[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czeladz, złożona z tak różnych ludzi, lubiła w chwilach wypoczynku przy ognisku lub narufie szonera słuchać Pitta, gdy opowiadał o przygodach śmiałych żeglarzy iprzedsiębiorczych ludzi, o czytanych książkach, o tym, do czego dąży i do jakich granicdoszła współczesna wiedza o różnych ludach i ich życiu.Podczas swoich rozmów z majtkamiPitt zawsze wynajdywał sposobność, aby nie usprawiedliwiając najgorszego zbrodniarza,znalezć dla niego wyjście z matni ciężkiego i ponurego życia.Rozumowania jego były bardzo proste i zrozumiałe, przed każdym odkrywały drogę, a żeopierał je na tlącym w człowieku poczuciu godności ludzkiej, chęci wypłynięcia na101powierzchnię innego, lepszego życia i spełnienia najtajniejszych marzeń i zamiarów, więcgłęboko zapadały do głów i serc skupionych dokoła Pitta ludzi.Zresztą sam był żywymprzykładem, gdyż w tak krótkim czasie z pospolitej więziennej trzynastki , z pogardzanego szmata , wyrósł na kapitana i prawdziwego wodza wyprawy.Pitt Hardful był otoczony szacunkiem całej załogi.Poważano go za to, że mówiłobojętnym na pozór, lecz pełnym wiary głosem o tym, jak każdy człowiek siłą swej wolimoże wybić się ponad najbardziej wysoko stojący dum i zmusić go do zapomnienia dawnychprzewinień. Nie błagajmy o przebaczenie mówił twardym głosem bo nikt nam go nie udzieli!Zmuśmy społeczeństwo, aby podziwiało nas i uchyliło przed nami czoło.Ludzkość jesttchórzliwa i przeczulona i ręczę wam, że nigdy nie pamięta grzechów tych, których poważa,kocha lub boi się.Dlatego też pospolici zbóje wchodzili na stopnie tronów wielkich państw,kaci stawali się biskupami, piraci bohaterami narodowymi!Załoga po kilku takich rozmowach dala Pittowi Hardfulowi nowe przezwisko BiałyKapitan.Elza Tornwalsen, usłyszawszy o tym, niezmiernie się ucieszyła.Zrozumiała bowiem swymkobiecym, wrażliwym sercem jasność i czystość czynów i słów Pitta Hardfula.Nie mogłaswym prostaczym rozumem ogarnąć zawiłego planu Białego Kapitana, zamierzającego przezosobistą, posuniętą do ostatnich granic uczciwość i utworzenie zastępu ludzi jednakowo z nimmyślących i postępujących wybić się na szczyty społeczeństwa, gnuśniejącego w bezwładziemyśli i uczuć; społeczeństwa zawsze pochopnego do wydania druzgoczących i odsądzającychod czci i wiary wyroków nad bliznim, który przekroczył granicę prawa, pisanego dlaludzkości znajdującej się w warunkach dobrobytu i równowagi wszystkich warstwspołecznych i całego państwa.Z tych szczytów Pitt zamierzał dokonać zemsty, rzucając spodlonym ludziom, uznającymwyłącznie siłę pięści lub złota, słowa pogardy i zmuszając całe społeczeństwo dopodziwiania, zazdroszczenia i schlebiania temu, kto przedtem nie śmiał zajrzeć w oczy nawetnajbliższym sobie.Tą myślą żył Pitt Hardful, w imię jej działał i mówił.Był cały przejęty i podnieconymarzeniem o zemście.Tego nie mogła zrozumieć Elza.Widziała przed sobą Pitta bez trudu i starań ujmującego wswe dłonie całe życie szonera wraz z nieokiełzanym, zdawało się, Olafem Nilsenem i takimiburzliwymi i niepodatnymi charakterami, jak Lark, Kula Bilardowa, rudy Miguel i kipiącynienawiścią i szyderstwem Bezimienny.Słuchała jego słów i rozważała każde, a w żadnymnie znalazła nieprawdy lub ukrytej myśli, zdradzającej bądz osobiste, bądz złe zamiary.Nazwala Pitta Hardfula jasnym i sprawiedliwym , a jego wyższość umysłowa i duchowanad spotykanymi dotąd ludzmi, jego zrozumienie każdego odruchu innego człowieka, jegowrażliwość, spokój i rozległość wiedzy zmusiły szukającą prawdy i innego życia Elzę dopokochania go.Usłyszawszy nadane Pittowi przez załogę przezwisko Biały Kapitanpomyślała, że ci zbrodniarze wynalezli trafne i wszystko objaśniające imię dla umiłowanegoprzez nią człowieka.Odtąd w myślach swoich inaczej go nie nazywała.Pitt od chwili powrotu Elzy do ubrania kobiecego zupełnie się dla niej zmienił.Częstopodchodził do niej, wypytywał i pomagał w robocie, był szczerym, dobrym przyjacielem, iElza zauważyła, że w chwilach odpoczynku zamiast szukać samotności na dziobie Witeziasiadał z nią na deku i prosił, żeby opowiadała o starej Lilit, o jej legendach, sagach i bajkach.Słuchał zwykle zadumany, myślą błąkając gdzieś w niedostępnych dla innych krainach, agłębokie zmarszczki bruzdziły mu czoło.Czasami przychodził Olaf Nilsen.Siedzieli we troje.Mężczyzni milczeli, kobietaopowiadała słowami Eddy prababki siwe sagio Fingalu, Osjanie ślepcu, Frydzie, żoniewikinga z Omdo, o Eryku Zdobywcy, o dalekich wyprawach, o krwawych bojach.Pewnego102razu Pitt rzeki: %7łyli waleczni, potężni Fingal, Eryk i Konrad Mlot.Teraz pozostały po nich sagi iwięcej, zdawałoby się, nic.Zaniki ich rozsypały się w proch, bystre łodzie dawno zgniły,kości wodzów, wioślarzy, wojowników i zakutych przez nich w kajdany królów zmieszałysię z ziemią bez śladu.Nic nie pozostało! A jednak prawo ustalone przez Eryka, imionawielkich żeglarzy, piękne pieśni Osjana przetrwały wieki! Sprawiedliwość i piękno sąnieśmiertelne.Dla tego tylko warto żyć!Słowa te zmusiły Elzę i Nilsena do głębokiego, ciężkiego westchnienia.Dla nich życiezawierało się w czymś innym bliższym i doczesnym.W takie chwile czuli się samotni, boBiałego Kapitana nie było wtedy z nimi.Był jak pustelnik w górach.Przychodzących do niego ludzi z dolin pocieszał i pouczał,lecz sam pozostawał daleki i obojętny sercem dla trosk i radości ludzkich, gdyż dusza jegowyrwała się z więzów życia, a myśl przebywała tam, dokąd nie dochodzą jęki umęczonych iłkania braci miotających się w rozpaczy.Pitt był bliski i daleki, prosty i tajemniczy, wyrozumiały dla wszystkich i surowy dlasiebie.Olaf Nilsen rozumiał dobrze, że najstraszliwszy gniew jego nie mógłby mieć większegowpływu na załogę niż jedno słowo Białego Kapitana, wymówione spokojnym, niemalobojętnym głosem.Pewnego razu odbywający wartę Crew przybiegł do Nilsena i zawołał: Cała armia wali na nas!Istotnie na niskim południowym brzegu czerniło się od tubylców.Jechali całymi rodzinamina lekkich nartach ciągnionych przez renifery lub psy, jechali na oklep na pięknych,rogatych północnych jeleniach, szli piechotą z całym swoim dobytkiem.Po pewnym czasie starszyzna samojedzka była już na pokładzie Witezia.W biesiadni poobfitym poczęstunku zaczęła się narada z obydwoma kapitanami i poszukiwaczami złota.Gdy starszyznę odwieziono na brzeg, tubylcy zaczęli urządzać obozowisko.Na znacznejprzestrzeni ustawiano długie drągi, tworzące stożkowate szkielety przyszłych czumów namiotów, szczelnie okrytych reniferowymi skórami.Skóry pokrywały wewnętrzne ścianyczumów do połowy i ziemię za wyjątkiem niewielkiej przestrzeni w środku, gdzie leżałagruba blacha lub płaski kamień z płonącym ogniskiem.Nad płomieniem wisiał zakopconykocioł dla gotowania strawy i przyrządzania herbaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]