[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli tak będzie i jeśli elfy cię nie zabiją, to ja to zrobię.I zapamiętaj jeszczecoś: odebrałeś mi Cawti i doprowadziłeś do tego, że dużo straciłem w jej oczach.Takich rzeczy się nie zapomina i nie wybacza.Tak go zaskoczyłem, że przez moment był prawie człowiekiem. Zrobiłem to? Nie miałem takiego zamiaru, wszyscy robimy to, co musimy.Każda decyzja, którą podejmujemy, oparta jest o kryterium niezbędności.Jesteśpewien, że to ja? Nie przeginaj.Słyszałeś, co powiedziałem: żyjesz na kredyt.Odwróciłem się do Hertha  teraz był idealny moment, tylko należało nadsobą panować. Ciebie nienawidzę najbardziej ze wszystkich  w moim głosie brzmiałaczysta nienawiść. Nigdy nikogo tak nie nienawidziłem.Przekroczyłeś granicęinteresów, sprawa stała się osobista.Zanim cię zabiję, mam zamiar cię torturować,co sprawi mi największą przyjemność.Nadal nawet mięsień nie drgnął w jego twarzy  zaczynało mnie to wście-kać.Patrząc na jego nieruchomą gębę, prawie się zapomniałem.Mimo tego co miprzyszło do głowy, nadal pragnąłem go zabić własnoręcznie, i to powoli.Złapałemgo za gardło i rzuciłem na ścianę.Sztylet przysunąłem pod jego oko i oznajmiłemzduszonym głosem: Słuchaj, ścierwo: ci tu chcą, żebyś żył.Niech będzie moja krzywda, niezabiję cię teraz.Dasz mi jednak słowo, że przez dwa dni nie naślesz na mnienikogo.Mam dla ciebie pewną propozycję.Usłyszysz o niej w ciągu tych dwóchdni.No?! Nie naślę nikogo na ciebie przez dwa dni.Potrząsnąłem głową.Nie bardzo mu wierzyłem, ale skoro zdecydowałem sięna wariactwo, trzeba było ryzykować. Wracam do domu, Cawti.Wracasz ze mną?  spytałem prawie normalnymgłosem.Spojrzała na mnie smętnie.Odwróciłem się.W tym momencie od drzwi dobiegł głośny szczęk stali i do pokoju wleciałaciężka szpada, która z łoskotem wylądowała na podłodze.Zaraz potem do pokoju177 wszedł tyłem jeden z pilnujących głównego wejścia.Do jego gardła przytkniętybył rapier, który trzymał mój dziadek.Na jego ramieniu siedział Ambrus, a nadjego głową krążył Loiosh. Noish-pa! Chciałeś się ze mną zobaczyć? W pewnym sensie  znów omal się nie roześmiałem.Prawdę mówiąc, zapomniałem, że poprosiłem, by przyszedł. Witam, panie Taltos  odezwał się uprzejmie Kelly.Wymienili płytkie ukłony. Poczekajcie tu  poleciłem, nie adresując tego do nikogo konkretnego.I wyszedłem, żeby się uspokoić.Zraniony przeze mnie nadal leżał i trzymał sięza brzuch, tyle że teraz jęczał, a tymczasem zdołał wyjąć z ciała nóż.W obu jegonogach i rękach oraz w ramieniu znajdowały się rany po pchnięciach.Jak znamrękodzieło dziadka, były niewielkie, głębokie i bolesne jak cholera.Po posłańcunigdzie nie było śladu.Ostrożnie wyszedłem na ulicę  ludzie i gwardziści nadalstali naprzeciw siebie, tyle że jednych i drugich było znacznie więcej.Przeszedłem środkiem ulicy, kierując się ku dowódcy.Stanąłem przed nim, skłoniłem się i spytałem: Lord Khaavren?Spojrzał na mnie i twarz mu stężała.Kiwnął głową potakująco. Chciałem tylko powiedzieć, że nie będzie żadnych kłopotów.Ludzie wkrót-ce się rozejdą.To była pomyłka.Przyjrzał mi się przez moment, jakbym był wroną, po czym przeniósł gdzieśwzrok.Przynajmniej nie patrzył na mnie jak na martwą wronę.Odwróciłem się i poszedłem do apteki.Odszukałem adeptkę i poinformowałem ją: Możesz zdjąć blokadę.A jeśli chcesz zarobić dodatkowo to wkrótce wyj-dzie z budynku Herth z rannymi.Sądzę, że dobrze zapłaci za teleport do domu. Dziękuję, lordzie Taltos.To była przyjemność pracować z panem.Pożegnałem ją ukłonem i wróciłem do budynku.Jednak nim tam dotarłem, na ulicę wyszli Herth i ci z jego podwładnych, któ-rzy mogli chodzić.Herth nawet na mnie nie spojrzał, gdy go mijałem.Wchodząc,dostrzegłem, że adeptka podeszła do niego.W pokoju nie było ani Cawti, ani mojego dziadka.Był za to Loiosh. Są w gabinecie Kelly ego  poinformował mnie. Też dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •