[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasycili jeszcze spojrzenie spojrzeniem, cichy uśmiech ci-chym uśmiechem, podali sobie ręce i rozstali się.Właśnie służąca Wikcia wbiegła do pokoju, żeby wydobyć z łóżeczka małego Stasia, którysię zbudził i rozkrzyczał.Jasiołd rzekł z ukłonem: Nie będę przeszkadzał.Pewnie pani będzie gotować mleko dla małego. A tak.Ale to przecie jeszcze czas. Ja się spieszę, bo mam stanąć w koszarach o dziewiątej.Jutro rano wyruszamy. Jutro rano!.Dokąd? Nie wiem, proszę pani.Dokądś na linię.Coś mówią, że nad Nidę, w stronę Pińczowa. Kiedyż pan znowu będzie w Krakowie? Gdybym to wiedział. Proszę o nas pamiętać, gdy pan przyjedzie. Będę pamiętał! A proszę pozdrowić ode mnie porucznika Znicę. Dziękuję panu. No, to już idę.Cześć! %7łegnam pana.128 Sprawa tak codzienna i prosta jak rozstanie się zakochanego młodzieńca z piękną mężatkąstała się przecież wielkim nieszczęściem Jasiołda.W koszarach, w wagonie kolejowym, wmarszu, w obozie, wszędzie, gdziekolwiek był, przymierał z żalu.%7łył jakby w chmurze bez-kształtnej, bezbrzeżnej, pełnej niewysłowionej odmiany.Musiał bez przerwy biernie uważać,jak żal kąsa mu duszę.Wszystkie zdarzenia mijały ni to obrazy snu bez początku i końca.Wciągu tygodnia leżenia nad Nidą, podczas srogiej i ostrej zimy, w okopach legionów  tęskniłza panią Celiną.Obraz jej żywy oddalał się coraz bardziej, a żal, przeciwnie, zbliżał się i po-większał.Ciężka a subtelna żądza, niejasne, pachnące dobro, które było nią samą w jego du-szy, zamykało się wszystko w najdroższym jej imieniu.Czasem do zapamiętanej piękności,odrębnego bytu, który był wcielony w głębinie jego duszy, przebiła się z zewnątrz melodia isłowa jakowejś pieśni, a w jej kantylenę spływały tajemniczo ciemne fale wewnętrznegosmutku.Czasem uczuwanie, uświadomienie sobie ogromu utraconego dobra stawało się niedo zniesienia.Jak natężona i nie dająca się utrzymać sprężyna, wybuchała żądza śmierci.Zmierć mogła być jedynym lekiem na wewnętrzny ucisk, któremu wola nie mogła dać rady.To śmieszne pożądanie straszliwego zjawiska było zupełną o nim niewiedzą.Jasiołd niechciał już nigdy zobaczyć pani Celiny ani nie pragnął rozmawiać z nią, bawić się i zamieraćw obopólnym uśmiechu.Wiedział wszystko, co wiedzieć należało, że ona jest cudzą żoną,uczciwą mężatką, szlachetną matką.Rozumiał, że uczucia jego są głupie i śmieszne.Ale niemógł zapomnieć tego momentu, gdy przez niebiańską chwilę patrzyli w swe oczy.Zatapiałsię całą duszą w to zdarzenie i kołysał się na skrzydłach szczęścia.Nic nie było w stanie wy-drzeć mu rajskiej rozkoszy tego wspomnienia.Wiedział, że chwila taka już nie powtórzy sięnigdy, i nawet nie marzył o tym, żeby się powtórzyła.Toteż chciał sobie po prostu umrzeć ztą chwilą w sercu.Bezcenne a wiecznie żywotwórcze w jego duszy wspomnienie było bez przerwy napasto-wane przez nieznośne obrazy.Widział panią Celinę w objęciach Znicy, przebywał jako niemyświadek przy łożu jej sypialni.Patrzał oczyma rozpalonymi, które pękały z rozpaczy, nawszystko, co się tam działo.Zewsząd i ze wszystkiego biły nań te widoki i obrazy.Z książek,które czasami zabłąkały się do rowów strzeleckich, z rozmów, z wszetecznych śpiewek, awreszcie ze wszelkich fenomenów życia.Było to szczególne zjawisko  zapewne skutek złu-dzenia, a niemniej przecie pewnik niemal matematyczny  iż Jasiołd dostrzegał wszędzie ści-sły i jasny związek ze swą miłością.Jeżeli czytał książkę, spotykał na jej stronicach sytuacje,wyrazy, zdania, uwagi, dowody, niemal dokumenty, zahaczające się o jego wewnętrzną spra-wę  najczęściej napastliwie, drwiąco i podle osądzające jego wewnętrzne uczucie.Nierazmusiał precz cisnąć ciekawą książkę, gdyż drżał, że wyczyta na stronicach jej, dotąd jeszczenie poznanych, jakieś oskarżenie czy wyrok nie do zniesienia.Te książki, dziwne baśnie, nie-przerwane plotki o życiu rodzaju ludzkiego, zdawały się od dawien dawna doskonale wie-dzieć o jego przygodzie duchowej i o wszystkim, co taił wewnątrz siebie.To samo było z kolegami, którym kufel patrzał z oczu, a dziewka była pierwszym i jedy-nym tematem rozmowy.Ich zwierzenia i przypowiastki, zawsze odarte ze wstydu, brutalne,ohydne, bestialskie  ciągła gwara o burdelach, kurwach, pogwałceniach, o francy i tryprze, awszystko wyrażone w sposób nadzwyczaj swawolny, dowcipny, cyniczny, żołnierski, kawa-lerski, chamski  zdawały się bez przerwy szydzić, drwić, natrząsać się z głupiej jego miłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •