[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała się upewnić, czy będzie mogła utrzymać swoją posadę.Skoro tylko znalazła się sama w otoczonym murem ogrodzie, usiadła na kojcu i z powagą złożyła wargi w dzióbek, by rozpocząć od dawna poniechane ćwiczenia w gwizdaniu.Przekonała się jednak, że dawny jej talent w tym kierunku ograniczał się obecnie do dmuchania ustami, bez wydania jednej czystej nutki.Dmuchała więc daremnie i dmuchała, dziwiąc się, jak mogła stracić taką, zdawałoby się, wrodzoną umiejętność, gdy nagle zauważyła jakieś poruszenie między gałęźmi bluszczu oplatającymi mur jak również cały domek.Spojrzawszy w tym kierunku zobaczyła, że ktoś zeskakuje z muru na ziemię.Był to Alec d'Urberville, którego nie widziała na oczy od czasu, gdy poprzedniego dnia przywiózł ją był przed domek ogrodnika, gdzie zamieszkała.– Dalibóg! Na honor! – zawołał.– Nigdy jeszcze natura i sztuka nie stworzyły czegoś równie pięknego jak ty, kuzynko Tesso (słowo “kuzynko" zabrzmiało nieco ironicznie).Obserwowałem cię spoza parkanu.Wyglądasz niby statua wyobrażająca Niecierpliwość, układasz te swoje śliczne, różowe usteczka jak do gwizdania i fiukasz, i fiukasz klnąc po cichu i nie mogąc wydobyć jednej nutki.Widzę, że się złościsz, iż nie możesz tego zrobić.– Może byłam zła, ale wcale nie klęłam.– Aha, rozumiem, po co ta próba, to z powodu gilów.Moja matka chce, żebyś prowadziła dalej ich muzyczną edukację.Jakiż to z jej strony egoizm! Chyba dozorowanie tych przeklętych kur i kogutów jest już dostateczną pracą dla każdej dziewczyny.Gdybym był na twoim miejscu, to odmówiłbym kategorycznie.– Ależ matka pana specjalnie wymaga, bym to robiła, i chce, bym była gotowa już na jutro rano.– Doprawdy? W takim razie dam ci kilka lekcji.– Nie, nie! – zawołała Tessa cofając się ku drzwiom.– Nie bądź głupia! Nie mam zamiaru cię dotknąć.Słuchaj, ja stanę po jednej stronie tej drucianej siatki, a ty po drugiej.W ten sposób będziesz się czuła zupełnie bezpieczna.A teraz uważaj! Zaciskasz wargi zbyt mocno.Trzeba ot tak!Słowa te wprowadził w czyn i zagwizdał parę taktów piosenki Odwróć, odwróć usta twoje.Ale Tessa tej aluzji nie zrozumiała.– Teraz spróbuj ty – powiedział.Starała się utrzymać powagę, twarz jej przybrała surowość rzeźby.Ale on nie przestawał nalegać, wreszcie Tessa chcąc się go pozbyć złożyła wargi według jego wskazówek, tak aby wydobyć czysty ton.Zamiast tego roześmiała się smutno, a potem poczerwieniała, zła, że się roześmiała.Zachęcał ją:– Spróbuj jeszcze raz!Tym razem Tessa była poważna, żałośnie poważna; spróbowała raz jeszcze i niespodziewanie udało jej się wydać czysty, okrągły dźwięk.Przyjemność, jaką odczuła widząc, że jej się powiodło, stłumiła w niej na chwilę wszystkie inne uczucia; oczy jej pojaśniały i bezwiednie uśmiechnęła się do swego towarzysza.– Nareszcie! Dałem ci dobry początek, teraz wszystko pójdzie już jak z płatka.Widzisz, powiedziałem, że się do ciebie nie zbliżę, i mimo pokusy, jakiej dotychczas nie doznał żaden śmiertelnik, dotrzymałem słowa.Tesso, czy nie uważasz, że moja matka jest starą dziwaczką?– Jeszcze za mało ją poznałam, proszę pana.– Przekonasz się sama, że tak jest naprawdę, inaczej nie kazałaby ci uczyć gile gwizdania.W tej chwili nie jestem u niej w łaskach, ale ty staniesz się jej faworytką, o ile będziesz się dobrze obchodziła z jej zwierzakami.Do widzenia! Jeżeli napotkasz jakie trudności, to nie zwracaj się do rządcy.Przychodź wprost do mnie.Przy takich to porządkach w gospodarstwie Tessa Durbeyfield zaczęła pełnić swoje obowiązki.Przebieg zdarzeń pierwszego dnia jej pobytu powtarzał się wiernie przez wiele dni następnych.Przyzwyczaiła się do obecności Aleca d'Urberville dzięki zręczności, z jaką prowadził z nią wesołe rozmowy i żartobliwie nazywał “kuzynką", gdy byli sami; toteż w stosunku do niego pozbyła się swej pierwotnej nieśmiałości, aczkolwiek bliskość ta nie budziła w niej uczucia, które zwykle rodzi inną nieśmiałość, bardziej tkliwego rodzaju.Była mu jednak bardziej powolna, niż gdyby ich łączyła zwykła znajomość, a to na skutek nieuniknionej zależności od jego matki i wskutek względnej bezradności staruszki wobec syna.Wkrótce przekonała się, że gwizdać dla gilów w pokoju pani d'Urberville nie było zajęciem zbyt uciążliwym, szczególnie gdy odzyskała już tę umiejętność – przecież nauczyła się od swej muzykalnej matki wielu melodyjek doskonale nadających się dla tych małych śpiewaków.Chwile spędzane co rano na gwizdaniu przy klatkach były dla niej jeszcze przyjemniejsze niż ćwiczenia w ogrodzie.Nie będąc skrępowana obecnością młodego człowieka ściągała wargi, przysuwała je do prętów klatki i z nieprzymuszonym wdziękiem ćwierkała swym uważnym słuchaczom.Pani d'Urberville sypiała w wielkim, wspartym na czterech kolumnach łożu, osłoniętym ciężką adamaszkową kotarą; gile zajmowały ten sam pokój i w pewnych godzinach fruwały swobodnie, zostawiając małe, białawe ślady na meblach i obiciach.Pewnego dnia, gdy Tessa jak zwykle odbywała swoją lekcję przy oknie, gdzie były ustawione klatki, wydało jej się, że za łóżkiem usłyszała jakiś szmer.Starej pani nie było wtedy w pokoju i odwróciwszy się dziewczyna miała wrażenie, że pod frędzlą kotary widzi czubki męskich butów.Wobec tego zaczęła gwizdać tak fałszywie, że ów podsłuchujący – o ile się tam naprawdę znajdował – musiał się zorientować, że jego obecność została odkryta.Odtąd Tessa co rano odchylała kotarę, lecz nigdy nikogo tam nie znalazła.Widocznie Alec d'Urberville zrozumiał, że lepiej będzie powstrzymać się od takich wybryków i nie przerażać jej podobnymi zasadzkami.Rozdział 10Każda wieś miewa swe idiosynkrazje, swój ustrój, nawet własny kodeks moralności.Lekkość obyczajów niektórych młodych kobiet w Trantridge i w jego sąsiedztwie była powszechnie znana i może symptomatyczna dla lekkomyślnego ducha tego, kto w tej okolicy władał majątkiem The Slopes.Okolica ta miała jeszcze jedną, bardziej zakorzenioną wadę: ludzie pili tu na umór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]