnie wyglądających wierzchowców i, odziani niczym prości najemnicy, nie tracąc czasu pożegnali zgromadzonych na podwórcu radców Karlaak.Zarozinia ucałowała bladą dłoń Melnibonéanina.- Wiem, że musisz jechać - powiedziała dziewczyna z oczyma pełnymi łez - ale uważaj na siebie, mój ukochany.- Będę uważać.Módl się, by poszczęściło nam się we wszystkim, co postanowimy.- Niechaj Biali Bogowie was prowadzą.- Nie, módl się raczej do Władców Ciemności, gdyż właśnie ich pomoc będzie nam niezbędna.I nie zapomnij, co masz ode mnie przekazać posłańcowi, który wyruszy na południowy zachód, by szukać Dyvima Slorma.- Nie zapomnę - obiecała - chociaż obawiam się, że los znowu zaprowadzi cię na dawne, ciemne ścieżki.- Pomyśl raczej o tym, co może zgotować teraźniejszość.O moje przeznaczenie zatroszczę się później.- Jedź więc, panie mój, i oby szczęście ci sprzyjało.- Żegnaj, Zarozinio.Moja miłość do ciebie sprawi, że znajdę w sobie o wiele więcej siły niż w czasach, gdy przydawało mi jej jedynie to piekielne ostrze.- Albinos spiął konia i wraz z Moonglumem ruszył w stronę Płaczącego Pustkowia i niespokojnej przyszłości.ROZDZIAŁ 2Wyglądając niczym dwie drobne figurki na tle rozległej, pokrytej miękką darnią równiny zwanej Płaczącym Pustkowiem, gdyż deszcz nigdy nie przestawał tu padać, jeźdźcy pędzili swe zmęczone wierzchowce pośród siąpiącej mżawki.Nadjeżdżających dostrzegł skulony w siodle i trzęsący się z zimna pustynny wojownik.Wytężył wzrok, starając się rozróżnić jak najwięcej szczegółów, co nie było proste w padającym deszczu, po czym zawrócił brzuchatego kuca i szybko odjechał w kierunku, z którego przybył.Wkrótce dotarł do większej grupki wojowników, odzianych jak i on w futra i zdobne chwastami żelazne hełmy.Wszyscy mieli przy sobie krótkie kościane łuki i kołczany pełne długich strzał, z lotkami z piór jastrzębia.U boków zwisały zakrzywione jatagany.Dosiadający kuca mężczyzna zamienił kilka słów ze swymi towarzyszami i po chwili wszyscy ruszyli galopem ku nadjeżdżającym.- Jak daleko jeszcze do obozu Terarna Gashteka, Moonglumie? - zapytał Elryk.Brakło mu tchu, gdyż jechali cały dzień bez ustanku.- Jeszcze kawałek.Powinniśmy już.patrz!Moonglum wskazał ręką przed siebie.Z naprzeciwka szybko zbliżało się dziesięciu wojowników.- Pustynni barbarzyńcy, ludzie Zwiastuna Pożogi.Przygotuj się do walki, nie będą tracić czasu na pertraktacje.Zwiastun Burzy wyskoczył z pochwy, zdając się prowadzić dłoń Elryka, tak że albinos uniósł ciężkie ostrze nie czując nawet jego wagi.Moonglum dobył obu swych mieczy, trzymając krótszy z nich w tej samej ręce, którą dzierżył wodze konia.Wojownicy rozciągnęli się w półkole i runęli na dwójkę przyjaciół, wznosząc dzikie okrzyki wojenne.Elryk poderwał konia.Wierzchowiec wspiął się na tylne nogi i w tym samym momencie ostrze Zwiastuna Burzy zatopiło się w gardle pierwszego napastnika.Z rozdartego ciała buchnął smród podobny zapachowi siarki.Pierwszy wojownik, krztusząc się i bezskutecznie starając się złapać oddech, umarł, a z jego szeroko otwartych oczu wyzierała pełna świadomość okrutnego przeznaczenia, które stało się jego udziałem - Zwiastun Burzy bowiem wydzierał pokonanym dusze na równi z krwią.Melnibonéanin, dziko ciąwszy kolejnego wroga, odrąbał mu prawą rękę i rozpłatał zwieńczony pióropuszem hełm wraz ze znajdującą się pod nim czaszką.Deszcz i pot spływały po bladej, ściągniętej twarzy, zalewając płonące purpurą oczy.Albinos zmrużył powieki i chwiejąc się w siodle odwrócił się, by odbić cios świszczącego jataganu; sparował uderzenie, związał klingę z klingą barbarzyńcy, po czym jednym ruchem nadgarstka rozbroił przeciwnika, który zawył niczym wilk do księżyca.Długi, przenikliwy krzyk rozbrzmiewał jeszcze przez moment, póki piekielny miecz nie wydarł pokonanemu duszy.Elryk, czując odrazę do samego siebie, wykrzywił twarz, lecz nadal walczył z nadludzką siłą.Moonglum starał się nie wchodzić albinosowi w drogę, wiedząc, że miecz Melnibonéanina lubi odbierać życie jego przyjaciołom.Wkrótce pozostał tylko jeden z przeciwników.Elryk rozbroił go i powstrzymał miecz, już sięgający ku szyi barbarzyńcy.Pogodzony z myślą o czekającej go okrutnej śmierci mężczyzna powiedział coś w gardłowym języku, którego brzmienie nie było Elrykowi obce.Albinos zastanowił się przez chwilę i zdał sobie sprawę, że jest to mowa zbliżona do jednego z wielu starożytnych dialektów, które jako czarnoksiężnik musiał poznać dawno temu w Melniboné.- Jesteś jednym z wojowników Terarna Gashteka, Zwiastuna Pożogi - odezwał się w tym samym języku.- To prawda.Ty zaś musisz być Złym o Białej Twarzy, o którym wspominają legendy.Błagam cię, byś zabił mnie zwykłym mieczem, nie tym, który trzymasz w ręce.- Nie mam zamiaru cię zabijać.Przybyliśmy tu, by przyłączyć się do Terarna Gashteka.Zaprowadź nas do niego.Barbarzyńca pośpiesznie skinął głową i szybko wdrapał się na swego wierzchowca.- Kim jesteś, że przemawiasz Wysoką Mową naszego ludu?- Zwą mnie Elrykiem z Melniboné.Czy słyszałeś kiedyś to imię?Wojownik potrząsnął głową.- Nie, ale od pokoleń nikt poza szamanami nie posługiwał się Wysoką Mową.Ty zaś nie wyglądasz na szamana.Ubierasz się jak zwykły wojownik.- Obaj jesteśmy najemnikami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •