[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skoro on tak wspaniałomyślnie zaakceptował jejwarunki, czy stałoby się coś złego, gdyby poszedł na drobne ustępstwa narzecz swojego ego?Sabrina zwilżyła usta językiem i podeszła do niego.- Wiesz, w małżeństwie nie chodzi tylko o śpiew i szachy.Prawdziwydżentelmen nigdy nie zostawia żony na noc samej bez pożegnalnegopocałunku.Morgan zmarszczył nieufnie brwi.145- Twój ojciec całował twoją matkę?- Każdej nocy.Bez wyjątku.- Sabrina pokiwała głową.- Własną żonę?Sabrina oparła się pragnieniu kopnięcia go w piszczel, wiedząc, żeswój wysiłek przypłaci złamanym palcem u nogi.- Swoją własną żonę.Morgan jęknął cicho, jak gdyby nie mógł już utrzymać ciężarucywilizowanego zwyczaju.- Skoro jest to odpowiednia rzecz.Sabrina nie miała czasu na przygotowania.Objął ją w talii i uniósłlekko do góry.Jego usta zacisnęły się na jej ustach.Morgan zakończyłswój atak, równie gwałtownie, jak go zaczął.Sabrina siała oszołomiona.- Ugryzłeś mnie! - posłała mu oskarżycielskiego spojrzenie iprzycisnęła dłoń do wargi.Morgan pochylił głowę.Pod fala jego zawadiackich włosów czaił sięuśmiech.- No, dziewczyno! Nie możesz przecież oczekiwać, że Mac-Donnellbędzie umiał całować.Jesteśmy przecież tylko bosymi dzikusami, całąich zgrają.Sabrina przypomniała sobie, że zniewaga, jakiej się teraz wobec niejdopuścił poprzedzona była narkotycznie czułym pocałunkiem wkomnacie na poddaszu jej matki.- Może powinienem pozwolić ci pełnić honory domu - powiedział,krzyżując ramiona na piersi, ze wzrokiem wbitym prosto przed siebie.Morgan wyglądał, jakby był wyrzeźbiony z monolitu.Podeszła doniego z niepokojem, pamiętając jednak, że pod złotą skórą bije gorące,męskie serce.Przygryzła swoją delikatna wargę zębami.Wciągnęła powietrze, jakby nabierała odwagi, zamknęła oczy, zasznurowała wargi i.pocałowała go w jego pled w szkocka kratę.Naburmuszona, zerwała wełniany meszek ze swojej wargi i ponowiłapróbę.Nawet obejmując jego szyje ramionami i stając wysoko na palcachnie była w stanie zrobić nic więcej niż tylko olrzeć się o jego gardło.Morgan pozostawał obojętny na jej starania.Morgan ziewnął głośno.146Sabrina była zdeterminowana, by wydobyć z niego jakąś reakcję,jakąś odpowiedź.Przydźwigała wreszcie stołek i stanęła na nim.UstaMorgana zaciśnięte były w surowej linii, lecz jego oczy błyszczałyfiglarnie.Przypomniawszy sobie lekcję, której matka udzieliła jej w dniunocy poślubnej, Sabrina stuliła usta.Objęła dłońmi jego twarz iprzycisnęła swoje wargi do jego ust.Jego jędrne, jedwabiste ustarozwarły się pod jej naciskiem.Sabrina pozwoliła mu skosztować smakuswojego powabnego języka.Pomruk Morgana zmieszał się nagle w jejuszach z ostrzegawczym wyciem.Świat zawirował jej przed oczami, leczMorgan zdążył ją złapać nim upadła.- Co ci jest dziewczyno? Jesteś chora? Zaśmiała się niepewnie,uczepiając się jego pledu.- Jestem tylko głodna.Nie jadłam cały dzień.Jego twarzspochmurniała z niezadowolenia.- Do diabła z Alwyn! Leniwa dziewka miała ci przynosić posiłki dokomnaty.Sabrina zdążyła tylko unieść jedną brew, a Morgan już pokiwał głową,z zakłopotaniem przyznając, że pomysł nie był dobrze przemyślany.Postawił ją łagodnie na podłodze.- Zaraz każę ci coś przysłać.- Morgan? - zapytała nieśmiało.- Czy będziesz sobie życzyłpocałunku na dobranoc każdej nocy ?Dużo kosztowało go zachowanie kamiennego wyrazu twarzy.- Pewnie dziewczyno! Każdej nocy.Bez wyjątku.Drzwi zaniknęły się przed nią, lecz otworzyły się za chwilę,pozostawiając jej niewiele czasu na ukrycie tryumfalnego uśmiechu.- Zawrę z tobą umowę.Będę trzymał Alwyn z dala od kuchni, a ty wzamian nie dopuścisz Enid do ogrodu.Jej duszone grzyby prawie mniezabiły.Chwyciła drzwi, nim zdążył je znów zamknąć.