[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatecznie zrozumieli, że coś stać się musi i postarali się dla niego o miejsce w zarządziedóbr; ale po upływie miesiąca powrócił do domu, skarżąc się na bóle w krzyżu nie mógłznieść tej pracy.Rodzice byli zachwyceni powrotem syna i nie ponawiali już dalszych starań.Został więc w domu, rósł i fantazjował.Obnosił się z szerokimi planami, które objaśniał ro-dzicom, a zacni ludzie byli po prostu wniebowzięci.Pózniej porzucał te plany i tworzył nowe,a ograniczone pojęcia staroświeckich wyrobników ulegały wskutek tych ciągłych zmian, ta-kiemu zamieszaniu, że nie rozumieli już nic absolutnie.Lecz to wzmacniało jeszcze ich po-dziw dla syna.Tymczasem stał się on wysokim, silnym, przystojnym młodzieńcem, cieszą-cym się szczęściem u dziewcząt.Wszystkie córki gospodarzy w całej okolicy marzyły o nim, a uczucie to rzucało szczegól-ny blask na ciężkie życie biednych wyrobników.Również we wzroście i fizycznym rozwojutrzymał prym przed innymi.Mając siedemnaście lat, zaręczył się z dziewczyną z okolicy,46której rodzice zmarli podczas epidemii, zostawiając jej dziesięć tysięcy marek.Proboszcz,będący jej opiekunem, dał jej swe błogosławieństwo, ze słowami, iż Pan Bóg widocznie wy-brał ją do tego, ażeby wyzyskała skarb, który inaczej leżałby odłogiem.A gdy w gorącychsłowach opowiedziała o zdolnościach swego ukochanego i jego planach na przyszłość, pro-sząc pastora, jako swego opiekuna, o pozwolenie na to, żeby Halvor pojechał do miasta ikształcił się za jej pieniądze pobożny człowiek widział w tym palec Boży i postawił tylkojeden warunek ażeby Halvor studiował teologię.Warunek ten pokrywał się z życzeniamidziewczęcia; na tym więc stanęło.Mając lat dwadzieścia, powrócił z Aarkus jako student, z przeciętnym jedynie świadec-twem swej szkoły.Proboszcz był tym troszkę rozczarowany ale cóż to znaczyło, na ogółwziąwszy egzamin nie był znów tak niezmiernie ważny.Rodzice nie czynili takich małost-kowych różnic dla nich student był studentem; patrzyli nań codziennie jak, w małej, zabaw-nej czapeczce na pięknych lokach, promenował dumnie; byli szczęśliwi.Narzeczona uważała,że jest jeszcze ładniejszy.Praca nie przyniosła uszczerbku jego pięknym kształtom, zaś miej-skie powietrze tylko przytłumiło nieco zdrowe rumieńce.Przy tym, stał się bardziej wymow-nym, obecnie panował zupełnie nad słowem, głos nabrał głębokiego, męskiego dzwięku, adialekt ustąpił mowie klas oświeconych.Po szczęśliwym lecie, które spędził na tworzeniu wielkich planów, podczas kiedy ona słu-chała go i oszałamiała się tym spakował kufry i pożegnał się, dając uroczyste przyrzeczenie,że prędko skończy, i o ile to w ogóle leży w ludzkiej mocy, powróci.Przybywszy do stolicy, wynajął duży, jasny pokój, aby móc lepiej pracować, i zaczął sweuniwersyteckie studia.Wierny przyrzeczeniu danemu narzeczonej, zaryzykował próbę zapi-sania się na wydział filozoficzny, po bardzo pobieżnym przygotowaniu z różnych przedmio-tów; liczył na to, że szczęście dopisuje wiernym.I poszczęściło mu się.Ale teraz trzeba było porządnie, poważnie pracować.Jego koledzy byli to wytrwali, grubo-skórni synowie wieśniaków, których popchnął do teologii zmysł praktyczny, ponieważ pro-boszczowi w domu żyło się lepiej i wygodniej niż ich ojcom.Idąc za ich przykładem, ugiąłsię pod jarzmem, a gdy go zanadto uciskało, stawiał sobie przed oczy swych towarzyszy.Wten sposób przezwyciężał ochotę zrzucenia jarzma.Ale po trzech kwartałach ciężkiej pracy,odezwały się znów dawne bóle w krzyżu, tak, że był zmuszony przez pewien czas praco-wać mniej usilnie.Miał skłonności do marzeń i gdy leżał na kanapie, myśli jego ulatywały daleko od słowni-ków i gramatyki, i wtedy próbował wyobrazić sobie swą przyszłość.Najróżnorodniejsze ob-razy zaludniały jego fantazję, lecz najbardziej ulubionym był obraz proboszcza w dobrej para-fii, wiernej żony przy boku, w otoczeniu dobrej i uległej gminy, która by składała przedświętami swą daninę, a od czasu do czasu drobne dary w formie drobiu i jaj.Widział proste,poczciwe twarze w niedzielę przed swą amboną, widział jak zawiśli wzrokiem na jego ustach,ażeby nie stracić słowa i móc je dalej powtórzyć tym, którzy nie byli w kościele, zmuszenipozostać w domu.I serce jego zaczynało bić goręcej dla tych ludzi, odczuwał palącą potrzebęstania się im potrzebnym.Ale w teologii droga do tego celu była uciążliwa.Suche, długoletnie studia mogły odebraćochotę nawet najodważniejszym; a przy tym wszystkim tak łatwo przekraczano właściwy cel.Młodzieniec, najbardziej pełen nadziei i zapału, musiał stać się płaski i nudny po wkuciu tychwszystkich dogmatów.Z punktu widzenia doświadczenia życiowego, na pewno już obecniebył tak dobrym mówcą, jakim mógł być w ogóle, a doświadczenia życiowego nie nabywa sięza pomocą studiów martwych języków, lecz przez obcowanie z żywymi ludzmi.W najlep-szym razie można by powiedzieć, że przyszłemu głosicielowi słowa bożego teologia nieszkodzi.To też skłonny był dołączyć się do głosów tych, którzy dowodzili, że urząd pastoranie powinien być zależny od studiów teologicznych i następujących po nich egzaminach, lecz od osobistego powołania.A powołanie czuł w sobie.47Ideał stanowił więc wolny, wykształcony przez samo życie głosiciel słowa bożego, któryprzemawiał zależnie od powołania jakiem Bóg Ojciec go obdarzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]