[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Esprit de corps jest tu znakomity, wręcz zakrawa na idealizm.Tak zwane społeczeństwo nas popiera.Pośredniczymy między człowiekiem a naturą.Żołnierze świętej biologii.Ponieważ jestem lekarzem, leczę, cokolwiek bym robił - nie wiedzieć czemu.Tak zwane społeczeństwo chyba oszalało.W szatni stalowe siatki oblepione są listami mniej więcej tej treści: Dziękuję za waszą dobroć, która pomogła mi znieść ciężki czas, albo: Gdyby nie ten szpital i wy wszyscy, którzy w nim pracujecie, nie wiem, jak byśmy przetrwali.Lekarze czytają te podziękowania ze łzami w oczach, zwłaszcza gdy wdzięczność wyrażona jest dziecinnym pismem.Ale nie Johnny Young.Może wie to, co ja: nie są to listy dziękczynne, lecz błagalne.Dzieci („lat 7”) jeszcze tu nie ma.Jak je obsłużymy, nie będą takie wdzięczne.Mamy wiele różnych hobby (życie wypełniło się, roztoczyło swój wachlarz), ale naszą główną pozaprofesjonalną pasją są oczywiście kobiece ciała.Johnny’ego interesują dużo bardziej, nieporównanie bardziej niż wszystko inne razem wzięte.Ale nie ugania się za nimi w jednym jedynym celu: nie, Johnny taki nie jest.Chce od nich także całej reszty: miłości, jedni dusz, samozatraty, egzaltacji.Pod wpływem kobiecych ciał odzywają się w nim najsubtelniejsze uczucia.A że kobiece ciało ma na czubku głowę? Drobny detal.Żeby nie było nieporozumień: głowa też jest Johnny’emu potrzebna, bo właśnie głowy trzyma się twarz, na głowie rosną włosy.Potrzebne mu są usta; strasznie potrzebne.Co do treści głowy, to i owszem, Johnny potrzebuje paru stworzeń, które tam siedzą, takich jak wola, żądza, perwersja.O tyle, o ile seks gzi się w głowie, jest ona Johnny’emu potrzebna.Z początku chciałem przybrać ton pełen dystansu i rezygnacji.Na przykład taki: Jeśli idzie o życie seksualne Johna w latach nowojorskich, zadowólmy się stwierdzeniem, że umawiał się z wieloma pielęgniarkami.Ale nie możemy się tym zadowolić.Takie stwierdzenie nigdy nie zadowala.Nawiasem mówiąc, to o pielęgniarkach to szczera prawda.W każdym razie o tych, z którymi John się umawia, a one na oko niczym specjalnym się nie wyróżniają.To chyba piekielna harówa, z mojego punktu widzenia śmierć dla lędźwi - ale szpitale rzeczywiście aż kipią erotyzmem, wszyscy tak twierdzą.Wciąż sobie tym nawzajem dogryzają.Krew, ciało, śmierć, moc.Pewnie już kojarzysz.Usiłują oswoić własną śmiertelność.Robią to, co wszyscy musimy zrobić tu, na ziemi: szykują się na śmierć.Stąd u doktora Younga ta zgubna, zabójcza ciekawość kobiecych ciał, ciekawość na wagę życia.Co też mają w sobie kobiece ciała poza tym, że są tak niewiarygodnie ciekawe?Tu, w Nowym Jorku, sfera ta przybiera ognisty odcień przemocy, jak wszystko w mieście, które w przeciwieństwie do poprzedniego nie chce zmniejszyć tempa, stać się bardziej niewinne, mniej szalone, nie tak brudno-malownicze.Nasze dawne romanse - z czasów, gdy miłość smutno rozkwitała na jakimś parkingu albo wśród gorzkich słów przed ociekającą deszczem witryną - wydają się w porównaniu z dzisiejszymi wręcz dworne.Na przykład.John wstaje o drugiej nad ranem i idzie się przejść.Jesteśmy na Szóstej Alei, pykamy cyniczną cygaretkę, nie wadząc nikomu - aż tu nagle skręca w Dwudziestą Drugą i rusza sprintem, rozpinając pasek.No, nie! Spodnie zjechały mu do kolan, nim przedarł się przez dwuskrzydłowe drzwi jakiejś kamieniczki i biegiem pokuśtykał na górę, spętany spodniami w kostkach.Wskoczyliśmy do pierwszego z brzegu mieszkania, prosto do sypialni, w blask lamp - i odwróciliśmy się.Nie powiem, żeby sytuacja wyglądała obiecująco.Owszem, w łóżku leżała kobieta.Lecz był tam też mężczyzna.Ubrany od stóp do głów, ogromny, w granatowym mundurze z serży i w czapce z daszkiem, klęczał nad kobietą i wahadłowym ruchem dłoni w grubej rękawicy rytmicznie ją policzkował.Nie, nie był to układ w naszym guście, ani trochę.John chyłkiem zdjął skarpetki i koszulę.Trzeba przyznać, że nie traci głowy i potrafi wykorzystać nawet cień szansy.Po chwili dwaj mężczyźni jakoś dziwnie się wyminęli i John odrobinę nieśmiało wgramolił się do łóżka.Ten drugi gapił się na nas z uniesioną, kipiącą twarzą.Potem trochę pokrzyczał i wreszcie wymaszerował z pokoju - ale przy drzwiach zatrzymał się i troskliwie przygasił światło.Na schodach zadudniły jego kroki.Kobieta wczepiła się we mnie.- To mój mąż! - wyjaśniła.I co z tego? John natychmiast w nią wtargnął.Żadnego preludium.Żadnego głaskania po włosach, wzdychania ani smutnego patrzenia w sufit - nie, to wszystko nie dla niej.Żadne gromkie chrapanie ani nic - nie, nie dla tej kici.Wkrótce znalazła sobie posadę w szpitalu.Siostra Davis.Jeszcze się widujemy.Jej mąż Dennis jest nocnym stróżem.A ona wciąż powtarza: całe szczęście, że Dennis o nas nie wie, i oby tak dalej.Jak oni to mają urządzone, ci ludzie? Widocznie pamiętają tylko tyle, ile chcą.A John i ja powinniśmy pewnie sobie winszować (szufla, stary!), plugawię błogosławić ten ludzki dar zapominania, które jest świadomym aktem, a nie erozją i rozpadem.John zapomina.Siostra Davis zapomina.Jej mąż Dennis dygocze z zimna, kiedy idzie do pracy, kiedy idzie strzec nocy, i także zapomina.Głównie z poczucia obowiązku doszukuję się powiązań między tymi dwoma ciekawościami, dwoma typami kobiecych ciał.Jedno pławi się w pontonie białych poduch, ma przytulnie rozczochrane spojrzenie i pachnie świeżym chlebem (kobiety naprawdę są fantastyczne, nie przeczę); drugie leży zimnym plackiem na stole, z którego krawędzi krew spływa jak zachód słońca.Kiedy John obsługuje któreś z nich, pęcznieją mu zwierzęce członki.Jakby myślał: jeszcze jedna.Jeszcze jedna twarz z weselnym trenem włosów.Jeszcze jedno zdumiewająco tęgie udo.Jeszcze jeden babski brzuch.Na pediatrii, w szpitalu, gdzie światło ani na chwilę nie gaśnie, a małe ofiarki, które cierpliwie deformujemy, leżą oszołomione lekami, zagubione i nękane świądem, John jest wobec dziatwy dziarski jak nigdy.Śmiga przez sale, wyrywając z rączek zabawki i lizaki, kościotrupie uśmiechnięty.Zero tonusu psychicznego.Tylko mężczyźni mają do niego dostęp.Dziwne.Patrzy im w oczy, prawie jakby się spowiadał.Jakby przyznawał im pewne prawo, równocześnie je gwałcąc.Jakie prawo? Do życia i miłości.W oczach mężczyzn kulturowo uświęcona gra lekarza jest najbardziej przejrzysta.Raptem wątpliwe wydaje się sekretne przeświadczenie doktorów, że muszą władać pewną szczególną mocą; bo jeśli dadzą jej leżeć odłogiem, zerwie się z uwięzi i zwróci przeciw nim samym.Carter był pod tym względem - i pod każdym innym - wyjątkiem, z reguły miałem jednak wrażenie, że jestem mniej więcej rówieśnikiem aktualnego prezydenta Stanów Zjednoczonych.Mówiono mi, że przypominam Gerry’ego Forda, choć od tamtej pory bardzo, rzecz jasna, wyprzystojniałem.Byłem młodszy niż LBJ, przynajmniej z początku, a dziś jestem zdecydowanie starszy niż JFK, jeszcze większy przystojniak ode mnie.JFK: przywieziono go samolotem z Waszyngtonu, pospiesznie udziergano nożami chirurgów, kulami snajperów, i wypuszczono na ulice Dallas, które zgotowało mu triumfalne powitanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]