[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród tego dzwięku pojawił się inny.Był to chrzęst butów.Ktoś się zbliżał.Prawdopodobnie nieprzyjaciel.Elryk przewrócił się na brzuch, próbując wstać.Zebrawszy resztkę sił, jaka mu została, sięgnął po miecz.Lecz zanim wyciągnąłgo zupełnie, zdał sobie sprawę, że stoi przed nim zgięty wpół Moonglum. Bogom niech będą dzięki, ty żyjesz!  uśmiechnął się i wyczerpany padłobok Melnibonanina.Usiedli podparci rękoma, spoglądali na spokojne teraz mo-rze i majaczące w oddali Wężowe Kły. Zgadza się, żyjemy  odezwał się Elryk, podnosząc się i rozglądając do-okoła. Ale jak długo będziemy w stanie unikać śmierci w tym zrujnowanymkraju, tego nie wiem.Musimy znalezć jakiś statek, a to oznacza, że trzeba udaćsię do miasta, gdzie nas rozpoznają z łatwością.Moonglum pokręcił głową i zaśmiał się cicho. Przyjacielu, ty wciąż jesteś pesymistą.Powiadam ci, póki co, cieszmy się,że żyjemy. Niewielki z tego pożytek, jak na razie  odpowiedział Elryk. Odpocznijteraz, a ja będę czuwać.Potem się zamienimy.Gdy wyruszaliśmy, nie było chwilido stracenia, a teraz straciliśmy już wiele dni.Moonglum nie odpowiedział, natychmiast zapadł w sen.Wyruszyli, gdy księ-życ wisiał już wysoko.Szli mozolnie, oświetleni blaskiem miesiąca.Wybrzeże porosłe trawą zostałoz wolna wyparte przez mokrą czarną ziemię.Wyglądało to tak, jak gdyby tenteren stał w płomieniach, a potem przeszła tędy burza deszczowa, pozostawiającpo sobie bagno popiołu.Wspomniawszy bujną trawę porastającą okolicę, Elrykczuł żal i strach i nie potrafił zgadnąć, czy była to sprawka ludzi czy stworówz Chaosu.Dochodziło południe, na niebie kłębiły się jasne chmury, gdy Elryk i Moon-glum zobaczyli zbliżających się ludzi.Położyli się na wzniesieniu, obserwującnadchodzących bacznie.To nie było wojsko nieprzyjaciela, lecz wychudzone, za-63 głodzone kobiety i dzieci, które zataczając się, brnęły do przodu.Towarzyszyłoim kilku wynędzniałych rycerzy z armii walczących przeciw Pan Tang. Myślę, że znajdziemy wśród nich przyjaciół  wyszeptał Elryk z ulgą.Może dowiemy się też czegoś ważnego.Powstali i ruszyli ku nieznajomym.Jezdzcy, gdy tylko ich zobaczyli, sfor-mowali szyk wokół gromady i dobyli mieczy.Zanim jednak doszło do starcia,z tłumu doleciał ich krzyk: Elryk z Melnibon! Elryku! Czy wróciłeś do nas z wieścią o wybawieniu?Ten, do którego skierowane były słowa, nie rozpoznał głosu mówiącego, alewiedział, że jego białą skórę i czerwone oczy wszyscy znali z legendy. W tej chwili ja sam go potrzebuję, przyjaciele  odpowiedział ze sztucz-ną wesołością. Nasza łódz rozbiła się przy waszym wybrzeżu.Podjęliśmy sięmisji wybawienia tych ziem spod jarzma Jagreena Lerna, ale dopóty, dopóki nieznajdziemy jakiegoś okrętu, nasze szansę są nikłe. W którym kierunku żeglowaliście, Elryku?  zapytał głos z grupy. Płynęliśmy na południowy zachód, na Wyspę Czarodziei, żeby pozyskaćstamtąd pomoc Władców Prawa  odpowiedział Moonglum. Więc płynęliście w złym kierunku!Elryk wyprostował się i spojrzał na ludzi, próbując wzrokiem odnalezć swo-jego rozmówcę. Kim jesteś, że tak twierdzisz?Nastąpiło małe poruszenie i na czoło gromady wysunął się zgarbiony mężczy-zna w średnim wieku.Stanął oparty na kiju.Jego bladą twarz ozdabiały ogromnewąsy. Nazywają mnie Ohada Jasnowidz.Kiedyś byłem sławny w Dioperdii jakoprorok przyszłych wydarzeń.Ale Dioperdia została zrównana z ziemią.Ja razemz tymi ludzmi ledwo z życiem uszliśmy.Przynoszę ci, Elryku, wiadomość wielkiejwagi.Jest ona poufna, a dostałem ją od tego, kogo znasz, od tego, który może cipomóc i pośrednio również nam. Wzbudziłeś moją ciekawość i napełniłeś moje serce nadzieją  Elryk ski-nął na niego ręką. Podejdz do mnie i przekaż mi swoją wiadomość.Miejmynadzieję, że się nie zawiodę na twoich słowach.Moonglum wycofał się parę kroków i z resztą ludzi patrzył z zaciekawieniemjak Ohada szeptał coś Elrykowi.Ten ostatni musiał wytężać słuch, żeby wszystko dokładnie usłyszeć. Przynoszę ci wieści od Sepiriza.On dokonał tego, czego tobie dokonać sięnie udało, ale jest coś, co tylko ty jesteś w stanie zrobić.Polecił, żebyś pojechałdo Nihrain.Tam dowiesz się wszystkich szczegółów. Sepiriz! Jak on się z tobą skontaktował? Jestem jasnowidzem.Pojawił się w moim śnie. Może to podstęp, żeby wydać mnie w ręce Jagreena Lerna.64  Sepiriz powiedział mi, że spotkamy się dokładnie w tym miejscu.Czy Ja-green Lern wiedziałby o tym? Mało prawdopodobne, by ktokolwiek mógł o tym wiedzieć.Po chwili Elryk przypomniał sobie, że Sepiriz i jego bracia, którzy mu wcze-śniej pomogli, byli sługami Przeznaczenia.A ono odegrało już ważną rolę w tymwszystkim.Kiwnął głową. Dzięki, Proroku  powiedział i głośno krzyknął. Potrzebujemy parykoni, najlepszych jakie macie! Te konie są dla nas bardzo cenne  mruknął jeden z rycerzy w poszarpanejzbroi  one są wszystkim, co mamy. Mój towarzysz i ja musimy poruszać się szybko, jeżeli mamy ocalić waszkraj.Dalej, zaryzykujcie parę koni dla naszego i waszego dobra.Dwaj rycerze zsiedli z wierzchowców, podprowadzili je do Elryka i Moonglu-ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •