[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą on wcale się z tym nie ukrywa.Odwozi ją do domuswoim autem.45  Widzieli ich razem w kinie  dorzucił Jachimowski. A przez kogo, jeżeli nie przez nią, wylał ojciec szefa kalkulacji? Ten bąknął jej coś ojejnajdroższym i w godzinę nie było go już w fabryce.To pewne.Nawet wywołuje oburzenie,bo wcale się nie ukrywa ze swymi amorami.Traktuje ją demonstracyjnie jak wielką damę. Więc sentymentalny i  damski kawaler ?.No dobrze.Jutro oczywiście spotkam go napogrzebie.Wówczas postaram się poznać go lepiej. Czy z jego strony spodziewasz się największych trudności? Sądzę  odpowiedział krótko Paweł.Jednak nie stało się tak, jak przypuszczał.Na pogrzebie wprawdzie Krzysztof był obecny, lecz przez cały czas towarzyszył swojejmatce.Ponieważ zaś Paweł prowadził pod rękę swoją, a obie bratowe nie witały się ze sobą,Paweł znalazł tylko krótki moment, w którym podszedł do stryjenki i do Krzysztofa, by sięprzywitać.Stryjenka była zapłakana i milcząca, Krzysztof zaś zamienił z nim tylko kilka słówzdawkowej uprzejmości, z których oczywiście nic wywnioskować nie było można.Jednak Paweł zdążył przyjrzeć się stryjecznemu bratu.I na nim ten poważny młodzieniec,niewyglądający na swoje lata, sprawił raczej przykre wrażenie.Gdy podczas mów pogrzebo-wych stali tak naprzeciw siebie po obu stronach otwartego grobu rodziny Dalczów, Pawełwbił wzrok w oczy swego przeciwnika i starał się z nich wyczytać, jakie w nim tkwią siły,jaki spryt, jaka inteligencja?Krzysztof nie mógł widocznie znieść tego spojrzenia, gdyż odwrócił głowę, a nawet jakbysię zaczerwienił.Czyżby już coś przypuszczał?. pomyślał Paweł.Wprost z cmentarza Paweł, Jachimowski i Zdzisław pojechali do fabryki.Warsztaty były w pełnym ruchu, ale w biurach pozostało zaledwie kilka osób: wszyscyurzędnicy i inżynierowie brali udział w pogrzebie i nie zdążyli jeszcze wrócić tramwajami.Jachimowski kazał woznemu otworzyć gabinet nieboszczyka.Weszli.Panował tu wzorowy porządek.Wszystkie przedmioty na biurku pozostały na tym miejscu,na jakim umieściła je pedantyczna dłoń pana Wilhelma.W kącie stała niewielka kasa ogniotrwała.Paweł wyjął z kieszeni klucze i otworzył ją.Wewnątrz, systematycznie poukładane, leżały grube teczki.Nie było ich wiele i trzecia zkolei okazała się tą, której szukali.Paweł położył ją na biurku i zająwszy fotel ojca, wskazał szwagrowi i bratu miejsce takimgłosem, jakby już był ich zwierzchnikiem.Oni jednak nie zwrócili na to uwagi.Zbyt przejęcibyli zawartością teczki i Jachimowski nawet sięgnął po nią. Za pozwoleniem  bezceremonialnie odsunął jego rękę Paweł  nie mamy powodu wy-rywać sobie papierów z rąk.Wyjął pierwszy arkusz i rzuciwszy nań okiem przekonał się, że jest to umowa pożyczko-wa.Uważnie przeglądał każdy arkusz, zanim podał Jachimowskiemu.Obawiał się, że i tumogą być jakieś ślady dokonanych już spłat.Na szczęście poza kilku listami, mówiącymiogólnikowo o warunkach regulowania rat, w teczce nie znajdowało się nic, co by zdradzałotajemnicę pośmiertnej koperty ojca. Rzecz nie ulega żadnej wątpliwości  westchnął Jachimowski, odkładając ostatni papier. A w czyich rękach są udziały?  zapytał Zdzisław.Paweł uśmiechnął się z takim wyrazem twarzy, jakby to dobrze wiedział: Na to mamy czas  rzucił od niechcenia.W istocie obiecywał sobie wiele po pozostałych w kasie teczkach.Jeżeli zaś tam nie znaj-dzie wskazówek, pozostanie jeszcze zwrócenie się do którejś z wywiadowni handlowych.Wkażdym razie wiedział, że odszukanie nabywców jest możliwe.46 Z kolei Jachimowski i Zdzisław przystąpili do dalszego punktu ułożonego planu.W przy-ległej do gabinetu sali posiedzeń rozlegały się przyciszone rozmowy, a pózniej w miarę przy-bywania ludzi, głośny gwar: szefowie działów zbierali się na audiencję.Paweł zamknął kasę i stanął tuż przy drzwiach, starając się z ogólnego hałasu wyłowić po-szczególne słowa, jakie zilustrowałyby mu nastrój zebranych, przed którymi zaraz stanie iktórych musi zdobyć.Widzieli go już na pogrzebie ponurego, skupionego.Teraz należyprzedstawić się im jako człowiek czynu.Tak, tak.Zresztą zobaczy, wyczuje temperaturę ido tego zastosuje swoje słowa i sposób zachowania się. Już są  wpadł drzwiami od korytarza Zdzisław  mam tremę, do licha, przecie to za-mach stanu! Co za szczęście, że Krzysztof pojechał do domu! Otwórz te drzwi  spokojnie powiedział Paweł.Zdzisław przekręcił klucz w zamku i szeroko otworzył drzwi niemal lokajskim ruchem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •