[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nawet nie wiedziałem, że pan przyjdzie – Cloucharde wydawał się nieco zakłopotany.– Ma pan wielkiego guza na czole – Becker zmienił temat.– Czy bardzo boli?– Nie, to drobiazg.Miałem rano wypadek.To cena, jaką się płaci za bycie dobrym samarytaninem.Boli mnie nadgarstek.Głupi gwardzista.Naprawdę! Co za pomysł, wozić człowieka w moim wieku na motocyklu! To godne potępienia.– Czy mogę panu jakoś pomóc?– Hm.– Cloucharde zastanawiał się przez chwilę, ciesząc się uwagą, jaką mu poświęcono.Pokręcił głową na boki.– Jeśli to nie kłopot, przydałaby mi się jeszcze jedna poduszka.– Żaden problem.– Becker wziął poduszkę z najbliższego wolnego łóżka i pomógł Cloucharde’owi wygodnie się ułożyć.– Teraz jest znacznie lepiej – starszy pan westchnął z zadowoleniem.– Dziękuję panu.– Pas du tout – odpowiedział Becker.– Ach! – Cloucharde uśmiechnął się serdecznie.– Więc mówi pan językiem cywilizowanego świata.– To mniej więcej wszystko, co umiem – Becker uśmiechnął się z zawstydzeniem.– Nie ma sprawy – dumnie stwierdził Cloucharde.– Mój felieton jest publikowany w Stanach, znam doskonale angielski.– Tak, słyszałem – uśmiechnął się znowu Becker.Usiadł na skraju łóżka.– Jeśli nie ma pan nic przeciwko, chciałbym zadać panu kilka pytań.Jak to się stało, że człowiek taki jak pan wylądował tutaj? W Sewilli są znacznie lepsze szpitale.– To przez tego policjanta.– gniewnie stwierdził Cloucharde.– Zrzucił mnie z motocykla i zostawił na ulicy, choć krwawiłem jak zarzynana świnia.Musiałem tu przyjść.– Nie zaproponował, że zawiezie pana do lepszego szpitala?– Na tym przeklętym motocyklu? Nie, dziękuję!– Co właściwie stało się dziś rano?– Opowiedziałem już porucznikowi.– Rozmawiałem z nim i.– Mam nadzieję, że udzielił mu pan reprymendy! – przerwał Cloucharde.– Użyłem bardzo ostrych słów – kiwnął głową Becker.– Konsulat złoży oficjalne zażalenie na piśmie.– Mam nadzieję.– Panie Cloucharde – powiedział Becker, wyciągając z kieszeni pióro.– Chciałbym złożyć oficjalny protest do władz miasta.Czy zechce pan pomóc? Zeznania człowieka o pańskiej reputacji miałyby bardzo duże znaczenie.Cloucharde wydawał się ucieszony perspektywą, że zostanie zacytowany.– Tak, oczywiście.Z przyjemnością.– Dobrze, zacznijmy od tego, co zdarzyło się dziś rano.– Becker wyjął niewielki notatnik.– Proszę mi opowiedzieć o wypadku.– To naprawdę tragiczne – starszy pan ciężko westchnął.– Ten biedak z Azji nagle zasłabł.Próbowałem mu pomóc, ale na próżno.– Czy zrobił pan masaż serca?– Niestety nie umiem – przyznał Cloucharde z pewnym zawstydzeniem.– Wezwałem pogotowie.Becker przypomniał sobie niebieskawe ślady na klatce piersiowej Tankada.– Czy lekarze z pogotowia zrobili masaż?– Boże, nie! – zaśmiał się Cloucharde.– To już nie miało sensu.Nim przyjechali, on nie żył.Sprawdzili puls i zabrali go, zostawiając mnie z tym okropnym policjantem.To dziwne, pomyślał Becker, zastanawiając się nad pochodzeniem siniaków na piersi Tankada.Zmusił się, by skupić się na rozmowie.– A co z tym pierścieniem? – zapytał możliwie nonszalancko.– Porucznik powiedział panu o pierścionku? – zdziwił się Kanadyjczyk.– Tak.– Naprawdę? – Cloucharde był tym wyraźnie zaskoczony.– Miałem wrażenie, że w ogóle mi nie uwierzył.Był bardzo nieuprzejmy, tak jakbym kłamał.Oczywiście mówiłem prawdę.Jestem dumny ze swej wiarygodności.– Gdzie jest pierścień? – naciskał Becker.Wydawało się, że Cloucharde nie usłyszał pytania.Patrzył w przestrzeń szklistymi oczami.– Dziwny pierścionek, z jakimiś literami.Nie przypominały żadnego znanego mi języka.– Może to japońskie ideogramy? – podsunął Becker.– Na pewno nie.– Zatem pan przyjrzał się temu pierścionkowi?– Na Boga, oczywiście! Gdy ukląkłem, żeby pomóc temu biedakowi, dosłownie wepchnął mi palce w twarz.Chciał dać mi ten pierścionek.To było bardzo dziwne, naprawdę okropne.miał strasznie zdeformowane ręce.– Czy wtedy wziął pan pierścionek?– Czy to powiedział panu ten policjant? – Cloucharde otworzył szeroko oczy ze zdumienia.– Że ja wziąłem pierścionek?Becker poruszył się niespokojnie, siedząc na łóżku.– Wiedziałem, że nie słucha! – wybuchł Cloucharde.– Tak rodzą się plotki! Powiedziałem mu, że ten Japończyk oddał pierścionek, ale wcale nie mnie! W żadnym razie nie wziąłbym niczego od umierającego człowieka! Na litość boską! Co za pomysł!– Zatem pan nie ma tego pierścionka? – spytał Becker, przeczuwając kolejny kłopot.– Oczywiście, że nie!– To kto go ma? – Becker poczuł skurcz w żołądku.– Ten Niemiec! – Cloucharde spojrzał na niego z oburzeniem.– Niemiec zabrał pierścionek!– Niemiec? Jaki Niemiec? – Becker czuł się tak, jakby podłoga zawaliła mu się pod nogami.– Niemiec z parku! Powiedziałem policjantowi o nim! Ja nie przyjąłem pierścionka, ale ta faszystowska świnia nie wahała się ani chwili!Becker odłożył pióro i notatnik.Przedstawienie się skończyło.Kolejny kłopot.– Zatem to Niemiec ma teraz pierścionek?– Właśnie.– Dokąd on poszedł?– Nie mam pojęcia.Pobiegłem wezwać policję.Gdy wróciłem, już go nie było.– Czy wie pan, kto to był?– Jakiś turysta.– Jest pan pewny?– Całe życie zajmuję się turystami – prychnął Cloucharde.– Potrafię ich rozpoznać.Spacerował z przyjaciółką po parku.– Z przyjaciółką? – Becker był coraz bardziej zagubiony.– Więc on nie był sam?– Był z panią do towarzystwa – potwierdził Cloucharde.– Wspaniała ruda.Mon Dieu! Piękna.– Pani do towarzystwa? – wykrztusił Becker.– To znaczy.z prostytutką?– Tak – skrzywił się starszy pan.– Jeśli musi pan używać takich wulgarnych słów.– Ależ.ten policjant nic nie powiedział o.– Oczywiście, że nie! Nawet nie wspomniałem o tej pani – Cloucharde pobłażliwie skinął zdrową ręką.– Nie robią nic złego.To nonsens, że policja prześladuje je, jakby były złodziejkami.– Czy był tam ktoś jeszcze? – Becker nie mógł się uspokoić.– Nie, tylko nas troje.Było gorąco.– Jest pan pewny, że to była prostytutka?– Bez wątpienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]