[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiem rzecz obrazoburczą,wręcz straszną: moja ofiara stanie wy\ej ni\ Jezusowa, albo-wiem On swoją duszę uchronił.Jezus wzywał do kochania bliz-niego jak siebie samego, ja zaś kocham bliznich bardziej ni\siebie.Dla nich nie \al mi będzie nawet mojej nieśmiertelnejduszy.To prawda, nakazując zabijanie niewinnych, ale niebez-piecznych dla naszej sprawy ludzi, gubię duszę! Ale przecie\ towszystko gwoli miłości, gwoli prawdy, gwoli ludzkości!Oczy oberprokuratora były skierowane w tej chwili ju\ niena Berdyczowskiego, ale ku górze na sufit, pośrodkuktórego poblyskiwał wspaniały kryształowy \yrandol.On nie mówi tego do mnie, ale do Pana Boga, zrozumiałMatwiej Bencjonowicz.Zdaje się, wcią\ ma nadzieję, \e Bógmu odpuści.359Konstanty Pietrowicz otarł chustką łzy i zwrócił się doBerdyczowskiego surowo i wymagająco, na ty": Jeśli gotów jesteś iść ze mną tą drogą krzy\ową, bierzkrzy\ na ramiona i chodzmy.Jeśli nie odejdz, nie prze-szkadzaj! Co zatem? Przyłączasz się czy odchodzisz? Przyłączam się cicho, ale pewnie odrzekł Berdy-czowski po ledwie dostrzegalnym wahaniu.Spacer jego ekscelencjiZ siedziby Najświętszego Synodu Matwiej Bencjonowiczwyszedł po godzinie i ju\ nie jako radca stanu, tylko jakoosobistość czwartej, generalskiej rangi.Awans dokonał się zniewiarygodną szybkością i łatwością.Konstanty Pietrowiczzatelefonował do ministra sprawiedliwości, rozmawiał z nimnie dłu\ej ni\ trzy minuty, a potem połączył się z Pałacem ikonferował z Kimś Takim, \e Berdyczowskiemu spociły siędłonie. Człowiek dla państwa wyjątkowo przydatny, ręczęza niego całkowicie" oto co powiedziano o nikomunieznanym zawoł\czaninie, i do kogo to powiedziano!Urzędnicy, którzy nawet dotrwali do odpowiedniego ter-minu, oczekują na awans długimi miesiącami, a tu wszystkoodbyło się w mgnieniu oka, co więcej, rozporządzenie miałobyć wystawione natychmiast, z dzisiejszą datą.Matwiej Bencjonowicz uzyskał obietnicę szybkiego awansuna odpowiedzialne stanowisko.Tymczasem oberprokuratorznajdzie dla nowego wyznawcy stosowne miejsce (potrzebana to tygodnia, dwóch), i to koniecznie w stolicy.KonstantyPietrowicz nie radził wracać do Zawoł\ska. Czy potrzebnesą panu dodatkowe rozmowy z pańskim duchowym ojcem? powiedział, po raz kolejny demonstrując, \e wie owszystkim. Zawoł\ski gubernator dowie się o tym zdepeszy, a pańską rodzinę przeniesiemy.W ciągu najwy\ejdwóch dni ministerstwo przygotuje dla was mieszkanie cał-kowicie umeblowane, tak więc kłopoty z urządzaniem sięodpadają".Tymczasem nowo upieczony ekscelencja o sprawach by-towych nawet nie myślał.36OWyszedł z Synodu na plac.Zmru\ył oczy na ostre słońce,nało\ył kapelusz.Przy ogrodzeniu czekała kolaska.48-36 wpatrywał siępilnie w pogromcę austro-węgierskiego wywiadu i czekał naznak.Zawahawszy się nieco, Matwiej Bencjonowicz pod-szedł do niego i powiedział leniwie: Przewiez mnie, braciszku. Gdzie pan ka\e? Doprawdy nie wiem, mo\e bulwarami.Wzdłu\ Newy jechało się wprost wspaniale.Słońce, coprawda, schowało się za chmurami, a z nieba poleciał drobnydeszczyk, ale pasa\er podniósł skórzaną osłonę, co pozwoliłomu odgrodzić się od świata.Potem znowu przejaśniło się iosłonę trzeba było opuścić.Jego ekscelencja jechał sobie, uśmiechając się do nieba,do rzeki, do słonecznych zajączków, które podskakiwały naścianach domów. Skręcaj nad Mojkę polecił. Albo nie, zaczekaj.Lepiej się przejdę.Jak się nazywasz? Drugi dzień jezdzimy,a nie zapytałem. Matwiej odpowiedział doro\karz.Berdyczowski nieco się zdziwił, ale nie za bardzo, bo dzi-siejszy ranek pozbawił go niemal całkowicie tej zdolności. Piśmienny? Tak jest. Zuch.Masz tutaj za swoje starania.Do przepastnej kieszeni doro\karskiego kaftana wsunąłkilka papierków.Woznica nawet nie podziękował tak był poruszony. I to wszystko, wasza wielmo\ność, niczego więcej niepotrzeba?Nawet zadr\ał mu przy tym głos. Nie wielmo\ność", tylko ekscelencja" poprawiłz godnością Matwiej Bencjonowicz. Ja ciebie, 48-36, odszukam, kiedy będzie trzeba.Poklepał zadowolonego chłopaka po ramieniu i ruszyłdalej na piechotę.Był nieco przygnębiony, ale jednocześnie spokojny.Bógjeden wie, o czym myślał były zawoł\ski prokurator, idąc lek-361kim spacerowym krokiem po ulicy Blagowieszczenskiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]