[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nawet gdyby inżynierom udało się wzmocnić zabezpieczenie.Tam się czai coś niedobrego”.„Wiem o tym - odparłem.- Też to czułem”.Pomyślałem znów o tym uśmiechu na twarzy chłopca - jeszcze dziś, po tylu miesiącach, przechodzi mnie dreszcz na samo wspomnienie - i omal mu nie powiedziałem, że jego dzieciak też to poczuł.Ale uznałem, że nie ma po co.Nic dobrego by to nie dało.„Ja na pana miejscu - stwierdził Garin - wziąłbym z magazynu ładunek i wrzucił do środka, niechby to wszystko się zawaliło.W końcu to grób; umarli powinni spoczywać w spokoju”.„Niezły pomysł” - przyznałem, a Pan Bóg chyba też się z tym zgodził, gdyż nie dalej jak dwa tygodnie później zrobił to osobiście.Nastąpił wybuch - nie zwykły zawał, ale wybuch.I z tego, co wiem, przyczyny nie ustalono.Garin zaśmiał się, pokręcił głową.„Dwie godziny za kierownicą i pewnie trudno mi będzie uwierzyć, że to się w ogóle wydarzyło”.Odpowiedziałem, że tak by nawet było lepiej.„Ale jednego nie zapomnę - dodał.- Tego, że Seth dzisiaj mówił.I to nie słowa czy zwroty, zrozumiałe tylko dla bliskich.Normalnie rozmawiał.Pan może nie rozumie, jakie to niesamowite, ale my tak.- Pomachał ręką do rodziny, która już się usadowiła w łaziku.- A skoro mógł to zrobić raz, to może i drugi”.Może zrobił, mam taką nadzieję.Chciałbym to wiedzieć.Bardzo mnie interesuje ten chłopiec, i to nie tylko z tego jednego powodu.Kiedy mu oddałem tę figurkę kobiety z serialu, uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.Słodkie to było, chociaż miałem wrażenie, że poczułem od niego lekki powiew tego kopalnianego zapachu.zimne ognisko, kawę, mięso.Pożegnaliśmy się „czule” z Chińską Jamą i dowiozłem ich pod biuro, do ich samochodu.Z tego, co widziałem, nikt nie zwrócił na nas uwagi, chociaż jechałem główną ulicą.W niedzielne popołudnie i przy takim upale Desperation przypomina miasto-widmo.Pamiętam, jak stałem przy schodkach przyczepy i machałem im na pożegnanie, a oni odjeżdżali ku temu strasznemu losowi, który ich czekał, jak napisała siostra Garina, na końcu tej podróży - bezsensownej śmierci od strzałów z przejeżdżającego samochodu.Oni mi odmachiwali, wszyscy.z wyjątkiem Setha.Cokolwiek tam było w tej sztolni, sądzę, iż mieliśmy szczęście, żeśmy się wydostali.no a chłopiec miał jeszcze dodatkowe, bo jako jedyny wyszedł cało z tej strzelaniny w San Jose! Całkiem jakby miał, jak to mówią, „zaczarowane życie”, nie mam racji?Jak już wspomniałem, ciągle mi się to śniło w Peru, najczęściej o tych czaszkach i o tym, kiedy świeciłem do szczeliny, ale nie myślałem o tym wiele.Zacząłem dopiero, gdy wróciłem i przeczytałem list od Audrey Wyler przyczepiony na tablicy informacyjnej.Sally zgubiła kopertę, ale powiedziała, że był zaadresowany po prostu „Firma Górnicza, Desperation”.Przeczytanie go utwierdziło mnie jeszcze w przekonaniu, że coś musiało się stać, kiedy Seth był pod spodem (jak to się mówi w naszej branży).Może lepiej było na temat tego czegoś nie kłamać, ale ja skłamałem.Zresztą jak mogłem powiedzieć prawdę, skoro nawet nie wiedziałem, co to było?Tylko że.ten uśmiech.Ten dziwny uśmiech.To był taki miły chłopczyk i tak się cieszę, że nie zabił się w Grzechotniku (a mógł, my wszyscy mogliśmy tam zginąć) i że nie zastrzelili go tak jak resztę rodziny w San Jose, ale.Ten uśmieszek w ogóle do niego nie pasował.Chciałbym to jakoś dokładniej określić, ale nie wiem jak.Jeszcze o jednym muszę napomknąć.Pamiętacie może, kiedy napisałem, że Seth mówił o „starej kopalni”.Nie skojarzyłem tego ze sztolnią Grzechotnik, ponieważ nawet w miasteczku mało kto o niej wiedział, a co dopiero przejezdni turyści z Ohio.Ale kiedy tak stałem i patrzyłem, jak opada pył za ich samochodem, znów mi się to przypomniało.Że popędził przez biuro prosto do tych zdjęć Chińskiej Jamy na tablicy.Jakby był tu już tysiąc razy.Jakby wiedział.Wpadłem wtedy na pewien pomysł i aż mnie to zmroziło.Wszedłem więc do środka, by przyjrzeć się zdjęciom, bo wiedziałem, iż tylko to mnie może uspokoić.W sumie było to sześć fotografii lotniczych; firma zamówiła je na wiosnę.Przyjrzałem im się przez małą lupkę, którą zawsze mam przy kluczach.W żołądku mnie ściskało, czułem, że to zobaczę, nim jeszcze zobaczyłem.Zdjęcia wykonano na długo przed wybuchem, który odsłonił wyrobisko Grzechotnik, więc nie było na nich wejścia do sztolni.A jednak je ukazywały.Pamiętacie, napisałem, jak to Seth pukał palcem w te fotografie i powtarzał „tutaj jest, tutaj, chcę to zobaczyć, chcę zobaczyć kopalnię”? Myśleliśmy, że mówi o odkrywce, ponieważ to właśnie przedstawiały zdjęcia.Ale pod lupą zobaczyłem ślady jego palców na błyszczącym papierze.Wszystkie znajdowały się na południowej ścianie, tam, gdzie odsłonił się chodnik.I o tym mówił, że chce to zobaczyć.Nie o odkrywce, ale o starej sztolni, której nawet nie było na zdjęciach.Wiem, iż brzmi to jak czyste wariactwo, ale nie mam cienia wątpliwości.Wiedział, że ona tam jest.A dowodem na to są odciski jego palców na fotografiach - nie tylko na jednej, na wszystkich sześciu.Wiem, w sądzie to by nie przeszło jako dowód, ale to niczego nie zmienia.Wygląda to tak, jakby coś z głębi tej kopalni wyczuło, że on akurat przejeżdża szosą i zaczęła go wzywać do siebie.I ze wszystkich pytań, jakie chciałbym zadać, to jest chyba najważniejsze: jak się dziś miewa Seth Garin? Czy wszystko z nim w porządku? Napisałbym do siostry Garina i zapytał, nawet raz czy drugi chwyciłem za długopis, ale potem przypomniało mi się, że ją okłamałem, a ciężko mi się przyznać do kłamstwa.A poza tym, czy naprawdę chcę wywoływać z lasu wilka, który może mieć bardzo ostre kły? Nie sądzę, chociaż.Może należałoby jeszcze coś dodać, ale co? Wszystko sprowadza się do tego uśmiechu.Nie podobał mi się ten uśmiech.Oto prawdziwa relacja na temat tego wydarzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]