[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grabimy i spulchniamy ziemię; tak długo wykorzeniany chwasty, zwłaszcza orteils - to jest pokrzywy - aż nabrzeże jest oczyszczone.Wysypujemy na nie dziesięć worków nawozu, pewnie przesadzamy, zważywszy na żyzną glebę, jaką zostawia w tym miejscu wylewająca rzeka.Niemniej postanawiamy sobie, że jak już coś robić, to dobrze.Wpierw sadzimy na brzegu tulipany, obok narcyzów, żonkili i krokusów, a potem wysiewam tę specjalną, cieniolubną trawę.Niebawem wyrasta nam pod oknami pyszny, kolorowy trawnik - trawnik, którego nie mamy zamiaru kosić, gdyż brzeg jest zbyt stromy.Tulipany rozkwitają na berge jak barwne pisanki na wielkanocnym stole.Także inne cebulki wypuszczają pędy i liście, tworząc istny kobierzec haftowany żółcią, bielą i purpurą.Wiemy, że nasz ogród trąci amatorszczyzną, ale kochamy go takim, jaki jest.Którejś niedzieli wyglądam przez okno, a tam po naszym kobiercu łażą potwory, czyli wędkarze, ani dbając o naszą świeżą trawę, dorodne tulipany i starannie zasadzoną balsaminę.Krew mnie zalewa.Wypadam na pomost i zaczynam drzeć się na nich jak obłąkany.Nie żebym był doprowadzony do ostateczności, ale złoszczę się całkiem na serio.Najpierw wędkarze pyskują, że nabrzeże to teren publiczny i mogą z niego korzystać, kiedy przyjdzie im na to ochota, potem jednak, acz niechętnie, wynoszą się.Większość to młodzież ze szkół średnich.Nie ma innego wyjścia: ze względów bezpieczeństwa - ale też po to, aby uchronić nasz ogród przed zniszczeniem - musimy postawić płot oddzielający nasz kawałek brzegu od helage.Państwo Le Clerc już dawno ogrodzili swoją posiadłość z wyjątkiem linii brzegowej; ich drewniany płot ma pięć stóp wysokości i składa się z ostro zaostrzonych sztachet, przez co przywodzi na myśl fortecę.Efekt ten wzmacniają jeszcze ciężkie dębowe drzwi, w których wisi sporych rozmiarów metalowy dzwonek.Takie ogrodzenie zapewnia Le Clercom prywatność, której często im zazdroszczę, ale z prawnego punktu widzenia to nielegalne.Dziwię się, że nie wlepiono im jeszcze kary.Na helage nie wolno budować żadnych ogrodzeń, przez które nie da się zajrzeć do wewnątrz i których nie można przestąpić.Po namyśle decyduję, że postawię płot mierzący trzydzieści dwaj cale - tyle, ile nogawki w spodniach Matta.Moje mają trzydzieści cali.Wydaje mi się, że to rozsądny kompromis.Maluję płotek na brązowo, w ziemistym kolorze nabrzeża, żeby nie gryzł się z czystymi barwami otoczenia.Najwyraźniej pomysł ten przypada do gustu kilku sąsiadom, bo budują podobne, niewysokie płoty; jako sztachet używa się w nich listew dachowych, a zaprojektowany przeze mnie wzór pozwala na duże oszczędności surowca.Kupuję również tabliczkę z napisem ATTENTION CHIEN MECHANT!!! czyli: Uwaga, zły pies, i przyczepiam ją na drzwiach.Odnosi chyba pożądany skutek, ponieważ wędkarze nie depczą nam więcej trawnika.Gryzie mnie trochę sumienie, więc buduję niewielki pomost, między naszym berge a sąsiadami z góry rzeki, aby wędkarze mieli gdzie łowić.Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie to, że robią okropny raban, i to z samego rana.Żyjmy i dajmy żyć innym.Lecz rok później, na wiosnę, kupuję dziesięć krzewów ognika ciernistego i zasadzam je pod płotem.Ognik ma śliczne, przez cały rok zielone liście, szybko rośnie, pokrywa się cudnym, pachnącym kwieciem i owocuje przepięknymi jagodami w kolorach czerwiem, żółci i oranżu.Co najważniejsze jedhak, krzew ten obsypany jest twardymi, ostrymi kolcami! Prędko stajemy się kimś więcej niż amatorami ogrodnictwa.Metry kwadratoweKiedy kupiliśmy naszą łódź, wnieśliśmy w lokalnym merostwie Le Port Marly opłatę za prawo do cumowania na Sekwanie, zwane droit de stationnement.Suma ta wynosiła wszystkiego sześćdziesiąt dziewięć franków na rok, czyli jakieś piętnaście dolarów.To, że mieliśmy legalne droit de stationnement, zawdzięczaliśmy francuskiemu polarnikowi, który kiedyś w tym miejscu ustawił swoją barkę.Ten zadeklarowany przywilej odegrał ważną rolę w ustaleniu naszego prawa pobytu w tym miejscu.W miarę upływu czasu koszty oczywiście trochę rosły, ale nigdy nie stanowiły poważnych sum.Później skontaktowało się z nami Ponts et Chaussees z Bougival i zażądało, abyśmy zapłacili państwu francuskiemu za miejsce, które zajmujemy na rzece, jak również za pas zajęty wzdłuż berge.Zgodziliśmy się.Po rozłożeniu kosztów na rok nie były to straszne pieniądze.Następnie Les Ponts et Chaussees zaczęło się zastanawiać, czy barka, która w tej chwili znajduje się na wodzie, jest istotnie tą samą łodzią, której pierwotnie przyznano droit de stationnement.Dawniej drewniana barka nazywała się Le Bateau Lymnee, a imię swoje przyjęła od małego arktycznego ssaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]