[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co my tu robimy, Corbie? — zawtórował mu Pudełko.Sprawdzamy pomiary Bomanza — pomyślał Corbie — ale oczywiście nie mógł tego powiedzieć młodzieńcowi ani wy­myślić odpowiedniego kłamstwa.— Spacerujemy w deszczu.— Corbie.— Pudełko, czy możemy przez chwilę milczeć? Proszę.— Jasne.Corbie kuśtykał ścieżką Krainy Kurhanów, zachowując pełen szacunku dystans.Zamiast używać sprzętu, który z pew­nością przyciągnąłby uwagę Pułkownika Słodkiego, porówny­wał rzeczywistość z mapą czarownika, którą znał na pamięć.Płonęła własnym życiem, tajemnicze symbole TelleKurre błyszczały dzikim i niebezpiecznym życiem.Studiując pozo­stałości Krainy Kurhanów, udało mu się odnaleźć trzeci punkt zaznaczony na mapie.Reszta została zniszczona przez czas i pogodę.Corbie nie należał do ludzi, którzy mają kłopoty z nerwami, ale teraz bał się.— Pudełko, chcę cię prosić o przysługę — oznajmił pod koniec przechadzki.— Może nawet o podwójną przysługę.— Sir?— Sir? Nazywaj mnie Corbie.— Twój głos brzmiał tak poważnie.— Bo sprawa jest poważna.— A więc mów.— Czy mogę ci zaufać? Potrafisz trzymać język za zębami?— Jeśli to konieczne.— Pudełko, chcę ci coś powiedzieć.Na wypadek, gdyby coś mi się stało.— Corbie!— Nie jestem już młody.Popełniłem wiele błędów, za które muszę zapłacić.Czuję to.Nie sądzę, żebym miał, wkrótce odejść, ale różne rzeczy się zdarzają.Jest coś, z czym nie chcę umrzeć.— W porządku, Corbie.— Jeśli zasugeruję coś, zachowasz to dla siebie? Nawet jeśli uznasz, że nie powinieneś? Możesz to dla mnie zrobić?— Nie mówiąc wprost, utrudniasz wszystko.— Wiem.To nie w porządku.Prócz ciebie, jedynym człowiekiem, któremu ufam, jest Pułkownik Słodki, ale pozycja nie pozwoliłaby mu złożyć takiej obietnicy.— Czy to jest nielegalne?— Nie w pełnym tego słowa znaczeniu.— Niech zgadnę.— Nie zgaduj, Pudełko.— W porządku.Masz moje słowo.— Dobrze.Dziękuję.Nie wyobrażasz sobie, ile ono dla mnie znaczy.A więc są dwie sprawy.Po pierwsze, jeśli coś mi się stanie, idź do pokoju na drugim piętrze mojego domu.Jeśli znajdziesz na stole paczkę zawiniętą w nieprzemakalny mate­riał, dopilnuj, żeby otrzymał ją kowal z Wiosła.Nazywa się Piasek.Pudełko wydawał się zakłopotany.— Po drugie, jak już to zrobisz, i tylko wtedy, powiedz Pułkownikowi, że nie umarły rusza się.Pudełko zatrzymał się gwałtownie.— Pudełko.— W głosie Corbiego pojawiła się nuta roz­kazu, której młodzieniec nigdy dotąd nie zauważył.— Tak, w porządku.— To wszystko.— Corbie.— Żadnych pytań.Może za kilka tygodni będę mógł wszys­tko ci wyjaśnić.Zgoda.— Zgoda.— Teraz ani słowa.I pamiętaj.Paczka jest dla kowala imieniem Piasek.Potem wiadomość dla Pułkownika.Wiesz, co ci powiem? Jeśli będę mógł, to dla Pułkownika też zostawię list.Pudełko zaledwie skinął głową.Corbie wziął głęboki oddech.Minęło dwadzieścia lat, odkąd po raz ostatni wypowiadał najprostsze zaklęcie.Nigdy nie próbował rozkazywać czemuś podobnemu do tego, z czym teraz chciał się zmierzyć.Dawno temu, w czasach starożytnych, kiedy był innym mężczyzną czy chłopakiem, czarnoksięstwo było rozrywką dla bogatych młodzieńców, którzy woleli bawić się w czarowników, niż uczciwie studiować.Wszystko było gotowe.Narzędzia czarnoksiężnika, odpo­wiednie do zadania, leżały na stole, na drugim piętrze domu wybudowanego przez Bomanza.Wydawało się oczywiste, że Corbie podąża w jego ślady.Dotknął owiniętej w nieprzemakalny materiał paczki, którą zostawił dla Pudełka, złożył list do Słodkiego i modlił się, żeby ani jedno, ani drugie nie musiało trafić do rąk młodego mężczyzny.Ale jeśli to, co podejrzewał, było prawdą, lepiej, żeby znali wroga, niż żeby świat został zaskoczony.Nie pozostawało nic innego, jak zrobić to, co zamierzał.Dopił połowę filiżanki zimnej herbaty i zajął miejsce.Zamknął oczy i zaczął nucić pieśń, której nauczył się, gdy był młodszy od Pudełka.Użył innej metody niż Bomanz, ale okazała się równie skuteczna.Jego ciało nie zrelaksowało się, nie przestało mu przeszkadzać, lecz w końcu zapadł w całkowity letarg.Jego dusza stopniowo uwalniała się od dziesięciu tysięcy więzów łączących ją z ciałem.Zdawał sobie sprawę, że jest głupcem, ważąc się na coś takiego bez umiejętności mistrza, ale nie miał czasu na treningi, jakim poddawał się Bomanz.Wszystkiego, co potrafił, nauczył się podczas pobytu w Starym Lesie.Oddalał się ostrożnie — wolny od ciała, lecz nadal połączony z nim niewidzialnymi więzami, które pomogą mu wrócić, jeśli dopisze mu szczęście.Z trudem dostosowywał się do nowych warunków.Ruszył w drogę, używając schodów, drzwi i kładek zbudowanych przez Strażników.Świat wyglądał inaczej.Każdy przedmiot posiadał swą osobliwą aurę.Corbie miał kłopoty ze skoncentrowaniem się na głównym zadaniu.Skierował się ku granicom Krainy Kurhanów.Zadrżał pod wpływem oddziałujących tam starych zaklęć, które trzymały w ryzach Dominatora i kilku jego sługusów.Cóż to była za moc! Ostrożnie szedł wzdłuż granicy, aż znalazł drogę, którą otworzył Bomanz.Wciąż niespokojny, przekroczył granicę, czym ściągnął na siebie uwagę wszystkich dusz, dobrych i złych, uwięzionych w Krainie Kurhanów.Było ich tam więcej, niż oczekiwał.Dużo więcej, niż wskazywała mapa czarownika.Symbole żołnierzy otaczających Wielki Kurhan.Oni nie byli posągami, lecz ludźmi, żołnierzami Białej Róży, którzy jako duchowi strażnicy zostali umieszczeni między światem a potworem, który mógł nim zawładnąć.Wiele ich kosztowało poświęcenie się sprawie.Ścieżka wiła się obok dawnych miejsc spoczynku starych Schwytanych, tworząc zewnętrzny i wewnętrzny krąg.W tym drugim Corbie zobaczył prawdziwe formy potworów służących Dominacji.Ścieżka rozciągała się jak pas srebrzystej mgły, która gęstniała za jego plecami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •