[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaopatrzony był w jakieś sznurki, idące od góry do dołu, pomyślałam chwilę, przypomniałam sobie bardzo młode lata, wykorzystałam sznureczki w narożnikach flagi i podciągnęłam ją możliwie wysoko.Wyglądało zupełnie nieźle, dodałam więc gazu i dumna z przedsięwzięcia ruszyłam między wyspy.Poczekałam w kolejce, strzałka wskaźnika znów mi stanęła na #"full" i ruszyłam w dalszą drogę.Teraz już tylko opłynąć Półwysep Pirenejski i Bretania przede mną!Postanowiłam przespać się w dzień, nie czekając z tym do nocy.Dotychczas wszystko szło podejrzanie dobrze, ale już od owego miejsca w Afryce, które jednak musiało znajdować się chyba w Mauretanii, zaczęłam zostawiać za sobą wyraźne ślady.Nade mną latały samoloty i helikoptery i każdy z nich mógł być tym, którego szczególnie interesował jacht "Stella di Mare".W dzień nie mogli mi zrobić nic złego, za duży ruch panował w okolicy, ale w nocy wszystko było możliwe,Na autopilocie płynęłam wolniej w obawie zderzenia.Spałam krótko, bo byłam zdenerwowana.Już od wieczora siedziałam w sterówce osobiście i z niepokojem rozglądałam się głównie po niebie.Ciemności zapadły, wszystkie statki dookoła płynęły oświetlone, ja jedna występowałam w charakterze tajemniczego widma.Po licznych wahaniach, czy świecić jak wszyscy i stanowić doskonały cel, czy też wyróżniać się brakiem świateł, wybrałam to drugie.Bałam się, że ominę Hiszpanię za daleko, przeoczę ten północno-zachodni narożnik i niepotrzebnie udam się do Anglii, skręciłam więc nieco na wschód.Wbrew dotychczasowym sukcesom morskie podróże wydawały mi się coraz bardziej skomplikowane.Płynąć na durch przez bezgraniczną wodę, wybierając sobie dowolną linię prostą, to jeszcze pół biedy, ale plątać się tu, pomiędzy różnymi lądami, i trafiać w upatrzone miejsca, to już była katorżnicza praca!Do lądu zbliżyłam się zanadto, o czym dowiedziałam się dopiero, kiedy gdzieś z prawej strony wytrysnął snop światła.Daleko po wodzie rozszedł się warkot ścigacza, zagłuszający pomruk moich silników.Ścigacz pruł prosto na mnie, bucząc czymś i mrugając rozmaitymi światłami.Możliwe, że usiłował konwersować ze mną za pomocą alfabetu Morse'a.Bez sekundy namysłu przepchnęłam obie wajchy w przód.Jacht skoczył przed siebie jak spłoszona łania.Uprzednio płynęłam wolniej w obawie tego przeoczenia Hiszpanii i z zamiarem trzymania się lądu w ciągu dnia, teraz machnęłam ręką na Hiszpanię, Anglia nie Anglia, wszystko jedno, byle uciec!!!Płynęli prosto za moją rufą.Świecili jakimś potężnym reflektorem, w którego promieniach musiałam być doskonale widoczna.Postanowiłam z determinacją, że jeśli się zbliżą, trudno, będę strzelać do tyłu z tych karabinów maszynowych.W zmąconym paniką umyśle mignęła mi wizja armaty.Po czym przypomniałam sobie o zasłonie dymnej.Ze złowrogim "puff" wyrosła za mną wielka, czarna chmura i światło reflektora przygasło.Zrobiłam "puff" drugi raz i skręciłam ku wschodowi, bo w pierwszej chwili ruszyłam do ucieczki za bardzo na zachód.Dwie czarne chmury rozlały się we wszystkie strony wszerz i wzwyż i kiedy migający światłami ścigacz wydostał się z nich, byłam od niego znacznie dalej niż przedtem.Nie musiałam robić "puff" trzeci raz, moje silniki były lepsze, jeszcze parę minut i wstrętny potwór został z tyłu.W dziesięć minut potem pokazał się drugi na prawo przede mną."Żebyście zdechli!" — pomyślałam z rozpaczą i zaczęłam wyścig.Kto komu przetnie drogę, ja im czy oni mnie.Ja byłam lepsza.Nie tyle ja, co ten oszałamiająco sprawny jacht.Przefrunął przed nosem ścigacza, puścił rufą czarną chmurę i znów posłusznie skręcił nieco na wschód.Ścigacz wylazł z chmury, został nieco w tyle, ale ciągle grzmiał za mną."Skąd u diabła wiedzą, gdzie jestem w tych ciemnościach?!" — pomyślałam coraz mniej zrozpaczona, a coraz bardziej wściekła i natychmiast przyszła odpowiedź.Radar! Mają radar! Prawda, przecież ja też mam radar!…Nawet krótko szukałam właściwego guzika.Zielona strzałka zaczęła latać w kółko.Popiskiwało.Trudno, niech popiskuje, niech to szlag trafi! Co ta zielona strzałka właściwie pokazuje? Nie trzeba to było zainteresować się tym, jak miałam czas?W myśl moich wiadomości o radarze morze było pełne nie wiadomo czego.Dookoła pływały jakieś rzeczy, to znaczy domyślałam się tylko, że pływają, na tarczy stały w miejscu.Ta jakaś poszarpana linia po prawej stronie środka to musiał być brzeg.Zmieniał się prawie za każdym obrotem strzałki, co świadczyło, że primo musiał być blisko, a secundo, ze płynęłam bardzo szybko.Mały punkcik tuż poniżej środka, będący niewątpliwie przeklętym ścigaczem, powoli oddalał się w kierunku skraju tarczy.Uciekłam im!Oddaliłam się trochę od brzegu.Poszarpana linia przeszła bardziej na prawo.Ścigacz wycofał się poza tarczę.Poczułam, że jestem śmiertelnie wykończona i zaczęłam marzyć o odrobinie spokoju i bezpieczeństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]