[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stojące tam konie reagowały prychnięciamii mlaskaniem.Ten dalszy zarżał.Potem coś zarżało bliżej.To rżenie było jednak jakieś niekońskie, sztuczne.Przypo-mniała sobie, że jej telefon rży, zamiast dzwonić – podniosłaręce, namacała klawisz i włączyła. – No, kobyło! Miałaś chyba dość czasu, aby się uspokoići co nieco przemyśleć.Teraz stajenny weźmie cię na lon-żę – będziesz ćwiczyć chodzenie.To proste.Pierś do przo-du, głowa do góry i podnoś nogi wysoko, bardzo wysoko.Jak opanujesz te podstawy, to może stajenny da ci obroku.Najpierw jednak stań w pozycji.W pozycji klaczy.Stanęła.Derka z niej spadła lub ją zdjęto.Poczuła znowudłonie w szorstkich rękawicach, które obwiązały i unieru-chomiły jej przedramiona.Coś przybliżono do jej buzi – gdyodwróciła się buntowniczo, ta sama dłoń podparła jej głowęa druga zatkała nos, zmuszając do otwarcia ust, w które jejwłożono twardą poprzeczkę.Wędzidło! Wypełniło jej buzię,kneblując.Potem jazgot łańcucha dał znać, że jest odwiązy-wana od boksu.Pociągnięta, poszła za stajennym.Po parukrokach dopadło ją przejmujące zimno – prawda, wieczo-rem na dworze musi być z pięćdziesiąt stopni*.Poczuła, jakpokrywa się gęsią skórką.Szli niedaleko.Coś tam jeszczezrobił z jej łańcuchem, że przestał ciążyć i obwisać, a potemklepnięcie w zad zasygnalizowało, że ma ruszać.Widocznie nie do końca zrozumiała, co to znaczy wysokopodnosić nogi, bo głos Pana przypomniał „wysoko”, co po-parte zostało lekkim „pomacaniem” końcem bata.Zatem* 50 stopni Fahrenheita = 10 stopni Celsjusza.98 ⁄99#Infover WM edhdwpprmks6cpti0u8xbzb2sviszmhpcgnctl6z#zaczęła podnosić nogi tak wysoko, jak tylko mogła.Miało to tę dobrą stronę, że dojmujące uczucie zimna zaczęło ustę-pować.Gdybyż jeszcze ogrzać jakoś piersi i brzuch! Zauwa-żyła jednak, że wyprężanie się i zadzieranie głowy miarowow rytm kroków trochę, bo trochę, ale jednak rozgrzewa jejgórne części ciała.Gdy już zaczynało jej być ciepło, zmę-czenie dało o sobie znać i zwolniła.Stajenny był jednakuważny – świst bata przypomniał jej o konieczności wzmo-żenia wysiłku.Nie miała pojęcia, ile okręgów zrobiła, straciła rachubę.Czuła tylko zmęczenie.Gdy usiłowała stanąć, świst biczaprzypominał, po co tu jest.Dwa razy go zlekceważyła i na-stępny lądował na jej zadzie.Zabolało jak cholera – chciałakrzyknąć, ale wydobyło się z niej tylko stłumione wędzi-dłem-kneblem stękanie.Szła więc dalej, tupała buciorami,prężyła pierś, zadzierała głowę.Nóg już nie czuła.Najbar-dziej bała się, że się potknie i przewróci; z powodu rąk skrę-powanych z tyłu nie miałaby się czym podeprzeć – chybanosem.Pomimo zimna czuła spływający z niej pot.Kleił ma-skę do twarzy, ciurkał po policzkach, po szyi, zalewał oczy,wpływał do ust, ale i tak większość ściekała po karku, by naramionach i między piersiami schłodzić się w zimnym po-wietrzu – i parując, mrozić jej rozgrzaną wysiłkiem skórę.Gdy była pewna, że już następnego okręgu nie przejdzie,usłyszała komendę Pana: – Prrrr!Stanęła i zatoczyła się.Znów ręka w rękawicy podtrzy-mała ją, chroniąc przed przewróceniem.Pomajstrowanocoś przy łańcuchu.Pociągnięta – poszła.Po zapachu i zmia-nie temperatury poznała, że jest w stajni.Wprowadzono jądo boksu.Ręce w rękawicach tarły ją czymś mile szorstkim,suchym.Tarły dokładnie, po całym ciele, wywołując uczu-cie zadbania i pieszczoty.Zdjęto jej wędzidło.Z ulgą wzięłapełny wdech ustami.Łańcuch znów z hałasem zamocowano,#Infover WM wxdx2m121moqfnv0m2tiel4uuigxy0q8onsuqcsg#ale po naprężeniu poznała, że inaczej.Po rozkazującym klepnięciu za kolanem zrozumiała, że ma podnieść nogę.Wspierając się o ścianę, wykonała polecenie z najwyższymtrudem.Zdjęto z niej but i kilka skarpet.Potem z drugiejnogi.Stanęła boso na słomianej ściółce.Na plecy i na skrę-powane ręce narzucono derkę, lecz tym razem czymś jąspięto pod brodą, widocznie po to, by nie zsunęła się. – Paszę masz w żłobie, a wodę w wiadrze obok.W wia-drze jest kawałek węża – ułatwi ci picie.Potem prześpijsię.Aha, stajenny prosi, byś dla obopólnej wygody nie zała-twiała się pod siebie, tylko raczej do ścieku – to taki rowekwzdłuż boksów.Zawstydziła się i poczuła, jak rumieniec oblewa jej twarz.Dobrze, że pod maską był niewidoczny.Odczuła klepnięciepo zadzie.Takie pieszczotliwe klepnięcie, na dobranoc.Łańcuch został przedłużony, dając jej więcej swobody.Ruszyła na poszukiwanie żłobu i wiadra.Wiadro stało przywejściu – kopnęła w nie z hałasem.Palec od nogi przeszyłtaki ból, że o mało co się nie przewróciła.Nachyliła się.„Gdzie ten wąż? Aha, wystaje!” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •