[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwidoczniejczekali na powrót Margaret.Oczywiście pojadą za porschem Clary, ale za nimi teżpodąży obserwacja.Clara miała wpływowych przyjaciół na wysokich stanowiskach wwiedeńskiej policji.Wykorzystując te kontakty poskarżyła się, że ktoś obserwuje dom ijezdzi za nią samochodem.Obiecali jej pilnować aż do St.Wolfgang.Szkoda, że przyjaciele z policji nie mogli rozwiązać problemu Margaret i PaulaMassingerów oraz starszego pana.Wiedeń był miejscem, w którym służby wywiadow-cze mogły robić, co chciały.Pełna swoboda działania.Pełna demokracja.Policja poprostu nic nie wiedziała, nic nie słyszała i nie wypowiadała się w tych sprawach.Wnajlepszym wypadku przekażą Margaret Massinger Babbingtonowi, uważając, że to onpowinien rozwiązać problem.Hyde spojrzał na Margaret.W jej oczach i bladej twarzy dostrzegł poczucie winy.Czuła się winna bardziej, niż rzeczywiście była.Obwiniała się za całą tę sytuację i jejskutki.Dodatkowo bała się jeszcze, że zabito jej męża.Uważała z pewnością, że od-prawienie egzorcyzmów nad duszą ojca kosztowało życie męża.Hyde jednak zewzględu na sytuację, w jaką wpakowała Aubreya, nie potrafił jej współczuć.To onaprzywlokła za sobą całą tę grozną bandę Babbingtona do mieszkania Clary Elsenreithw Wiedniu.Przeszkadzała mu w realizacji planów, ale rozumiał jednocześnie, że jedy-ne, co mógł teraz zrobić, to zatroszczyć się o jej bezpieczeństwo, bo dla Aubreya niemógł zrobić nic.- Był w samolocie - powiedział Hyde.Zaledwie kilka minut wcześniej wrócił dosamochodu z tarasu widokowego na lotnisku.- Czekają na niego.- Spostrzegł Bab-bingtona idącego pospiesznie w kierunku terminalu przez pięćdziesięciojardową, sma-ganą wiatrem płytę lotniska.Gdyby miał karabin, załatwiłby tę sprawę jednym strza-łem.Hyde właściwie nie miał broni.Odruchowo pomacał ubranie.To, co miał, trudnobyło nazwać pistoletem.Mała astra kaliber 5,6 mm należąca do Clary Elsenreith i jedenmagazynek zapasowy z sześcioma pociskami.Damska broń o niewielkiej sile rażenia ikrótkim zasięgu.Nigdy wcześniej czegoś takiego nie używał.Tych paru agentów ope-racyjnych lub dostawców broni, którzy posługiwali się astrą, przestrzegało go, że trze-ba zużyć przynajmniej pół magazynka, aby zneutralizować przeciwnika.Ta broń niezapewniała mu poczucia bezpieczeństwa.Po prostu czuł się z tym odrobinę lepiej346niż bez żadnego pistoletu.Bez słowa usiadł za kierownicą.Ta broń może rzeczywiściebyła niemal bezużyteczna, lecz odwinął trochę bandaży na prawej dłoni, aby w raziepotrzeby łatwiej ją utrzymać.Zabolało, kiedy na próbę zacisnął dłoń na rękojeści.Pro-wadzenie samochodu wywoływało ból w poparzonych dłoniach, ale teraz ból powoliustępował.Minął ich pierwszy z samochodów eskorty.Za nim jechała limuzyna.W środku, zaprzyciemnionymi szybami, z pewnością siedział Babbington.Margaret Massinger byławstrząśnięta tym widokiem.Siedziała sztywno wyprostowana.W pewnej chwili zwró-ciła się do Hyde'a, który właśnie uruchomił silnik forda:- Co on im zrobi?- Kto? Ten stary przyjaciel twojej rodziny i towarzysz wycieczek do opery? - za-drwił Hyde.Trzeci samochód jechał za limuzyną.Wyglądało to jak procesja KGB.Uświadomił sobie, że to określenie nie było żartem.Twarz Margaret wykrzywiała złość.- Tak.On.- Słyszałem też, że rezydent KGB w Londynie parę razy dał sobie w szyję w two-im domu.- Ostrożnie dotknął rękami kierownicy, lecz po chwili zacisnął na niej dłonie.Przeszył go ostry ból, który wkrótce zamienił się jednak w tępe, niezbyt dokuczliwerwanie.Ruszył łagodnie w stronę autostrady.Kiedy już tam dotarł, przyspieszył.Za-czynała się godzina szczytu i było coraz ciaśniej.Wąż świateł mknął w ich kierunku.Wtopili się w wąski strumyk aut zmierzających do miasta.W oddali po lewej stroniemigotały światła lądującego samolotu.- Tak - przyznała Margaret przygnębiona.Hyde powstrzymał się przed dalszymikomentarzami.Uznał, że oskarżenia i roztrząsanie sprawy umocnią w niej jedynieprzekonanie o własnej winie.Z tym poczuciem winy była dla niego bezużyteczna, amoże nawet niebezpieczna.- Co on im zrobi? - zapytała znowu, gdy przejechali wmilczeniu kilka mil.- Jeśli jeszcze na to nie wpadł, wkrótce wpadnie.- Na co?- Pokaże starego w Rosji.- Jak mógłby to uczynić?- Bardzo łatwo.Nafaszeruje biedaka narkotykami.Zrobi mu parę zdjęć, a potemsię go pozbędzie.Babbington będzie wtedy bezpieczny, bo zdrada starego zostanieudowodniona.- A co z Paulem?- Wypadek.- Nie.- Głos Margaret zadrżał.Zakryła twarz rękami.347Kawalkada trzech jadących przed nimi samochodów zjechała z autostrady.Znalezlisię teraz na przypominających labirynt, wijących się w górę i w dół rozjazdach, prowa-dzących w różnych kierunkach.Hyde podjechał bliżej do sunących przed nimi pojaz-dów.Starał się nie zgubić w tej mnogości znaków, drogowskazów i tablic informacyj-nych.Samochody zwolniły i skręciły.Hyde wjechał za nimi na autostradę numer 23,biegnącą na południowy zachód.Ponieważ wszystkie trzy pojazdy zawróciły znów nadrogę, z której zjechały, wydało mu się, że dostrzegli jego samochód.Potem doszedłdo wniosku, że manewr ten był jedynie rutynowym środkiem ostrożności.Wjechałswoim fordem w strumień samochodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]