[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazł pan coś ciekawego wmoim bagażu?Kiedy obrócił się i podniósł oczy, oślepił go blask abordażowego topo-ra, który dzierżył przeciwnik.Nie widział pod światło jego twarzy.Alewyraźne zgrubienie na lewym ramieniu, pod kurtą, pozwalało się domy-ślać, że jest to bandaż położony na ranę, którą on sam mu zadał ciesielskimdłutem.264A więc to był ten człowiek, którego Montilla usiłował zgubić podczassztormu i który w rzeczywistości się ukrył, ponieważ Qaytu go rozpoznał.Po tym jak nie udało mu się wyrzucić Indianina za burtę, musiał pozosta-wać w ukryciu do chwili potajemnego zejścia z okrętu.Teraz, kiedy już poznał jego tożsamość, ten nędznik nie pozwoli muujść z życiem.Jego wróg miał na wyciągnięcie ręki stały ląd, Tierra Firme,i mógł zbiec bez trudu.I z pewnością pomyślał: Teraz albo nigdy.Sebastián był łatwym celem.Nie miał broni.Przede wszystkim zgasiłlatarnię.W ten sposób zwiększył swoje szanse, jako że znał dobrze tę ła-downię, teraz zaledwie oświetloną przez latarnię jego przeciwnika i słabyblask padający z luku.Ale jego wróg też poruszał się zwinnie.Mimo zgaszenia latarni ciosytopora, którym wymachiwał w ciemnościach, nie stały się mniej niebez-pieczne.Topór świstał w pobliżu jego głowy, zmuszając go do cofania się, ażzapędzony w kąt oparł się plecami o beczki.W tym momencie nastąpiło gwałtowne szarpnięcie wywołane manew-rami cumowania okrętu i spadło na niego kilka beczek z dziegciem.Zaled-wie miał czas, żeby przylgnąć do kadłuba i uniknąć zmiażdżenia.TerazFonseca był pogrzebany w wąskiej przestrzeni między ciężkimi beczkami.Usiłował zorientować się w sytuacji, sporządzając błyskawicznie kom-pozycję miejsca.Przede wszystkim, jeżeli wróg zechce upewnić się co dojego śmierci albo go zrewidować, musi zejść tu, gdzie znajduje sięSebastián.Widział światło jego latarni.Napastnik był nad nim.Trzymał się lżej-szych beczek, tych z wodą, i zaczął schodzić w kierunku miejsca uwięzie-nia Fonseki.W szczelinie między beczkami błyszczały srebrne klamry jegobutów.Zaczął macać wokół siebie, aż znalazł łopatę do rozrzucania i ubijaniana podłodze łupin z migdałów.Była z żelaza i bardzo ostra.Jego jedynąszansą było poczekać, aż przeciwnik znajdzie się w zasięgu jego ręki, i265uderzyć go po nogach z wystarczającą siłą, by go przewrócić.Ale najpierwmusi zaczekać, aż tamten go uwolni, gdyż samodzielnie nigdy nie zdołałbystąd wyjść.Najważniejsze to dobrze wyliczyć chwilę i miejsce.Słyszał, jak przeciwnik z wysiłkiem przesuwa beczki, posługując się to-porem jako dźwignią, i jak one toczą się w głąb ładowni.Została już tylkojedna, szczególnie ciężka, i droga będzie wolna.Kiedy tylko zaczął odsuwać tę ostatnią beczkę, zagradzającą przejście,Sebastián uderzył go z całej siły łopatą w kostki.Usłyszał krzyk bólu, jękiwysiłku, aby utrzymać się na nogach, i świst topora, którym przeciwnikusiłował go dosięgnąć, a który trafił w beczkę.Ta przewróciła się na inży-niera.Otwierano już luki i światło słoneczne zalało wnętrze ładowni.Usłyszał,jak jego przeciwnik pełznie na czworakach, dysząc ciężko wśród prze-kleństw i bluźnierstw, a potem wspina się po wrębach jednego ze słupówpodpierających klapę ładowni.Bez wątpienia uciekał, żeby nie znalezionogo w tak kłopotliwym miejscu i położeniu.Uwięziony pod beczką Fonseca rozpoznawał odgłosy charakterystyczneprzy wpływaniu do portu.Najpierw była to wymiana pozdrowień, potemwołania marynarzy z okrętu, którzy zwracali się do tych na nabrzeżu, abyuważali na cumy.Potem dźwigi, trzask kabestanów i metaliczny zgrzytłańcuchów o skrzynie.Ale wszystko to docierało do niego jak przez mgłę.Ogarniała go dziwnasłabość i mącił mu się umysł.W tej ciężkiej beczce, która na niego spadła,powstała niewielka szczelina od uderzenia toporem przez jego wroga namoment przed upadkiem.I teraz wypływała z niej, kropla po kropli, jejzawartość.Nie był to dziegieć, lecz jakaś srebrzysta strużka.Padając na jego ciało,rozpryskiwała się na maleńkie kulki.W każdej z nich mógł zobaczyć wzniekształceniu swoją pełną trwogi twarz.Potem ten wyciekający płynny metal dotarł na dno ładowni i przedosta-wał się między łuskami migdałowymi, szukając sobie miejsca.Była to rtęć.266A Sebastián wiedział, jak bardzo toksyczne są jej opary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]