[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dalej, na wybrzeżu, widać było jakiś wielki ciemny kształt.Pobłyskiwały w nim światła, szereg dużych cieni przesuwał się w kierunku lądu.Dotarły do plaży, ale się nie zatrzymały; kanciaste, zdeterminowane potwory morskie obiegły wybrzeże.Imrie krzyknęła.Z oddali dobiegał głuchy odgłos, jakby obijały się o siebie skały.Potwory dotarły do Pessik i przeszły przez kamienne ruiny lekko jak przez trawę.Jeden z nich rzucił płomień na chatę; chata zniknęła.Parę minut później kilka potworów doszło do Zamku Harkenów, inne ruszyły drogą do Colmery.Valon zaklął i odczołgał się w tył, Imrie przesunęła się za nim.— Co się dzieje? — szepnęła, kiedy już wstali i ruszyli w stronę skały.— Nie wiem — odparł i znów zaklął.Ryle dobrze się spisał: związał magika i jego ucznia ich własnymi rękawami.Za nimi zgromadził stos grzebieni, kolczyków, haftowanych torebek i innych pięknych łupów.Wygląda na zadowolonego z siebie, pomyślała Imrie, przypominając sobie, jak go pchnęła.Valon zmarszczył brwi.— Pozbieraj te rzeczy — nakazał.— Do diaska, chłopcze, wróg się na nie natknie i natychmiast nas znajdzie.Wasza Wysokość.Ryle wyprostował ramiona.— Sądzę, że powinieneś mi okazywać więcej szacunku — powiedział.— Jestem teraz panem Ryle.— Przyjacielu, jeśli się nie pośpieszysz, zostaniesz panem Padliną dla kruków — odparł Valon.— To, co zniszczyło zamek i Pessik, idzie w tę stronę, i to szybko.Zbieraj te błyskotki, musimy się ukryć.— Ukryć? — powtórzył Ryle.— To straszne — oświadczyła Imrie.— Wielkie morskie potwory, które potrafią pływać i pełzać samodzielnie, i strzelać ogniem, i niszczyć budynki, i idą w kierunku.— Przerwała, ścisnęło jaw żołądku.— W kierunku Colmery — dodała i odwróciła się, żeby biec.Valon chwycił ją, objął ramionami.— Sza — powiedział.— Słuchaj.Pohukiwania potworów nagle stały się głośniejsze.Imrie zdążyła jedynie zobaczyć, jak jeden z nich wspina się na wzgórze, zasłaniając niebo.Potem Valon podniósł ją i pobiegł w głąb szczeliny.Drapała go i krzyczała, ale on zasłonił jej usta ręką.Tunel ostro skręcił, zniknęło nawet blade światło.Nie było już słychać potworów.— Nie pomożesz Colmerze — wysapał w biegu Valon.Na szyi czuła jego gorący oddech.— Dziewczyno, nie możemy im pomóc.Droga wydawała się bardzo długa.W końcu Valon zatrzymał się i postawił ją na ziemi.Imrie pomyślała o zmęczonym uśmiechu cioci Melii, o czystym śmiechu Tiba.Oparła się o chłodną, wilgotną skałę, wtuliła głowę w ramiona.Pozostali dochodzili do siebie.Ryle i Valon szeptali między sobą.Czasami drżała ziemia.— Imrie — powiedział jakiś głos.Próbowała się odsunąć, pogrążona w żalu tak głębokim, że nawet nie mogła płakać.Objęło ją czyjeś ramię.— Imrie — powtórzył głos.— Pani Kora.Moja matka tam zginęła.Ojciec.Imrie odwróciła się do Ryle’a.Przytulili się do siebie i zapłakali.Mimo że Valon niósł nie zapaloną pochodnię, a Imrie miała pochodnię i krzesiwo, kapitan zapowiedział, że nie będzie światła.— Na razie go nie potrzebujemy — orzekł.— A potem na pewno bardzo nam się przyda.— Szli więc w ciemności, mówili szeptem.Skała drżała delikatnie, jakby nad nimi stąpały olbrzymy.— W poruszających się pudłach są ludzie — powiedział Valon.Albo coś, co przypomina ludzi.Widziałem ich głowy, kiedy potwór wspinał się na wzgórze.A to oznacza, że kiedy poczują się bezpieczni, będą poruszać się pieszo.Wtedy znajdą tunel, uciekajmy więc stąd jak najszybciej.— A jak, twoim zdaniem, mamy to zrobić? — zapytał magik.Wciąż był przywiązany do ucznia, mimo że gorzko się na to skarżył.— Tunelami — odrzekł Ryle.— Kiedyś się w nich bawiłem.Mój ojciec.— Głos mu się załamał, zamilkł na chwilę, potem podjął wątek.— Ojciec powiedział, że Prastarzy zaminowali wzgórza, pozostały po nich tunele.Niektóre prowadzą do brzegu, do klifów za Pessik.— Niedobrze — powiedział Valon.— Nieprzyjaciel opanował wybrzeże, a flota rybacka spłonęła.Musimy się przedostać lądem do Doliny Norris, ostrzec mieszkańców.— Nie sądzę — wtrącił szybko magik.— Dolina Manas jest o wiele bliżej, prawda? Z pewnością powinniśmy się skierować na pomoc, tam będzie bezpieczniej.Jestem o tym przekonany.Imrie usłyszała burknięcie Valona.— Co, przeskoczymy przez góry? W przebraniu? Nie, oni pójdą do Doliny Norris, i my się tam skierujemy.Co cię martwi, magiku? Czyżby w Norris przyłapali cię na kradzieży?Magik milczał, ale chłopak znów się zaśmiał.Dłonie Imrie zacisnęły się w pięści.— Szarlatan — powiedziała.— Robisz zapachy i dymy, żeby ludzie nie widzieli, jak ich okradasz.— Pokazał bardzo dobre potwory z dymu — wtrącił Ryle.— Wszyscy je widzieli.— Ja nie — odparła Imrie.— Widziałam tylko czarny dym i jego; skakał w kółko i krzyczał jak szaleniec, przestraszył ludzi, przestraszył Tiba.— Zabolało ją gardło.Valon wziął ją za rękę.— Odwagi, dziewczyno — powiedział.— Miałem kobietę w Pessik.Każdy z nas kogoś stracił.— Z wyjątkiem oszusta — odrzekła gorzko Imrie.— Zabrał mój amulet, amulet mojej matki i chcę, żeby mi go oddał.Natychmiast!— Nie myśl o tym, dziewczyno — upomniał ją Valon.— Może twoja rodzina uciekła.Do Colmery dotarło ostrzeżenie, do Pessik nie.Ale musimy się stąd wydostać.Ryle, co jeszcze wiesz o tunelach?— A co z moim amuletem? — upierała się Imrie.Wstając, Valon posłał jej srogie spojrzenie.Zagryzła wargę.— Cóż — powiedział wolno Ryle.— Jeden z nich prowadzi w kierunku wzgórz za Colmerą, oddziela się od tego.Ale mój.mój ojciec powiedział, że ten tunel nie jest bezpieczny.Zabronił mi do niego wchodzić, ale nigdy nie powiedział, dlaczego.— Ale to nasza jedyna szansa — rzekł Valon.— Nie wiem, jakie Zło tam tkwi, ale nie może być gorsze niż to, co dzieje się w Harkens.Dziewczyno, daj mi pochodnię i krzesiwo.Imrie podała mu, o co prosił.— Ja nie pójdę — oświadczył magik.— Jeśli Prastarzy zaminowali wzgórza, nie wiadomo, co zostawili pod ziemią.— Dobrze — zgodził się Valon.W ciemności rozbłysły iskry.Ryle, rozwiąż ich.Mogą uciekać sami.— Zaraz, zaraz — powiedział szybko magik.— Nie możecie nas tu zostawić bez żadnej ochrony.— Ach, tak? — zadrwił Valon.Hubka zapaliła się, przeniósł więc ogień na pochodnię.Imrie mrugała w słabym świetle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]