[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzięli się akuratnie z powrotem do roboty, kiedy Roch stanął we drzwiach z pochwaleniem.- Na wieki! - odrzekli chórem.- Spiesz się, flisie, póki jest na misie.Spózniliście się, ale jeszcze dla was będzie.- zawołał Boryna,przysuwając mu stołek do komina.- Mleka i chleba daj mi, Józia, a wystarczy.- Jest jeszcze i zdziebko mięsa.- ozwała się nieśmiało Hanka.- Nie, Bóg zapłać, mięsa nie jadam.Przymilkli z początku i przypatrywali mu się ; z życzliwą ciekawością, ale gdy przysiadł do jadła,rozmowy i śmiechy podniosły się na nowo.Tylko Jagna milczała, poglądała często na wędrownika ze zdumieniem, że to taki człowiek jakwszystkie, a u grobu Jezusowego był, pół świata zeszedł i cudów tyla widział.Jak to tam może być wtym świecie? - myślała: - Gdzie to iść, żeby tam zajść?.Naokół przeciech ino wsie a pola, a bory, a zanimi też wsie i pola, i lasy.Ze sto mil trza iść abo i z tysiąc - myślała i miała dziwną ochotę sięspytać, ale gdzie by to zaś mogła, wvśmiałby ją jeszcze.Chłopak Rafałów, co to był z wojska powrócił, przyniósł skrzypce, nastroił i zaczął przegrywać pieśnieróżne.Cichość się uczyniła, deszcz tylko zacinał w szyby i psy jazgotały przed domem.A on grał wciąż i corazto coś nowego, przebierał ino palcami i smykiem tak ciął po strunach, że nuta jakby sama wychodziła.pobożne pieśnie grał jakby la tego wędrownika; któren oczów z nich nie spuszczał, a potem znowuinne, światowe całkiem tę o Jasiu, jadącym na wojenkę, co ją to często dziewczyny zawodziły popolach.a tak żałośliwie wyciągał nutę z owych drewulek, aż mróz szedł, po kościach wszystkich, aJagusi, że to czujna była na muzykę jak mało kto, łzy ciurkiem pociekły po twarzy.- A przestań, bo Jagusia płacze!.- zawoła Nastka- Nie.to ino tak.ozbiera mnie zawdy granie.nie.szeptała zawstydzona kryjąc twarz w zapasce.Nie pomogło to nic, bo choć nie chciała, a łzy same kapały z tej onej tęskliwości dziwnej, co jej byławstała w sercu nie wiadomo za czym.Ale chłopak grać nie przestał, tyla że teraz rznął od ucha siarczyste mazury a obertasy takie, ażdziewczyny usiedzieć nie mogły, ino ściskały dygocząc z uciechy kolana a rzucały ramionami , parobkiprzytupywali raz w raz i podśpiewywali wesoło - izba napełniła się wrzawą a tupotem i śmiechami , ażsię szyby trzęsły.Naraz pies jął skowyczeć w sieni i tak przerazliwie zawył, że umilkli wszyscy.- Co się stało?Roch rzucił się do sieni tak prędko, że o mało się nie przewrócił o szatkownicę.- I, nic.chłopak któryś przyciął psu ogon drzwiami i bez to tak wył! - zawołał Antek, wyjrzawszy dosieni.- Pewnie to Witka robota - zauważy ł Boryna. - Ale, Witek by ta psa krzywdził, któren zbiera po wsi wywłóki różne i lekuje.- broniła gorąco Józia.Roch powrócił mocno wzburzony, oswobodzić musiał psa, bo skowyt było słychać już gdzieś wopłotkach.- I pies stworzenie boskie, i czuje krzywdę jako i człowiek.Pan Jezus miał też swojego pieska i nie dałnikomu krzywdzić.- powiedział porywczo.- Pan Jezus by tam miał pieska, jak wszyscy ludzie?.- wątpiła Jagustynka.- A żebyście wiedzieli, to miał i Burkiem go przezywał.- Hale.No! Cie.- odzywały się ciekawe głosy.Roch milczał chwilę, a potem podniósł siwą głowę, okoloną długimi, równo nad czołem uciętymiwłosami, utkwił blade, jakby wypłakane oczy w ogniu i ozwał się cicho, przebierając palcami ziarnaróżańca.W owy czas daleki.Kiej Pan Jezus jeszcze po ziemi chadzał i rządy nad narodem sam sprawował, stało się to, coć wamrzeknę.Szedł se Pan Jezus na odpust do Mstowa, a drogi nikaj nie było, ino piachy srogie a parzące, bo słońceprzypiekało i gorąc był taki, jak kieby przed burzą.A cienia nikaj ni osłony.Pan Jezus szedł z cierpliwością wielką, bo do lasu było jeszcze kawał drogi, ale że już tych świętychnóżków nie czuł z utrudzenia i pić mu się okrutnie chciało, to se raz w raz przysiadał na wydmach,chocia tam i barzej przygrzewało, i rosły same ino koziebródki, a cienia było tyla, co od tychposchniętych badyli dziewann, że i ptaszek by się nie schronił.Ale co przysiadł, to i nie odzipnął nawet rzetelnie, bo zaraz Zły, jako ten jastrząb paskudny, co bije zgóry w ustałego ptaszka, tak ci on zapowietrzony bił racicami w piach a tarzał się jako to bydlę, że takakurzawa, taka ćma się podnosiła, co i świata widać nie było.Pan Jezus, choć mu piersi zapierało i ledwie się już ruchał, to wstawał i szedł, a ino się pośmiewał zgłupiego, bo przeciech wiedział, że Zły chciał mu zmylić drogę, coby nie szedł na odpust na zbawieniegrzesznego narodu.I szedł Pan Jezus.szedł.aż i przyszedł do lasu.Odpoczął se w cieniu niezgorzej, ochłodził wodą i coś niecoś z torby przegryz, potem wyłamałniezgorszy kijaszek, przeżegnał się i wlazł w bór.A bór był stary i gęsty, a błota nieprzebyte, a chrapy i oparzeliska takie, że musi sam Zły tamdomował, a gąszcze, że i niektóremu ptakowi łacno przemknąć się nie było.Jeno Pan Jezus wszedł, atu kiej Zły borem nie zatrzęsie, kiej nie zacznie wyć, kiej nie pocznie łamać chojarów a wiater, jako żeto jeno parob piekielny, pomagał w te pędy i rwał suszki, rwał dęby, rwał gałęzie i huczał, i hurkotał poborze jako ten głupi.Ciemność się stała, że chocia oko wykol - a tu szum, a tu trzask.a tu zawierucha.a tu jakieśzwierzaki, pomioty diabelskie wyskakują i szczerzą kły.i warczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •