[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja do niegogwarze: ozgrzesem cie, ino pódź ku mnie.Myśle, waryjak, trza najego nute ś nim.Fciałek go do wsi na Bukowine przywieść, niek taś nim pote robiom, co uwazom.E - nie idzie.Pojdze, podź! On nic.Wyjonek kawałek oscypka, cok go miał w tórbce pod boke, pokazu-jem mu - nic.Jesce sie cofie ku lasu.Wzionek, ruciłek.Cafnon sie jesce więcyl.Popatrzał na mnie tak, jakoby sie co dobre-go ode mnie spodziewał, a ja kiebyk sie nie nazdał, co on fce? Patrzikwile i powiada: Ja do tobie hlebem, a ty ku mnie kamieniem, ja dotobie krwią, a ty ku mnie ślinom! - I patrzem, hyce on gałązke zeziemi i przezegnał mie.Ja rzeke: Je cozek ci zrobieł, coś sie pogniewał?Jesce mie zegnas! Ale on do lasa i przepad.Ja nie seł za nim, bo mi capciązał, a capu na dzikiego cłowieka siustał nie bedzies, bo cłowiekanie zjes.Haj.Zginon mi.Kasi sie ta jesce w lesie obezwał, je ale jek nimóg uznać, co mówieł.Juzek go pote nika nigdyj nie spotkał.Słysałekpóźniej z pastyrzy, w Pańscycy, ze go mieli widzieć, ale zuciekali, bosie go zlękli.Ja sie go ta nie bał.I posukowałek go nawet kieniekie,kiek w tenta stronę zaseł, ale darmo.Kajsi sie beskurcyja straciła.Młody beł, nie beło mu nad pięć dwaścia roków.Odzienie miał z gó-ralska, ale widno beło po mowie, ze je nietutejsy, ka od Krakowa aboz ka inendyj.Taki ci sie wej i cudak trefi w lesie.Ono by cie wej hneti ogłupić zdołało.Hej! las, to je nie plotka.156Na skalnym Podhalu***Pewnego razu rozchorował się Bartek na łoźnicę, na tyfus, poktórym mu na czas jakiś jakby nogi odjęło, i z półtora roku w lesienie był.Martwił się o strzelby, że się ordzew chwyci, głód był w cha-łupie, ledwie wytrwał.Na koniec wyrwał się do lasu, ku Holicy, gdzie najszacowniejsządubeltówkę schowaną miał.Znalazł ją, oczyścił, oskrobał, nabiłi ruszył dalej w głąb - gdy straszliwy jego oczom przedstawił sięwidok, a stało to się tak nagle, że zdawało mu się w pierwszymwrażeniu, iż na oczy jego padł czar.Oto cała ogromna przestrzeńlasu leżała wyrąbana.Pookrzesywane z konarów drzewa leżały jakokiem sięgnąć zwalone.Instynkt pchnął Bartka wstecz: cofnął się w gąszcz ze strzelbą.Jak przed wężem jadowitym począł uciekać.Obleciał popod Ho-licę, popod Szeroką Jaworzyńską, uciekał od tego strasznego miej-sca; gdy ku Żabiemu prześwieciło mu coś nagle między gałęziamii znowu wielką przestrzeń zwalonych drzew zobaczył.Więc począłuciekać wyżej, a teraz już zdawało mu się, że na każdym miejscuotworzyć mu się może ten straszny widok.Zrozumiał, że tak możebyć.Pierwszy raz w życiu nie wiedział, jak biec, zatrzymywał się,wahał, bał się w lesie.Pierwszy raz Bartkowi Gronikowskiemu z Bukowiny stało sięw tatrzańskich lasach ciasno.Las aż ku samemu Rybiemu Jezioru wszędzie był cięty.Zaszyłsię więc Bartek Gronikowski w gąszcz i legł na ziemię.Język muzesechł, oczy go piekły.Nieznane uczucie rozpacznej trwogi ogar-nęło go.Nuż usłyszy tuż za sobą stuk toporów, zgrzyt piły i trzaskwalących się smreków.Co przyległ głową ku mchom, śmiertelnieznużony i z sił opadły, dźwigał ją i nadsłuchiwał.Goniła go pusta,łysa przestrzeń.Jasne słońce, które na wyrębach zobaczył, napeł-niało go obrzydzeniem i wstrętem.jego, co się do słońca mógł i półdnia gdzie w pustkowiu kołysać na wierchowcu drzewa.157Kazimierz Przerwa-TetmajerJuż nie było pustki w Tatrach.Nie juhasi, co tam kilka miesięcyprzegazdowali po halach; nie strzelcy, jeden koło Lodowego naSpiżu, drugi w Pośrednim Wierchu od Liptowa, trzeci we Wo-łowcu ku Orawie; nie leśni, tak samo rzadko rozsiani - ale Jakieśpotwory zagęściły się w lesie, w odwiecznych, wiekuistych pusz-czach, niszcząc je i tępiąc gorzej ognia i wichru halnego.BartokGronh kowski drżał i kurczowo strzelbę ściskał w ręku.Już nie onbył na polowaniu, ale na niego polowano, i to nie jakiś Horwathczy Dobrowolski, ale ścigała go, tropiła łysa, pusta przestrzeń, ści-gało go przeklęte, straszliwe “.Widno”, polował na niego “Świat”.Bartek Gronikowski na podstęp miał podstęp, na kule kulę, wobecrąbania lasów uczuł się bezwładny: “skończył się!” Nie wiedział,czy tak jest, ale widział w wyobraźni walące się lub powalone jużpod toporami potężne smreki w Koprowej Dolinie, szumiące, roz-łożyste jawory pod Rohaczami, jodły śmigłe za Siwym Wierchem,za Syndlowcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]