- Ale skąd wiedziałeś, że to właśnie Enid cię otruła?- Nie wiedziałem.Aż do teraz.- Uśmiechnął się diabelsko.NimSabrina uświadomiła sobie, że właśnie podstępem wymusiłna niej oświadczenie własnej niewinności, Morgan zniknął za147drzwiami.Nie wiedziała czy ma błogosławić czy przeklinać go zasprytny dowcip.Oparła się o drzwi, przyciskając policzek dowyszczerbionego drewna.Widziała, że jej serce nie biło tak mocno nie zgłodu, lecz z pasji.Po drugiej stronie drzwi Morgan toczył walkę ze wszystkimi męskimiinstynktami, które nakazywały mu odwrócić się, otworzyć z hukiemdrzwi i wziąć to, co się mu należy.Cierpliwość była cnotą, którą każdywojownik musiał posiadać.Jednakże słodki, upajający smak wargSabriny wciąż wypełniał jego usta, sprawiając, że pragnął więcej.Dużowięcej.Mógłby przysiąc, że to jej eleryczny zapach podążał za nim pokorytarzu.Zmarszczył w rękach swój pled i przystawił do nosa.Poczułsilny zapach róż, który musiały zostawić na nim jej ręce, gdy padała naniego zemdlona, nie z żarliwego zapału, lecz z głodu.Chwycił kurczowo swoje ubranie, jak gdyby jego tężyzna fizycznabyła w stanie zabezpieczyć tę ulotną zdobycz.Nie mógł sobie pozwolićna to, by Sabrina wiedziała, jak bardzo jej pragnie.MacDonnell nie mógłupokorzyć się przed Cameronem.Dzisiejszy tryumf był tylko małąrozkoszą, lecz Morgan obiecał sobie, że wkrótce nastąpią kolejne.Dodiabła teraz z jego przyjemnością! Będzie o nią zabiegał, będzie ją drażniłdopóty, dopóki sama nie będzie błagała o to, by dał jej przyjemność.Nigdy wcześniej perspektywa bitwy nie napawała go taka radością inigdy wcześniej zwycięstwo nie było tak niecnie oczekiwane.A samo jużoczekiwanie sprawiało, że ostateczne poddanie się Sabriny będzie miałojeszcze słodszy smak.Sabrina obudziła się następnego ranka, czując, jakby ktoś głaskał jejwłosy.- Mamo - wymamrotała, obracając się na drugi bok.Lecz gdy otworzyła oczy, zobaczyła tylko rozmazaną twarz swojejkuzynki.Enid owinęła sobie wokół palca jeden z zabłąkanych kosmykówwłosów Sabriny.- Moje włosy są zbyt cienkie, by się kręcić.Sabrina usiadła na łóżku, oparła się o wezgłowie i wtuliła się w swojekolana.Zapanowała nieufna cisza.- Nigdy nie chciałam.148- Przyszłam, żeby powiedzieć, że.Obie znów zamilkły.Enid przekręciła w palcach luźna fałdkę narzuty.- Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć.Ojciec nie zdradził ciwszystkiego, co dotyczy powodu, dla którego zostałam wysłana dorezydencji Cameronów.- Myślałam, że po to, byśmy mogły lepiej się poznać przed wyjazdemdo Londynu na wiosnę - Sabrina kłamała, nie chcąc sprawić przykrościkuzynce.Sabrina ze zdumieniem zdała sobie sprawę z tego, jak dalekie były jejmarzenia o wyjeździe do Londynu.Kiedyś godzinami wyobrażała sobieprzystojnych zalotników padających jej do stóp.Teraz całe ich męstwo ielegancje oddałaby za choćby cień uśmiechu jednego mężczyzny.Enid potrząsnęła głową.- Miałam w Londynie zalotnika - wyznała nieśmiało.- PhilipMarkham.Absolwent Cambridge.Wysoki.Przystojny.Bardzoodpowiedni, nawet zbyt poważny, lecz matka i ojciec byli nimzachwyceni.Zaczęli nawet rozpaczać, że muszą wydać mnie już za mąż.-Lekkie wzruszenie ramion ujawniło dużo więcej, niż chciała powiedzieć.- Myślałam, że naprawdę mu na mnie zależy.I może na swój sposóbzależało.Kiedy Enid mówiła dalej, Sabrina chwyciła jej rękę.Była lepka ichłodna.- W dniu, w którym przyszedł prosić ojca o moją rękę, zrobił cośniekonwencjonalnego.Coś, czego w życiu nie widziałam.Zaczekał, ażcała rodzina zbierze się w salonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]