[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale czy on to zrobi? - zastanawiał się na głos Harry.- Czy on to zrobi?- Jeśli tylko potrafi, na pewno to zrobi - odparłem.- Dlaczego? Przecież nawet jej nie zna!- Ponieważ tym właśnie się zajmuje.Do tego powołał go Bóg.Brutal udał, że rozgląda się dookoła, przypominając nam w ten sposób, że o kimś zapomnieliśmy.- A co z Percym? Myślicie, że nam na to pozwoli? - zapytał, a ja wyjaśniłem im wtedy, co mam zamiar zrobić z Percym.Kiedy skończyłem, Harry i Dean spojrzeli na mnie z osłupieniem.Brutal nie mógł powstrzymać niechętnego uśmiechu.- To szczyt bezczelności, bracie Paulu - stwierdził z podziwem.- Z wrażenia zapiera mi dech.- Ale czy to nie jest coś kapitalnego! - szepnął Dean, a potem roześmiał się głośno i klasnął w dłonie niczym dziecko.- Hip hip hura i czuj czuj czuwaj!Musicie zrozumieć, że Deana szczególnie zainteresowała ta część mojego planu, która dotyczyła Wetmore’a; o mało nie przejechał się na tamten świat, kiedy Percy nie ruszył małym palcem w trakcie awantury z Whartonem.- Bardzo ładnie, ale co będzie potem? - zapytał Harry.Powiedział to ponurym tonem, lecz zdradzały go oczy; oczy człowieka, który chce, aby przekonano go, że się myli.- Co będzie potem?- Powiadają, że trup nie opowie już nikomu żadnej historii - mruknął Brutal i rzuciłem mu szybkie spojrzenie, żeby upewnić się, że żartuje.- Moim zdaniem Percy będzie trzymał gębę na kłódkę - powiedziałem.- Na pewno? - zapytał z powątpiewaniem Dean, po czym zdjął okulary i zaczął je czyścić.- Dlaczego tak sądzisz?- Po pierwsze, nie będzie wiedział, co się naprawdę stało.osądzi nas po sobie i uzna, że to był tylko głupi żart.Po drugie, będzie się bał cokolwiek powiedzieć.Na to najbardziej liczę.Uprzedzimy go, że jeśli zacznie pisać listy i dzwonić do różnych ludzi, my też zaczniemy dzwonić i pisać listy.- Na temat egzekucji - mruknął Harry.- Na temat egzekucji i tego, jak stał w miejscu, kiedy Wharton dusił Deana - wyjaśnił Brutal.- Wydaje mi się, że ujawnienia tej historii Percy boi się najbardziej.- Pokiwał w zamyśleniu głową.- To może się udać, Paul.Czy nie prościej byłoby jednak przywieźć panią Moores do Coffeya, zamiast wozić Coffeya do pani Moores? Moglibyśmy zaopiekować się Percym tak, jak zaproponowałeś, a potem przywieźć ją tunelem, zamiast wyprowadzać tamtędy Coffeya.Potrząsnąłem głową.- Nie ma mowy.- Z powodu dyrektora Mooresa?- Zgadza się.To zatwardziały sceptyk.Przy nim niewierny Tomasz wygląda jak Joanna d’Arc.Pojawiając się w jego domu, zaskoczymy go i może pozwoli Coffeyowi przynajmniej spróbować.W innym wypadku.- Jakiego zamierzałeś użyć pojazdu? - przerwał mi Brutal.- Z początku pomyślałem o karetce - odparłem - ale nie udałoby nam się chyba wyjechać nią niepostrzeżenie z więzienia, a poza tym w promieniu dwudziestu mil wszyscy wiedzą, jak wygląda.Pojedziemy chyba moim fordem.- Zastanów się - powiedział Dean, zakładając z powrotem okulary.- Nie zdołałbyś zapakować Johna Coffeya do swojego samochodu, gdybyś nawet rozebrał go do naga, wysmarował smalcem i użył łyżki do butów.Od tak dawna mu się przyglądasz, że zapomniałeś, jaki jest duży.Nie potrafiłem na to odpowiedzieć.Od rana prawie całą moją uwagę zaprząta! problem Percy’ego.oraz trochę mniej palący, lecz również poważny problem Dzikiego Billa Whartona.Teraz zdałem sobie sprawę, że transport nie będzie taki łatwy, jak się spodziewałem.Harry Terwilliger podniósł z tacy to, co zostało z jego drugiego sandwicza, przyjrzał mu się i odłożył z powrotem.- Jeśli zdecydujemy się rzeczywiście na to wariactwo - oświadczył - możemy pojechać moją półciężarówką.Posadzimy go z tyłu.O tej porze nie powinniśmy nikogo spotkać po drodze.Mówimy o środku nocy, prawda?- Tak - odparłem.- Zapominacie o jednym, panowie - odezwał się Dean.- Wiem, że od przyjazdu na blok Coffey jest bardzo spokojny i przeważnie leży na pryczy i leje łzy z oczu, ale to morderca.Poza tym to wielki facet.Jeśli zechce uciec z półciężarówki Harry’ego, możemy go tylko zastrzelić.A kogoś takiego niełatwo ubić nawet z czterdziestkipiątki.Co będzie, jeśli nie położymy go trupem? I co będzie, jeżeli zabije kogoś jeszcze? Nie chciałbym stracić roboty i nie chciałbym za nic wylądować w kryminale; mam żonę i dzieciaki, których byt zależy ode mnie.lecz chyba jeszcze bardziej nie chciałbym mieć na sumieniu kolejnej małej dziewczynki.- To się nie zdarzy - powiedziałem.- Jak, na litość boską, możesz tego być taki pewien?Milczałem.Nie wiedziałem, od czego zacząć.Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że do tego dojdzie, ale nie miałem pojęcia, jak powiedzieć im to, o czym wiedziałem.Pomógł mi Brutal.- Nie wierzysz, że on to zrobił, prawda, Paul? - zapytał podejrzliwie.- Uważasz, że ten wielki głupol jest niewinny.- Jestem tego pewien - odparłem.- Jak to?- Świadczą o tym dwie rzeczy - oznajmiłem.- Jedną z nich jest mój but.- Pochyliłem się nad stołem i zacząłem opowiadać.Część piątaNOCNA WYPRAWAlPan H.G.Wells napisał kiedyś opowiadanie o człowieku, który wynalazł wehikuł czasu.Zdałem sobie sprawę, że pisząc te wspomnienia, stworzyłem własną maszynę do przenoszenia się w czasie.W przeciwieństwie do tej Wellsa, moja potrafi tylko podróżować w przeszłość - konkretnie do roku tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego, gdy byłem naczelnym klawiszem bloku E w zakładzie karnym Cold Mountain - jest jednak niesamowicie skuteczna.Przypomina mi starego forda, którym wówczas jeździłem: zawsze miałem pewność, że zaskoczy, nie wiedziałem tylko, czy wystarczy przekręcić kluczyk w stacyjce, czy trzeba będzie kręcić korbą, aż odpadnie mi ramię.Odkąd zacząłem spisywać historię Johna Coffeya, wystarczał na ogół kluczyk, wczoraj jednak musiałem zakręcić solidnie korbą.Chyba dlatego, że doszedłem do egzekucji Delacroix, a jakaś część mojego umysłu nie chciała do tego wracać.To była zła śmierć, straszna śmierć i winę za to ponosił Percy Wetmore
[ Pobierz całość w formacie PDF ]