[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chodziłam z dobrym przewodnikiem!  odparła po chwili, podnosząc z wolna głowę ispoglądając mu prosto w oczy tak strzelistym, przenikającym i potężnym spojrzeniem, żecofnął się jakby pod uderzeniem; ten błysk rozdarł w nim ciemności, rozświetlając budzącąbłyskawicę na wskroś duszy odrętwiałej, że nagle powstał w sobie, wszystek żywego czucia i22 myśli pełny, spajając bezwiednie chwilę obecną z tamtą, przeżywaną przed kominkiem; aleto, co było pózniej runęło gromem w głąb nieznaną, rozpadło się w struchlały pył zapomnie-nia, nie wiedział wprost, że istaiało.Poczuł się dziwnie spokojny i rzezwy, i sobą władnący, przysłuchiwał się chwilę rozmo-wie głośnej, patrzył na Mahatmę, który powstawał właśnie i szedł do Joe, a zniżając głosmówił do Daisy: Wie pani, pantera o mało się na mnie nie rzuciła. Prawie nie do wiary, łagodna jak dziecko, chyba szukała mnie, stąd mogło się wydawać,że chce się rzucić. Siadła na pani szalu i tak straszliwie patrzyła prężąc się do skoku, że gdyby nie rozkazGuru, na pewno rzuciłaby się na mnie. Przepraszam pana bardzo za chwilę przerażenia, bardzo. Ależ nie należy mi się przepraszanie, ponieważ zupełnie się nie bałem. Choćby i najkrótsza chwila obawy przyjemna nie jest. Niestety, nie miałem i takiej chwili.Upośledzony jestem po prostu, że nie rozumiem na-wet u innych uczucia strachu, bo go nigdy nie doświadczałem. Nigdy?  pytała ożywiając się nieco. Naturalnie, mam na myśli strach przed jakimikolwiek niebezpieczeństwami materialny-mi, takich nie doznaję nigdy. A inne?  usta jej drgnęły odsłaniając sznur zębów białości olśniewającej, pierś jej siępodniosła w szybkim, tłumionym wzburzeniu. A innych nie znam, więc i nie wiem dotąd o ich istnieniu. Muszą być.Istnieją na pewno.bywają takie, o jakich i sny nie dają wyobrażenia, naj-bardziej dręczące sny. Przypuszczam, że w zamętach dusz, w chorych mózgach mogą brać początek przerażają-ce i straszliwe zjawy. Nie tylko tam ich zródło, mogą bowiem trwać przyczajone i obok nas, w świecie żywym,tylko że istniejącym daleko poza promieniem naszego materialnego widzenia, w polu drugie-go wzroku.Głos jej ścichł i zadrgał szeptem trwożnym, pochyliła głowę nad pismem, ale oczy błądziłyzgaszone po pokoju.Nie wrócili już do swobodnego tonu, próżno się starał o to, poruszał kwestie różne iprzedmioty, usiłował nawet ironią wyrwać ją z tego milczącego osłupienia, odpowiadała nie-chętnie, a często niecierpliwie, nie spoglądając już na niego, nie widząc prawie, że dotknięty,obrażony niemal, powstał bez słowa.Przeszedł się po pokoju, ale tak niezręcznie, iż omal nie stratował kotów, dość chłodnoprzeprosił mrs Tracy i podrażniony siadł do fisharmonii, błądząc palcami od niechcenia poklawiszach i rozmyślając o dziwnym zachowaniu się Daisy.W głębi, obok kominka, stał Mahatma z Joe w grupie kilku mężczyzn; rozmawiali głośno iżywo, ale Zenon posłyszał tylko ostatnie zdanie Hindusa: Są tylko jedne prawa rządzące światem, prawa ducha nieśmiertelnego, reszta to pozór,oman lub zarozumiała, uczona głupota!Nie słuchał już więcej, bo bezwiednie zadzwięczała mu pod palcami ta melodia, której niemógł sobie przypomnieć wychodząc z seansu i próżno ją chciał wyrwać z siebie przez całetrzy dni.Przyszła mu teraz sama, spłynęła w całości, była zdumiewająca w prostocie i wdziwnym, nigdy nie słyszanym rytmie, obca mu zupełnie w formie i w swej treści muzycznej.Grał ją uważnie, uczył się jej na pamięć, powtarzał rozkoszując się jej grozną pięknością.Zbudził się w nim artysta z taką siłą, że już nie słyszał otoczenia, porwany potęgą tej pieśnidzikiej, ognistej, a przesyconej tęsknicą; ale im głębiej wsłuchiwał się w te dzwięki, tym sil-23 niej wyrastały z nich przypomnienia jakieś blade i odległe słów gdzieś usłyszanych, jakiegośgłosu, który te słowa śpiewał, jakiegoś krajobrazu zarazem.Miał to już pod czaszką, na ustach niemal, a nie mógł sobie przypomnieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •