[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I było ich dwóch, i nie wiadomo, skąd się wziął ten trzeci.175  Mieli dwa numery! Rozumie pan? Dwa numery! To znaczy, jeden numer,ten sam! Oba! Rozumie pan?Krzysztof Cegna rozumiał na razie, że była kraksa samochodowa, skutkiemktórej gdzieś zrobiła się widoczna dla Tereski dziura, i że dwaj faceci, zaopatrzeniw jakieś jednakowe numery, usiłowali je zabić, a wszystko razem odbywało sięw piwnicy na schodkach.Wydało mu się to raczej mało prawdopodobne.Z wiel-kim wysiłkiem jął rozplątywać ten skomplikowany węzeł informacji, upierając sięprzede wszystkim przy zachowaniu jakiegoś porządku chronologicznego.Po paruminutach chaosu pojął wreszcie, że najpierw było zderzenie. Dwa Fiaty, mówi pani? Jednakowe? Miały ten sam numer i on się niczymnie różnił! I litery te same? No mówię panu, rewolucja francuska, pięćdziesiąt siedem, osiemdziesiątdziewięć! Oba! Obok siebie! I moja ciotka, WG! Oświetlone! Myślałyśmy, że nam się w oczach dwoi! I to musi być jakiś potworny kant! Zaraz! I potem co panie widziały? Jeden przejechał i pojechał dalej naPowsin! A za nim co, Volkswagen? Volkswagen.Szary.Krzysztof Cegna zaczął nagle rozumieć mnóstwo rzeczy i zrobiło mu się go-rąco.Przez chwilę nie wiedział, co robić najpierw, zdobywać dalsze wiadomości,czy rozpowszechniać uzyskane.Machnięciem ręki powstrzymał potok sensacjii odwrócił się do milicjanta, który wysiadł z samochodu i z zajęciem przyglądałsię i przysłuchiwał grupie na środku szosy.Z przedniego siedzenia wychylał sięrównie zainteresowany kierowca. Chłopie, ale masz fart!  powiedział z podziwem.Krzysztof Cegna nie miał teraz czasu roztkliwiać się nad swoim szczęściem. Wiesiek, złap majora  polecił z pośpiechem. Nikogo innego, bo tylkomajor się w tym połapie.Rany Boga, ale melanż! No dobra, i co dalej? Potemszanowne panienki wlazły do tej chałupy? Nie, na podwórze.Tam się zupełnie nie było gdzie schować, wszędzie sameparkany. A ten samochód jechał i świecił. I w końcu musiałyśmy wejść do tej komórki pod schodami, a to była piw-nica.Krzysztof Cegna słuchał z uwagą, kiwając głową i niekiedy żądając dodat-kowych szczegółów.Na wieść o osobnikach, podnoszących płytę chodnikową,doznał wyraznego wstrząsu, ale nim zdążył dać temu wyraz, milicjant wezwał godo samochodu, oświadczając, że ma majora.Z blaskiem w oczach i rumieńcemna obliczu Krzysztof Cegna rzucił się do nadajnika, za nim zaś rzuciły się Tere-ska i Okrętka, którym wyłącznie bliska obecność Skrzetuskiego dawała poczuciebezpieczeństwa.176  Oni mają dwa wozy  meldował pośpiesznie. Identyczne Fiaty, tensam numer rejestracyjny, na jednym, oczywiście, fałszywy.Zamieniają się przypierwszej okazji, miejsce muszą mieć umówione, jeden odciąga obstawę, a drugima spokój i jedzie, gdzie chce.W tej chwili oba są na mieście.Druga wia-domość: skrytka w melinie wykryta.Jeden z bandy zamknięty w piwnicy przedpółgodziną.Nie, to przypadek.Prawdopodobnie jeszcze tam siedzi.W skryt-ce złożono towar, też jakieś pół godziny temu.Wóz komendy mokotowskiej napatrolu, Aleja Wilanowska, przy zakręcie śmierci.Tak jest, zaczekać! Zaraz tu będą  powiedział wysiadając  mówcie dalej.Zamknęłyściena skobel? I podparłam drągiem  wyznała Okrętka  Nie wiem, czy on się tam nieudusi. Myśmy się nie udusiły we dwie, to on się nie udusi sam jeden  zaprote-stowała Tereska. Nic mu nie będzie.Dziwię się tylko, że nie krzyczał. Pewnie zgłupiał.On nas szukał, żeby nas pomordować.Zostawiłyśmy oknow kuchni otwarte. To niedobrze.Jakby w razie czego wrócili, od razu się połapią.Mogąwszystko wynieść gdzie indziej.Czekajcie no, Wiesiek, daj jeszcze raz majora.Po krótkiej wymianie zdań w samochodzie Krzysztof Cegna nieco się uspo-koił. W porządku, tam gdzieś jest ich człowiek.Znaczy, wywiadowca.Jakby co,to przypilnuje. Samochodem jest?  przerwała Tereska. Nie, chyba nie.Na piechotę. To na nic.Oni wywiozą samochodem i co? Będzie za nimi leciał? Samochodem nic nie zwojują, bo już całe miasto ich pilnuje, a nasze wozyteż tam jadą.My z nimi zaraz pojedziemy. Ja nie!!!  wrzasnęła gwałtownie Okrętka.Krzysztof Cegna spojrzał na nią z zakłopotaniem. Ale musicie pokazać to miejsce.Jak pani chce, to może pani tu zostać,a tylko jedna pojedzie, ale myślałem, że będzie pani wolała jechać.Perspektywa pozostania samej na szosie w ciemnościach, wyłącznie w to-warzystwie sągu drewna na opał, sprawiła, że Okrętka zatrzęsła się ze zgrozy.Z dwojga złego już lepiej było jechać do przeklętego miejsca w towarzystwie mi-licji.W ostateczności może przecież nie wysiadać z samochodu. I co będzie?  pytała nadzwyczajnie przejęta Tereska. Wydobędą terazwszystko z tej dziury? Przeciwnie  odparł Krzysztof Cegna, pełen dumy, satysfakcji i szczęścia. Zostawi się wszystko i poczeka się na nich, żeby złapać na gorącym uczynku,jak sami będą wyjmować.Trzeba tylko sprawdzić, jak tam jest, czy nie mają ja-177 kiegoś innego dostępu.Nie wiem, jak z tym bandziorem w piwnicy, on tam siedzicałkiem niepotrzebnie.Lepiej było go nie zamykać. Lepiej było, żeby nas pomordował?! No nie.Ale zamykać niedobrze, a przynajmniej trzeba było nie tak po-rządnie.Już by do tej pory sam wylazł i nie byłoby kłopotu. Może wylazł. powiedziała Tereska niepewnie. Ale już i tak nic nie będę mówił, boście zrobiły dziesięć razy więcej niż ja.Medal wam się należy.%7łe też mnie tknęło, żeby tu przyjechać! A skąd pan się tu właściwie wziął? Bałem się, że zrobicie co głupiego  wyznał Krzysztof Cegna po krótkimwahaniu. Byłyście wczoraj na Dworu Głównym.A dzisiaj przyszedł prze-myt i wiadomo było, że oni się przy tym pokręcą.Mogłyście się na nich nadziać,więc poszedłem się dowiedzieć, gdzie jesteście, i okazało się, że pojechałyściewłaśnie tutaj, po drzewo.Złapałem chłopaków z patrolu i namówiłem ich, żebyteż tu pojechali, im było wszystko jedno, akurat nie mieli żadnych wezwań.O,jadą!W kilkanaście minut pózniej Tereska i Okrętka, siedząc w samochodzie mili-cyjnym, w niejakim oddaleniu od zbójeckiej meliny, w napięciu oczekiwały wia-domości z placu boju.Razem z nimi siedział major, milczący i jakby czegoś nie-zadowolony.W podejrzanym budynku wciąż panowała cisza i spokój.Okno w kuchni by-ło nadal otwarte, drzwi komórki pod gankiem podparte drągiem, z wnętrza niewydobywały się żadne odgłosy, w piwnicy zaś wisiała zamknięta kłódka.Najwy-razniej w świecie od godziny nic się nie zmieniło, mieszkańcy domu nie wrócili,a uwięziony bandzior posłusznie pozostawał w zamknięciu.Major zastanawiał się krótką chwilę. Nie da rady inaczej  mruknął. Uważać tu, czy nie wracają.Tego z piw-nicy zdjąć i od razu do wozu.Piwnicę otworzyć, okno zamknąć, usunąć ślady.Idziemy! Szanowne obywatelki raczą pozwolić.Z bijącym sercem, zarazem przestrachem i niebotyczną satysfakcją, Tereskai Okrętka znów wkroczyły na przeklęte podwórze. Tu. zaczęła Tereska. Zaraz!  przerwał major. Najpierw zabierzemy tamtego.Odsuńcie się,nie wiadomo, co mu do głowy strzeli.Dwóch milicjantów z pewnym wysiłkiem wyszarpnęło podpierający drąg,który, jak się okazało, wbity przez Okrętkę siłą rozpaczy, trzymał na mur.Wy-ciągnęli hak, zdjęli skobel i odskoczyli na boki, otwierając drzwiczki. Ręce do góry!  krzyknął jeden z nich. Wyłaz! Nie wygłupiaj się  powiedział ponuro bandzior, wyłażąc z komórki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •