[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiecha się, gdy ją zauważa, a ona musi na chwilę odwrócić wzrok.Jego piękne zęby sązrujnowane: trzy dolne są wybite, jeden przedni, górny  okropnie wyszczerbiony.Mężczyzna pró-buje coś powiedzieć, ale dławi się, pochyla, opiera dłonie na kolanach i spluwa krwią.Naturelle bierze go za rękę i powoli prowadzi po stopniach w górę, przez podwójne drzwiwejściowe, po wąskiej klatce schodowej, aż do ich mieszkania.Blade światło słoneczne wpada przezokna.Sadza go na sofie i biegnie do łazienki; grzebie w szafce z lekami w poszukiwaniu potrzebnychjej teraz rzeczy.Napełnia szklankę zimną wodą i wraca do niego, daje mu pić.Monty znów próbujemówić, ale dziewczyna potrząsa głową, zabiera mu szklankę i stawia na stoliku.Podnosząc mu ręcedo góry, nad głowę, ściąga mu sweter, odpina koszulę i zsuwa ją z ramion.Przebiega pośpieszniedłońmi po jego klatce piersiowej, przyglądając się jego twarzy, by zobaczyć czy się nie wzdraga.Idzie do kuchni po myjkę, napełnia miseczkę ciepłą wodą i mydłem w płynie, wraca szybkodo salonu i siada obok niego.Zaczyna delikatnie obmywać mu twarz, przerywając, gdy pojękuje.Po-tem jeszcze raz przemywa ostrożnie każde rozcięcie, każde zadraśnięcie.Kiedy wyżyma myjkę nadmiseczką, krople krwi spadają do wody i  rozpływając się  rozkwitają.Kiedy uznaje już, że każdarana jest oczyszczona, otwiera butelkę ze środkiem do dezynfekcji i nasącza nim watkę.Gdy przyci-ska ją delikatnie do rozcięcia dzielącego brew, Monty podskakuje, jego palce chwytają brzegi sofy.Osiem brudnych watek leży na stoliku, kiedy przemywanie ran jest skończone.Ta rana wymaga szy-cia, myśli Naturelle.Wyobraża sobie więziennego lekarza, niedbale zszywającego ranę i żartującegojednocześnie z pielęgniarką.Czy przykują go do stołu?Głowa Montiego przetacza się po oparciu sofy, na jego zmaltretowaną twarzą pada promieńsłońca.Noc się skończyła i Monty zasypia.Naturelle patrzy, jak oddycha, jak jego klatka piersiowapodnosi się i opuszcza.Widzi tętnicę pulsującą u nasady szyi.Spogląda na zegar wiszący na ścianie.Musi go obudzić, ubrać w czyste ubranie, zabrać na dół, złapać taksówkę.Przypatruje się, jak Montyśni, powieki mu drgają, palce kurczą się i prostują jakby coś łapał.Za minutę go obudzi.Daje mujeszcze minutę. ROZDZIAA DWUDZIESTY CZWARTYKIEDY MONTY OTWIERA oczy, widzi swego ojca stojącego przed nim z zaciśniętymipięściami. Kto ci to zrobił?Monty sięga po szklankę wody i wzdraga się, gdy brzeg dotyka złamanego zęba.Ból jest fa-talny, gwałtowny i elektryzujący.Monty opuszcza głowę i czeka, aż nerw się uspokoi, potem znówpodnosi szklankę i pije ostrożniej.Kiedy kończy, Naturelłe bierze od niego naczynie i idzie do kuchniponownie je napełnić. Kto ci to zrobił, Monty?  powtarza ojciec. Która jest godzina?  Monty widzi zegar wiszący na przeciwległej ścianie, ale nie możedostrzec wskazówek.Pokój jest wypełniony rozmytym światłem słonecznym i cieniami; brzegiwszystkich przedmiotów zacierają się.Blada twarz jego ojca jest owalem wyginającym się, gdy cośmówi. Zabieram cię do szpitala  mówi pan Brogan. Możemy powiedzieć. Nie  mówi Monty.Opiera dłonie na siedzeniu sofy i podnosi się. Muszę iść.Naturelłe wraca z napełnioną szklanką.Czeka cicho, jej oczy skupione są na dłoniach Montie-go. Która jest godzina?  pyta znów Monty.Zakłada koszulę i zapina ją krzywo.Naturellestawia szklankę na stoliku i poprawia zapięcie.Podaje mu sweter, Monty zakłada go i idzie do sypial-ni, trącając nogą stolik. Monty  mówi pan Brogan.Monty zatrzymuje się i patrzy na ojca, ale pan Brogan nie mówi nic więcej.Monty odwracasię i idzie do pokoju.Patrzy na niezasłane łóżko, na spodnie od dresu leżące na podłodze, na miseczkęze śliwkami stojącą na nocnej szafce, obok pustej paczki po papierosach.Zdejmuje przemoczone buty,znajduje w szafie starą parę roboczego obuwia i wkłada je.Wyciąga spod łóżka pustą walizkę i pakuje to, co włoży w dniu, kiedy go wypuszczą: staran-nie złożony, elegancki, granatowy garnitur, zamszowe buty z ręcznie wytłoczonym wzorem cedrów,czarną, jedwabną koszulę z guzikami w kształcie srebrnych ćwierćksiężyców, bokserki i czarne, garni-turowe skarpetki.Pakuje sznur paciorków starego hiszpańskiego różańca, który dostał od Naturelle naurodziny, dwa lata temu.Pakuje fotografię matki, ojca i sześcioletniego Montiego stojących przedoświetlonym, bożonarodzeniowym drzewkiem.Wraca do salonu i stawia walizkę przy drzwiach wejściowych. Pożegnam się tutaj  mówi.Podchodzi do Naturelle i obejmuje ją.Trzyma ja długo w ramionach.Ona uśmiecha się doniego, ale jej usta są lekko zaciśnięte.Skóra wokół jej oczu jest ciemna i opuchnięta z niewyspania.Mruga oczyma i odwraca się, ale Monty patrzy na nią dłużej.W tej chwili wydaje się być bardzo mło-da, bez makijażu, z włosami gładko zebranymi do tyłu i spiętymi w koński ogon, jak uczennica.Monty podchodzi do ojca, ale pan Brogan potrząsa głową. Jak dojedziesz do Port Authority? Metrem. Nie powinieneś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •